[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Towarzyszył jejmężczyzna.Aódz ich przybiła pierwsza do brzegu.Kalist zadrżał ale przyjrzawszy im sięrozpoznał lokaja i pokojową; nie śmiał pytać ich o nic. Jedzie pan Kalist do Croisic? zaczepiali go znajomi marynarze.Odpowiadał, kręcącprzecząco głową i wstyd mu było nieco, że wymieniają jego imię.Kalista zahipnotyzował kufer obciągnięty smołowanym płótnem i noszący napis:MARGRABINA DE ROCHEFIDE.Nazwisko to zabłysło mu przed oczyma niby talizman,wyczuł w nim jakąś fatalność; wiedział, nie wątpił ani przez moment, że pokocha tę kobietę;zaprzątał się już najbagatelniejszymi drobiazgami jej dotyczącymi, interesowały go, podnie-cały w nim ciekawość.Dlaczego? Czyż na skwarnej pustyni naszych bezmiernych i bez-124przedmiotowych pożądań młodość nie koncentruje wszystkich swoich sił w pierwszej kobie-cie, jaka się pojawi? Beatrix odziedziczyła miłość, którą wzgardziła Felicyta.Kalist przyglą-dał się, lak wyładowywano łódz, wypatrując od strony Croisic drugiej łodzi, w nadziei, żewynurzy się ona z portu, podpłynie do niewielkiego półwyspu, gdzie huczą morskie fale, iukaże mu ową Beatrix, co stała się już dlań w myśli jakby Beatryczą Dantego, niezniszczal-nym marmurowym 'posągiem, na którego ramionach będzie wieszał kwiaty i wieńce.Stałskrzyżowawszy ręce, pogrążony w zadumie i oczekiwaniu.Fakt godzien uwagi, a jednak do-tąd nie zauważony: często podporządkowujemy nasze uczucia jakiejś nieokreślonej woli, za-ciągamy wobec siebie rodzaj obligu i w ten sposób tworzymy swój los; przypadek nie ma tu zpewnością tak wielkiego udziału, jak myślimy. Koni jak nie widać, tak nie widać rzekła pokojowa siedząca na kuferku. A ja nie widzę tu żadnej przetartej drogi dodał lokaj. Ale przecież docierają tu konie rzekła pokojowa wskazując ślady ich pobytu. Czy to,proszę pana, droga do Gurande? zwróciła się do Kalista. Tak odpowiedział. A na kogo pani czeka? Powiedziano nam, że przyjadą po nas z Touches.Jeśli się spóznią, nie wiem, kiedy panimargrabina zdąży się ubrać rzekła do lokaja. Powinien pan pójść do panny des Touches.Co za dziki kraj!Kalistowi zaświtało niejasno w głowie, że sytuacja jego jest raczej fałszywa. To pani margrabina jedzie do Touches? zagadnął. Panienka była tu po nią dziś o siódmej rano.Otóż i konie!.Kalist pomknął ku Gurande lekko i szybko jak jeleń, żeby nie wypatrzyła go służba z To-uches, ale choć kluczył niby zając, i tak spotkał dwóch lokajów na wąskiej ścieżce wiodącejprzez mokradła. Wstąpić czy nie wstąpić? pomyślał ujrzawszy wierzchołki znajomychsosen.Zląkł się, stracił kontenans, wrócił zmartwiony do Gurande i tu przechadzając się poplantach, medytował dalej.Drżał, widząc z daleka dachy Touches, przyglądał się bacznieblaszanym kurkom. Nie domyśla się nawet, jak jestem rozgorączkowany! powiadał sobie.Myśli kapryśne zapadały mu w serce pękami drobniutkich kotwic, przyszpilając tam margra-binę.Tych wstępnych obaw i radości nie zaznał wobec Felicyty; kiedy ujrzał ją po raz pierw-szy, jechała konno i pragnienie jego zrodziło się jak na widok pięknego kwiatu, który zerwaćmiałby ochotę.Dla duszy nieśmiałej takie chwile niepewności składają się jakby w poemat.Rozgrzana pierwszymi płomieniami wyobrazni, burzy się, gniewa, uspokaja i znów zaczynabuzować, a w ciszy i samotni osiąga najwyższy stopień afektu, zanim dotrze do celu swoichlicznych zabiegań.Kalist dostrzegł kawalera du Halgę spacerującego opodal z panną de Pen-Hol; skrył się na dzwięk swojego imienia.Stary szlachcic i stara panna rozprawiali głośno,spodziewając się, że są sami na plantach. Skoro Szarlota przyjeżdża mówił kawaler zatrzymaj ją tu pani na trzy do czterechmiesięcy.I jakżeż miała, według pani, kokietować Kalista? Nie zdążyła nawet nigdy zabraćsię do tego, a teraz, jeśli ta parka będzie widywać się co dzień, zakochają się w sobie na zabóji w zimie pożenisz ich pani.Jeśli szepniesz dwa słowa Szarlocie o swoich planach, Szarlotaszepnie Kalistowi cztery, a szesnastoletnia dziewczyna z pewnością zapędzi w kozi róg czter-dziestoparoletnią kobietę.Dwoje starców zawróciło i Kalist nie usłyszał już nic, lecz i tak dowiedział się o zamy-słach panny de Pen-Hol.W tym stanie ducha nie mogło go spotkać nic gorszego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]