[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw obłoki rozchodziły się promieniście z miejsca znajdującego się prosto nad zamkiem.Potem zaczęły wi­rować zgodnie z ruchem wskazówek zegara.Zza fortyfikacji wystrze­liła srebrzysta spirala, która łukiem opadła w stronę wody.- Mam cię - wymruczał Maks, wykonując ostatni gest.Złączył palce czubkami i podwinął je ku wnętrzom dłoni.Z grzbietów dłoni, w pierś Podstępnego Miecza, wystrzeliła smuga pyłu, który zawiro­wał i zlał się z dyskiem sprzęgającym.Dysk rozbłysnął zimnym, błękitnym światłem, przeniknął klatkę pier­siową Miecza i sięgnął poza nią, tworząc zygzakowaty tunel.Podstępny Miecz popatrzył na dół, z niepewnym wyrazem twarzy i zaczął mówić:- Nie sądzę, aby Gashowi przypadło to.- kiedy z głośnym ŁU- UUEEEUUU! coś pojawiło się w głębi tunelu.Była to struga płynne­go błękitu o barwie tak intensywnej, że raziła oczy.Błękit wypadł z dysku w postaci grubej falistej kolumny o ostrym szpicu i skiero­wał się do pierścienia.Pierścień rozjarzył się blaskiem płynnego złota, gdy błękitny wąż przesmyknął się przez obrączkę i popędził w niebo.Kilkadziesiąt metrów wyżej błękit zniknął, pochłonięty przez czerń nocy.Maks zmrużył oczy i obserwował zataczającą się czerwoną kulę ognia.Jedna sekunda, dwie - i nic! Nie zadziałało! Ach, nieważne, teraz już wszyscy byli skazani, a.Na boku czerwonej kuli pojawiła się okrągła, niebieska plama.Szkielet pola ograniczającego zarysował się wyraźnie, jak wielkie litery wypisane błękitną błyskawicą.Plama zatętniła i jakby rozkwi­tła.BUUUM! - Wszystko zalał oślepiający blask wybuchającego słońca.Świat utracił naturalne barwy.Górna część zamku, zwrócona w jego stronę fasada pałacu oraz szczyty rzecznych fal stały się ośle­piająco srebrne, cienie zaś i niżej położone miejsca, czarne jak dno otchłani.Po niebie przetoczył się dudniący grzmot.A potem.Powietrze nagle znieruchomiało.Grzmot ucichł, jeszcze tylko po­wracały echa odbite od wzgórz, blask spłowiał do serii nikłych rozbły­sków.Maks usłyszał ciche ssanie, potem przeciągłe siorbnięcie - SZSZLLURP! Wnętrze pierścienia rozbłysło czerwienią, ta przeszła w błękit, barwy zawirowały i opadły na powierzchnię metalu.Aureola zimnego błękitu przepłynęła przez pierścień i powoli rozpuściła się w powietrzu.- I co, dobrze? - zapytał Podstępny Miecz.- Można by to tak ująć - rzekł Maks.Miał kłopoty z formułowa­niem myśli i zdań, poza tym ćmiło mu się w oczach.- Nie próbuj.nie zakładaj pierścienia, bo będziemy musieli przejść przez to wszyst­ko jeszcze raz.- A zatem udało się?- Tak, mieliśmy szczęście.- A co z Gashem?- Nie wiem, nie wiem.- znów zrywał się wiatr.Wysoki grzy­wacz uderzył w łódź i przelał się nad burtą.- Teraz trzeba skontak­tować się z Karlinim.- Na niebie gęstniało ogromne koło chmur.Górne partie zamczyska jarzyły się posępną czerwienią, płynne ka­mienie układały się w dziwne kształty.Maks pomacał swą bransole­tę.- Karlini! Karlini, jesteś tam?- Maks? - głos Karliniego dobiegał z daleka, był bardzo słaby.- Cieszę się, że wróciłeś.Zamek gotuje się do odlotu.Maks widział coraz gorzej, ciemność spowijała jego głowę ni­czym czarna opaska.Słyszał tylko dudnienie, jakie rozbrzmiewało mu pod czaszką.Głos Podstępnego Miecza dobiegał z równie dale­ka, co głos Karliniego.- Maks? Maks!Kolebał się na rufie łodzi, patrząc na zamek i mówiąc do kogoś, kogo tu nie było.Potem pochylił się i osunął na zwój liny w zęzie.Znieruchomiał z głową wytkniętą za burtę.Od czasu, gdy widziałem go po raz ostatni, ogromnie stracił na wadze.Wyglądał jak ofiara długotrwałego głodu; ubranie wisiało na nim jak na kiju, a skóra na­wet w tym paskudnym czerwonym blasku wydawała się okropnie ziemista.- Maks? - powtórzyłem, ale na próżno.Maks zemdlał.I zostawił cały kłopot na mojej głowie.Gash był gdzieś tutaj, czułem go.Sztuczka Maksa kompletnie go zaskoczyła, był osłabiony, więc chyba na razie nie musiałem się go obawiać.Prawdziwym problemem był teraz nie on, a Maks, który dał mi niezłą szkołę i potraktował w sposób, na jaki nie pozwoliłbym nikomu innemu.Bolały mnie piersi, gdzie uderzył mnie tym swoim niebieskim czarem.Gash też był obolały, czułem to poprzez więź metaboliczną.Nie byłem pewien, czy sam zdołam się pozbierać, ale udało się.Musiałem jak najszybciej podjąć parę ważnych decyzji.Byłem w kropce.Najprostsze wyjście z sytuacji polegało na tym, żeby zapomnieć o Shaa, zapomnieć o drugim przyjacielu Maksa z zamku, dać sobie spokój z jego problemem, jaki by nie był, i z tym, co Maks zamierzał zrobić, aby go ocalić, i po prostu wyrzucić Maksa za burtę.Gdyby Shaa mnie wypytywał, mógłbym powiedzieć, że nie zdążyłem na czas, a w razie potrzeby zwinąć się z miasta albo przyczaić gdzieś na parę miesięcy.Tak, na pewno ktoś by mnie szukał, ale takie pro­blemy nie były mi obce.Najprawdopodobniej w tej chwili też byłem na czyjejś liście - takie były ciemne strony mojego fachu.Najważ­niejsze, że pozbyłbym się Maksa raz na zawsze, taka okazja mogła się nie powtórzyć.To rozwiązanie byłoby błogosławieństwem nie tylko dla mnie, wydawało się korzystne również z punktu widzenia zdrowego rozsądku i dobra publicznego.Nienawidzę magii, a jedną z przyczyn jest bałagan, jaki powodu­je.Magia jest siłą bardziej niszczącą od wszystkich innych, ludzkich czy naturalnych.Dodaj odrobinę magii do tego, co robisz, a wkrótce wszystko wyśliźnie ci się z rąk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl