[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naprawdę miała na imię Chastity albo Charity - Vilate twierdziła, że Chastity, od cnoty, bo niby jest taka cnotliwa, ale pozostali uważali, że raczej Charity, od miłosierdzia.Nazywano ją Goody od gospodyni, gdyż trzy razy była mężatką i jej mężowie żyli w szczęściu aż do śmierci, za każdym razem przypadkowej.Chociaż Vilate znowu potrafiła wzbudzić w Arthurze wrażenie, że jednak nie całkiem przypadkowej.Obie kobiety prowadziły ze sobą nieustanną wojnę, to jasne - prawie każdemu słowu jednej natychmiast zaprzeczała druga.Trzeba przyznać, że nie te panie wymyśliły plotki, w Hatrack River już wcześniej krążyły różne pogłoski i opowieści, zanim obie jeszcze się tu wprowadziły.Ale Arthur codziennie je odwiedzał i napychały go plotkami, aż Alvin przestawał rozumieć, o co chodzi, a Arthur Stuart z pewnością nie rozumiał nawet połowy.Alvin sam widział, że Vilate jest nieszczera i złośliwa.Ale Goody mogła być taka sama, albo i gorsza, tyle że lepiej to ukrywała.Trudno powiedzieć.I jeszcze ta sprawa z Goody Trader, kiedy stwierdziła, że Alvinowi niczego nie trzeba - o co jej chodziło?Ale poza kłótniami i plotkami jeszcze coś wydało się Alvinowi niezwykłe.W Hatrack River aż gęsto było od potężnych talentów.W prawie każdym miasteczku żył ktoś z zauważalnym talentem.Chociaż talenty bywały na ogół całkiem zwyczajne: talent do gotowania zupy albo widzenia tropów zwierząt.Użyteczne, ale nie takie, żeby opisywać je w liście do rodziców.Często ludzie nie mieli pojęcia o własnym talencie, ponieważ chodziło o coś dla nich zupełnie prostego i nie aż tak niezwykłego w oczach innych.Ale tutaj, w Hatrack River, spotykało się talenty zdumiewające.Kapitan statku, który pomagał komuś znaleźć drogę, nawet kiedy ten ktoś sam nie wiedział, że się zgubił.Albo Freda.Alvin żartował o tym z Arthurem, ale niektórzy w miasteczku przysięgali, że nie tylko przepowiada deszcz; kiedy wytrzeźwieje podczas suszy, potrafi go sprowadzić.A Melyn, dziewczyna z Walii - potrafiła śpiewać i grać na harfie tak, że człowiek o wszystkim zapominał i tylko siedział głupio uśmiechnięty, taki był szczęśliwy.Przyszła kiedyś zagrać dla Alvina i poczuł, jak dźwięk, niczym przenikacz sunący w ziemi, płynie od niej i sięga do jego wnętrza, znajduje wszystkie supły, rozluźnia je i pozwala zwyczajnie dobrze się czuć.Takiej mocy próbował nauczyć sąsiadów w Vigor Kościele, ale oni nie rozumieli, ledwie czasem dostrzegali jakiś przebłysk.A tutaj talenty zalegały tak grubą warstwą, że można by je grabić jak liście.Maggie, która pomagała w sklepie Goody Trader, potrafiła dosiąść każdego konia, nawet całkiem dzikiego; wielu to widziało.I ta, która Alvina trochę przestraszyła - dziewczyna o imieniu Dorcas Bee; malowała ludziom portrety, na których nie tylko wyglądali jak w życiu, ale które ukazywały całe ich wnętrze.Alvin nie wiedział, co o tym myśleć, i nawet widząc na własne oczy, nie rozumiał, jak ona to robi.Każda z tych osób budziłaby podziw, gdziekolwiek by zamieszkała, choćby i w wielkim mieście, takim jak Nowy Amsterdam albo Filadelfia.Mimo to osiedlali się w małym miasteczku, akurat w Hatrack River; liczba mieszkańców rosła stale, a jednak nikt jakoś nie uznał takiego nagromadzenia talentów za niezwykłe.Istnieje jakaś przyczyna, myślał Alvin.Musi być powód.I muszę go poznać, bo spośród tych utalentowanych ludzi wybiorą ławę przysięgłych i to oni zdecydują, czy Makepeace Smith jest kłamcą, czy może ja.W tym mieście pełno jest kłamstwa, ponieważ to, co mówi Vilate Franker, i to, co mówi Goody Trader, nie może być równocześnie prawdą.Pełno kłamstwa i.tak, i nieszczęścia.Alvin wyczuwał, że dzieją się tu jakieś sztuczki Niszczyciela, ale nie umiał wskazać palcem, o co konkretnie chodzi.Trudno Niszczyciela znaleźć, kiedy nie chce być znaleziony.A już szczególnie trudno w celi więziennej, gdzie ma się do dyspozycji jedynie plotki i krótkie wizyty gości.Co prawda nie wszystkie były krótkie.Vilate Franker odwiedzała go często i zostawała nawet godzinę, chociaż przed celą nie miała nawet na czym usiąść.Alvin nie potrafił zgadnąć, po co przychodzi.Nie plotkowała z nim, prawdę mówiąc - wszystkie jej plotki Alvin poznawał z drugiej ręki, przez Arthura Stuarta.Nie, Vilate rozmawiała o filozofii, o poezji i innych sprawach, o jakich nikt z nim nie rozmawiał od czasów panny Larner.Zastanawiał się, czy może chce go oczarować, ale ponieważ nie widział jej fałszywego obrazu, stwarzanego przez heksy, właściwie nie wiedział.Z pewnością nie wydawała mu się piękna.Ale im więcej mówiła, tym bardziej ją lubił, aż wreszcie zaczął niecierpliwie wyglądać jej codziennych odwiedzin.Bardziej niż innych, szczerze mówiąc, z wyjątkiem Arthura Stuarta.Kiedy rozmawiali, kładł się na pryczy i przymykał oczy, nie widząc ani jej braku urody, ani heksów; słyszał tylko słowa, rozmyślał o ideach, widział obrazy, jakie mu opisywała.Mówiła wiersze i słuchał tego jak muzyki.Mówiła o Platonie, a Alvin rozumiał i czuł się mądry jak nigdy.Czy to był jej talent? Alvin nie wiedział, zwyczajnie nie umiał tego określić.Wiedział tylko, że jedynie podczas jej wizyt potrafił zapomnieć, że siedzi w więzieniu.A po mniej więcej tygodniu przyszło mu do głowy, że może się w niej zakochał.Uczucia, jakie żywił dotąd jedynie dla panny Larner, teraz, tylko odrobinkę, rozbudzała Vilate Franker.Czy to nie dziwne? Panna Larner była piękna i młoda; używała heksów, które czyniły z niej zwykłą kobietę w średnim wieku.A tutaj spotykał zwykłą kobietę w średnim wieku, która używała heksów, by wydać się ludziom piękna i młoda.Czy mogą istnieć większe przeciwieństwa? Ale w obu przypadkach zachwycała go dojrzała kobieta, nie oszałamiająca urodą.A jednak w samotności, zwłaszcza po zmierzchu, kiedy się zastanawiał, czy zaczyna kochać się w Vilate Franker, wyobrażał sobie całkiem inną twarz.Twarz młodej dziewczyny z Vigor Kościoła, której kłamstwa wygnały go z domu, która twierdziła, że robił z nią rzeczy zakazane.I myślał o tych rzeczach zakazanych, a głęboko w sercu tkwił ukryty żal, że nic takiego się nie zdarzyło.Oczywiście, wtedy musiałby się z nią ożenić.Właściwie musiałby się z nią ożenić wcześniej, ponieważ tak nakazywała przyzwoitość i prawo, a Alvin nie należał do takich, co to krzywdzą kobiety albo łamią prawo.Ale w ciemności, w jego wyobraźni, prawo nie istniało, nie istniała słuszność i grzech; budził się spocony ze snu, w którym dziewczyna wcale nie kłamała.I było mu wstyd.Nie rozumiał, co się z nim dzieje, jak może kochać się za dnia w kobiecie pełnej słów, idei, doświadczeń, a w nocy płonąć namiętnością dla głupiej, kłamliwej dziewczyny, która przypadkiem była ładna i kiedyś po prostu w nim zakochana.Jestem złym człowiekiem, myślał w takich chwilach.Złym i niestałym.Nie lepszym od tych niewiernych mężczyzn, którzy żadnej kobiecie nie przepuszczą.Jestem jednym z takich ludzi, jakimi od dawna pogardzałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]