[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśród gwaru kucharka odezwałasię cicho, musiałem wytężyć słuch. Chciałam tylko, żebyś wiedział powiedziała formując następną bułeczkę że moim zdaniem te ploty to stek bzdur.I mówię to każdemu, kto próbuje jepowtarzać u mnie w kuchni.Mogą sobie pleść androny na dziedzińcu przy pralnii do woli opowiadać bajdy, kiedy przędą, ale w kuchni nie pozwolę mówić o tobiezle.Serce mi zamarto w piersi.Plotki? Czyżby o Sikorce i o mnie? Kiedy byłeś mały, jadałeś przy moim stole, niejeden raz mieszałeś w kotlei słuchałeś naszych pogaduszek.Znam cię lepiej niż inni.Ludzie mówią, że wal-czyłeś jak zwierzę, że jesteś już na pół zwierzęciem.Co za bzdury! Te ciała byłyporwane strasznie, ale widziałam gorsze rzeczy uczynione w szale przez człowie-ka.Córka Flądry, która została zniewolona, pocięła brutala nożem do ryb: dopadłago na targu i rąbała, rąbała, rąbała, tak samo jak siekała przynętę.To, co zrobiłeśty, nie było gorsze.Z przerażenia zmącił mi się wzrok.Na pół zwierzę.Nie tak dawno ludziposługujących się Rozumieniem palono żywcem. Masz rację, nie wierz głupim plotkom. Ledwie mi się udało opanowaćgłos.Dodałem odrobinę prawdy. Nie wszystko to było moim dziełem.Zanimich dopadłem, walczyli między sobą o.zdobycz.229 Córeczka Okowity.Nie musisz przy mnie szukać łagodniejszych słów, Ba-stardzie.Mam własne dzieci, teraz już dorosłe, ale gdyby groziło im niebezpie-czeństwo, to modliłabym się, żeby je obronił ktoś taki jak ty, nieważne w jakisposób.Albo je pomścił.Przeszedł mnie dreszcz.Znowu zobaczyłem strumyczki krwi cieknące populchnej rączce.Zamrugałem, ale obraz pozostał. Muszę już uciekać.Mam się dzisiaj stawić u króla Roztropnego. Tak? Nareszcie jakaś dobra wiadomość.Wez to ze sobą. Potoczyła się dokredensu, wydobyła tacę pełną malutkich pasztecików zapiekanych z łagodnymserem.Obok postawiła dzbanek z gorącą herbatą i kubek. I dopilnuj, żebyzjadł, Bastardzie.Jeśli jednego spróbuje, na pewno nie oprze się reszcie.To jegoulubione. Moje także.Podskoczyłem jak użądlony.Próbowałem zamaskować ten nieszczęsny od-ruch nagłym atakiem kaszlu, ale kucharka i tak przyjrzała mi się dziwnie.Od-kaszlnąłem raz jeszcze. Na pewno będą mu smakowały rzekłem zdławionym głosem i sięgnąłempo tacę.Kilka par oczu odprowadzało mnie do wyjścia.Uśmiechałem się i udawałem,że nic dziwnego się nie dzieje. Nie wiedziałem, że nadal jesteśmy razem, panie przekazałem księciu.Podejrzliwie traktowałem każdą myśl, jaka przyszła mi do głowy od czasu, gdyopuściłem wieżę.Dziękowałem Edowi, że nie zdecydowałem się w pierwszej ko-lejności rozmówić ze Zlepunem.Zaraz zepchnąłem na bok także i tę ulgę, niebędąc pewnym, czy pozostawała ona moją prywatną własnością. Nie zamierzałem cię szpiegować.Chciałem ci tylko pokazać, że bardzo łatwojest utrzymać więz Mocą, jeśli się nie skupiasz usilnie na tym zajęciu.Po omacku odszukałem jego Moc. Więcej w tym twego wysiłku niż mojego, książę Szczery zauważyłem,wchodząc po schodach. Drażni cię moja obecność.Wybacz mi.Od tej chwili zawsze się upewnię, żewiesz, kiedy jestem w twoich myślach.Czy chcesz dzisiaj zostać już sam?Zawstydziła mnie własna gburowatość. Nie.Jeszcze nie.Bądz ze mną, książę Szczery, gdy odwiedzę króla.Zoba-czymy, jak dalece możemy się posunąć.Wyczułem jego zgodę.Zatrzymałem się przed drzwiami komnat króla Roz-tropnego.Balansując tacą na dłoni, drugą ręką przygładziłem czuprynę i obcią-gnąłem kaftan.Włosy zaczęły mi ostatnio stwarzać kłopoty.Podczas choroby w górach Jonkiostrzygła mnie prawie na łyso.Teraz, kiedy zaczęły odrastać, nie wiedziałem, czy230mam je wiązać z tyłu w kucyk, jak robił to Brus oraz żołnierze, czy raczej pozwo-lić im opadać na ramiona, jakbym ciągle był paziem.Na dziecinne warkoczykibyłem już o wiele za dorosły. Związuj z tyłu, chłopcze.Przecież w pewnym sensie jesteś żołnierzem.Byłeśnie robił przy fryzurze takiego zamieszania jak Władczy i nie skręcał włosóww wypomadowane loki.Z niejakim trudem pozbyłem się z twarzy uśmiechu i zapukałem do drzwi.Zaczekałem, po czym zastukałem raz jeszcze, głośniej. Zaanonsuj się i wejdz poradził mi książę. Tu Bastard Rycerski, królu mój.Przyniosłem ci jedzenie, panie. Poło-żyłem rękę na klamce.Drzwi były zamknięte od wewnątrz. Dziwne.Ojciec nigdy nie miał w zwyczaju się zamykać.Stawiał przeddrzwiami człowieka, owszem, ale nigdy ich nie zamykał i nie ignorował puka-nia.Możesz je mimo wszystko otworzyć? Chyba tak.Ale jeszcze zapukam.Walnąłem pięścią w drzwi. Zaraz, zaraz! syknął ktoś z wnętrza.Minęło sporo czasu, nim ustąpiły kolejne zatrzaski i powstała szpara na sze-rokość dłoni.Osiłek łypnął na mnie okiem niczym zdybany w ruinach szczur. Czego tu szukasz? burknął. Proszę o audiencję u króla. Król śpi.A przynajmniej spał, póki nie zacząłeś walić w drzwi i wrzesz-czeć.Zbieraj się stąd! Chwileczkę. Stopą zablokowałem drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]