[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko nastąpiło równocześnie.Na ścieżce z pensjonatu ujrzałam wybiegającą Wydrę z niedzwiedziem w objęciach,tuż za nią leciał Seweryn, a za Sewerynem mąż.Za mężem pojawił się numer trzeciZygmusia.Rybak z turystą znajdowali się akurat dokładnie przed furtką w ogrodzeniu.Z ciemnego lasu wyskoczył Zygmuś z walizką i rzucił się na rybaka.Potknął się przytym, dla złapania równowagi poderwał ręce i z rozmachem przyłożył turyście walizkąw goleń.Turysta, z bolesnym okrzykiem, cofnął się raptownie i wpadł na Wydrę.Zatrzymałam się i zamarłam tam, gdzie stałam, przypadkiem w cieniu drzewa. No-no-no! -wołał Zygmuś nerwowo. Otóż-otóż! Tu-tu, trzymać-trzymać!Co miał na myśli, nie próbowałam odgadywać.Pchnięta znienacka Wydra wpadła naSeweryna, który czynił właśnie ruch ku przodowi i dał jej zdrowego dubla całą klatkąpiersiową.Zdążył ją złapać i powstrzymać przed upadkiem, ale niedzwiedzia wypuściłaz rąk.Zarazem poszkodowany turysta chciał usunąć się im z drogi i wlazł Sewerynowina nogę, a idący tuż za nimi mąż skoczył do przodu i kopnął pandę.Niedzwiedzpoleciał na środek jezdni.Zygmusiowy numer trzeci przyśpieszył kroku, usunął Wydręz ringu, jednym ruchem wciągając ją za ogrodzenie, mąż usiłował odepchnąć turystę,ale nieszczęśliwie trafił na rybaka, którego Zygmuś, nie wypuszczając bagażu, próbowałchwycić w objęcia.Poderwana silnie walizka nabrała mocy i wyrżnęła męża w odnóża144powyżej kolan.Rybak uwolnił jedną rękę, strzelił Zygmusia w ucho, po czym odwinąłsię i przyłożył Sewerynowi.Strzelony Zygmuś zachwiał się, z impetem wlazł na nogęturyście i walizką podciął mu nogi.Numer trzeci wszedł do akcji.Dalej nie byłam już w stanie rozeznać się w szczegółach.Na środku ulicy wrzałabitwa, w której główną broń stanowiła walizka Zygmusia.Miałam wrażenie, że ktośmu ją wyrwał z ręki i walił przeciwników po głowach, ponadto ilość walczącychpowiększyła się o jakiegoś faceta z Albatrosa i dwóch przypadkowych młodzieńców.Ktoś, zdaje się, że turysta, złapał niedzwiedzia i również grzmocił nim kogo popadło.Bezpieczna za ogrodzeniem, Wydra rozpaczliwymi okrzykami wzywała do opamiętaniamęża i Seweryna.Turysta musiał mieć niezłą krzepę, bo niedzwiedz nagle rozleciał się,pękając w połowie.Wypadł z niego nieduży worek i łukiem poleciał w las, a liczne kostkiz gąbki prysnęły chmurą, pokrywając walczące grono tak jakby grubym śniegiem. No tak powiedział za moimi plecami major przez wyraznie zgrzytające zęby. Niech to jasny szlag trafi i cholera ciężka zarąbie.Na skraju walczących mignął mi sierżant.Od naszej strony gorączkowo wyplątywałsię z bitwy Seweryn.Mąż Wydry, błyskając dziko okularami, rozganiał przeciwnikównawet dość skutecznie, przypomniało mi się nagle, że mój przyjaciel, Miecio, mówiłcoś o jego sile, podobno same ścięgna i mięśnie, coś tam trenuje.Możliwe, niezle dawałsobie radę.Z Albatrosa wyleciał personel i goście, zobaczyłam pana Janusza, też nie ułomek.Nie zarazili się jednak szałem bitewnym, zaczęli rozdzielać wrogów, przy czym widaćbyło, że nikt nie wie, kto tu jest komu przeciwny.Rybak oskarżał Zygmusia, mążWydry turystę, Zygmuś z oburzeniem i językiem teraz już potrójnym przysięgał, żezostał napadnięty i wmieszany w gorszącą bijatykę.Walizkę już odzyskał, ku mojemuzdumieniu rolę oręża przetrzymała bezboleśnie, nic się jej nie stało, potem dopierookazało się, że była dodatkowo opasana dwoma rzemieniami.Zygmuś lubił ją porządniezabezpieczać i nie miałam najmniejszych wątpliwości, że teraz zabezpieczenie polubijeszcze bardziej.Może pokocha namiętnie.Major ominął mnie i skrajem lasku poszedł dalej.Zbliżył się do pola bitwy, wmieszałw tłum, co przyszło mu łatwo, bo kibiców przybywało, aczkolwiek przedstawieniezostało zakończone.Wydra odnalazła i tuliła do łona rozpęknięte szczątki niedzwiedzia,użalając się nad szkodą, mąż pocieszał ją, że to się da naprawić.Podsunęłam się bliżej zaprzykładem majora i usłyszałam, jak martwi się, że pan Stanisław będzie miał słusznepretensje, nie powinna była podstępnie mu tego niedzwiedzia zabierać.Rozprutegoprzecież nie odda! Kupimy drugiego powiedział mąż. Dobrze, zadzwonię.Jutro ktośprzywiezie.Uszy miałam w tym momencie niczym król Midas.145(Na wszelki wypadek wyjaśniam, że król Midas miał ośle uszy.Wiedział o tym tylkojeden sługa, zobowiązany utrzymać rzecz w tajemnicy.Sługa nie wytrzymał, poleciałna brzeg jeziora, wykopał dołek w piasku i do tego dołka szepnął: Król Midas ma ośleuszy! Po czym trzciny nad całym jeziorem szumiały głosem potężnym: Król Midasma ośle uszy! Mity greckie Hawthorne a albo coś innego.Podobno na te uszy lepiejsłyszał.)Okrężną nieco drogą wróciłam w stronę lasku.W mroku widziałam wszystko jakna większości polskich filmów, gdzie sceny przeważnie rozgrywają się w nocy, a prądzapewne wyłączyli na skutek niepłacenia rachunków.Miałam wrażenie, że na worekz niedzwiedzia pierwszy trafił sierżant, który przezornie od walki trzymał się z daleka,nic nie widział i nic nie słyszał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]