[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po krótkim, acz wnikliwym przeglądzie bliższych i dalszych członków rodzin oraz bliższych i dalszych znajomych i przyjaciół, stwierdzono, że wszyscy pławią się w luksusach centralnego ogrzewania, co wyklucza jakikolwiek pożytek z nich w tej dziedzinie.W przypływie rozpaczy zdecydowano się już poświęcić mniej niezbędne części umeblowania, kiedy nagle Lesio przypomniał sobie o posiadanych w domu deskach i listwach, tych samych,które nabył swymi czasy w celu ukrycia przed żoną zbrodniczych zamiarów.Wszystkie odrzynane stopniowo od desek i starannie kolekcjonowane kawałki dawno już wyschły na wiór i stanowiły teraz materiał opałowy prawie całkowicie wystarczający.Ostatecznie uzupełnił gromadzone zapasy zabytkowy fotel po pradziadkach, przechowywany w piwnicy u rodziców Karolka.Z połupanych pionowo dwóch nóg fotela dało się nawet wykonać zupełnie niezłą pochodnię.Drugie dwie nogi pozostawiono w całości.Niejakie kłopoty nastręczała kwestia zmiany powierzchowności, którą to zmianę wszyscy zgodnie uznali za niezbędną.Z czarnych masek zrezygnowano z góry, słusznie mniemając, iż tego rodzaju szczegół dekoracyjny wzbudzić może pewną nieufność napadanej obsługi pociągu.Sztuczne brody, wąsy i peruki wydawały się niezłe, nikt jednak nie wiedział, skąd je wypożyczyć.Po długich dyskusjach i rozważaniach zdecydowano się w końcu na garby.- To jak to tak? Wszyscy będziemy garbaci? - powiedział niepewnie Karolek.- A dlaczego nie? - odparł Janusz z zuchwałą determinacją.- Zdziwią się.- No to co, że się zdziwią? Dziwić się każdemu wolno.A najwyżej potem opiszą milicji, że napadło ich paru garbatych i niech szukają tych garbatych.- Zawsze opisują sylwetki - wtrąciła Barbara.- On ma rację, zmienić sylwetki i mamy z głowy.Twarzy nie rozpoznają, będzie ciemno.Materiał na garby wybrano starannie, kierując się względami tak estetycznymi, jak i praktycznymi, usiłując w miarę możności każdemu dopasować garbdo figury, urozmaicając kształt i wielkość.Posłużono się w tym celu dwiema staroświeckimi poduszkami z kanapy, jedną dziurawą, dziecinną piłką, kadłubem pluszowego niedźwiedzia i bardzo dużą ilością papieru toaletowego, który stanowił materiał, modelujący pożądaną linię.Całość, przystosowaną do natychmiastowego użycia, zgromadzono w pracowni wraz z drewnem na ognisko.Teraz pozostało już tylko czekać.Oczekiwanie to, aczkolwiek ograniczone ostatecznym terminem zamknięcia konkursu do zaledwie dwóch dób, okazało się jednak wystarczająco długie, żeby doprowadzić wszystkich czekających do całkowitego rozstroju nerwowego.Zamierzone przestępstwo, wprawdzie uszlachetnione celem, niemniej jednak niewątpliwie sprzeczne z kodeksem karnym, rosło w rozgorączkowanych umysłach z dnia na dzień i z godziny na godzinę, aż przybrało rozmiary wręcz przerażające.Wszystkie poczynione już przygotowania uczyniły je w jakiś tajemniczy sposób nieuchronnym i nieodwracalnym.Musiało zostać popełnione! Co gorsza, myśl o zaniechaniu lub nieudaniu się przedsięwzięcia wydawała się jeszcze bardziej przerażająca.Wynikłe z tego konsekwencje z upływem czasu przybrały postać okrpnego upiora, tak, jakby nieszczęsny projekt białostockiego zespołu miał już na wieki zagrozić życiu i mieniu zdenerwowanych rzeczników sprawiedliwości.Czuli się wręcz przygnieceni ciężarem odpowiedzialności za teraźniejsze i przyszłe losy architektury całego kraju.Krótko mówiąc wszyscy zamieszani w sprawę stracili doszcętnie resztki zdrowego rozsądku, a napięcie i zdenerwowanie doszłydo zenitu.Ostatniego wieczoru przed upływem terminu konkursu cały przestępczy zespół siedział w pracowni, nerwowo paląc papierosy.Wszystkie materiały pomocnicze ulokowane były w czekających na ulicy samochodach.W obie strony zamówiono rozmowy telefoniczne Białystok_Warszawa, bo półprzytomna niemal z niepokoju Barbara wolała się ubezpieczyć, a jej przejęta niezrozumiałą aferą kuzynka za wszelką cenę starała się dotrzymać zobowiązania.Wiadomość o nadaniu przesyłki mogła nadejść w ostaniej chwili, już po godzinie dwunastej i chociaż do wybranego miejsca przestępstwa w ciągu trzech godzin można było bez trudu dojechać, to jednak w atmosferze pokoju skakały iskry wysokiego napięcia.Dźwięk telefonu, który rozległ się o dwudziestej trzeciej czterdzieści trzy, wywołał efekt nie mniejszy niż nagła eksplozja ich własnej bomby.W pięć minut później nie było w pracowni żywego ducha.Na bezchmurnym niebie świeciła jedna czwarta księżyca, kiedy, szczękając dźwięcznie zębami, Lesio podążał na miejsce kaźni samochodem Włodka.Obok niego siedział Janusz, troskliwie piastujący na kolanach wypełnioną budzikiem bombę.Z przeciwnej strony samochodem Stefana jechali Barbara i Karolek, wiozący ze sobą nie mniej pieczołowicie traktowane: wielki wór z suchym drewnem, cztery garby i dwadzieścia pudełek zapałek.- Świetna noc - powiedział Karolek, ogarniany stopniowo coraz większym zapałem, podobnym nieco do myśliwskiego, a różniącym się odeń tylko celem poczynań.- Wysraczająco jasno, żeby coś zobaczyć iwystarczająco ciemno, żeby nie widzieć, co to jest.- Cholera jasna - mówił równocześnie z rozgoryczeniem Janusz w drugim samochodzie.- Co za głupota z tą bombą! Po diabła ją wieziemy ze sobą, skoro będziemy musieli kilometr lecieć piechotą, przecież to ciężkie jak piorun! Uważaj, jak jedziesz, do cholery, omijajże dziury, bo już mi całe kolana odgniotło! Nie trzeba to było jej tamtym oddać?.- A pewnie, że trzeba było - wyszczękał Lesio, który wbrew perswazjom rozsądku w towarzystwie bomby czuł się nico niepewnie.- My to wolimy mieć przy sobie - mruknął ponuro Włodek znad kierownicy, zwiększając tym irracjonalny niepokój Lesia.Zadziwiającym trafem ani Włodek, ani Stefan nie zabłądzili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]