[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byłem pewien, co myślisz, i nie chciałem ci sięnarazić.Agnieszka zdziwiła się szczerze. Naprawdę nie było widać, że na ciebie lecę? Miałam wielką nadzieję, że sięze mną ożenisz, i wydawało mi się, że się wahasz.Za skarby świata nie chcę wleccię do ołtarza na siłę.Wez pod uwagę, że mam za sobą historyczną lekturę ponie-kąd intymną i zakodowane w sobie przekonanie, że to raczej panienki powinnybyć wleczone na siłę.243  A może byśmy tak obydwoje poszli do ołtarza dobrowolnie? Co ty na to?Nie mówię, że zaraz jutro, odwal te błędowskie fiki-miki, bo przecież widzę, żecię gryzą.Nie chcę takiej konkurencji.Masz klucze, rób, jak uważasz, i niech sięto wreszcie przewali. Otóż to  przyświadczyła Agnieszka, która w tym właśnie momencie pod-jęła decyzję. Pojedziesz ze mną? W najgorszej chwili taktownie odwrócisz siętyłem, żebym mogła samotnie pozgrzytać zębami.A gdyby się za mną wszystkopozamykało. Ejże? Dlaczego ma się wszystko zamykać?Upór w kwestii nadrzędnej roli ekwiwalentu wymiennego pozwolił Agnieszceprzemyśleć sprawę w ułamku sekundy.Jeśli skarbu pra-pra-prababci nie będzie,nic się nie zmieni, on się z nią żeni, na posag nie licząc, jeśli będzie, ożeni się tymbardziej, bo jakiż normalny mężczyzna porzuciłby narzeczoną dlatego, że zrobiłasię bogata? A jeśli jest nienormalny, lepiej, żeby to wyszło na jaw przed ślubem. Pokażę ci  rzekła z westchnieniem, podnosząc się z fotela. Sam prze-czytaj te babcine instrukcje.Tomasz, aczkolwiek w zasadzie humanista, miał jednak w sobie powszechnąmęską skłonność do techniki.Od razu wyłapał podstawowe niebezpieczeństwo.Stanowczo zażądał, żeby wykonać duplikaty kluczy, jeśli osoba w środku popełnibłąd i ujrzy się uwięziona, osoba na zewnątrz zdoła się do niej dostać i posłużyćratunkiem.Inaczej Agnieszka wejdzie tam po jego trupie.Zwiadoma, iż dorobienie kluczy zajmie godzinę, a najwyżej dwie, Agnieszkanatychmiast wyraziła zgodę.Pełne porozumienie zostało osiągnięte.* * *Stojąc ramię w ramię przed właściwą szafą, obydwoje starali się ukryć emocje.Przyjechali jawnie, w biały dzień, wczesnym popołudniem, mieli prawo tu wejśći nikt ich nie pilnował.Nie musieli zakradać się w nocy ze ślepą latarką, szeptać,chodzić na palcach, wypatrywać wroga.Agnieszka wyobraziła sobie, jak by to było w nocy i potajemnie, i prawiezrobiło jej się żal tego trupa, którego Poldzio złapał na nielegalnej penetracji.Onalegalnie, z męskim zapleczem, a wrażenia jej uszami tryskają. No dobra, ryzyk-fizyk  powiedział Tomasz.Agnieszka zawahała się. A jeżeli tam nic nie będzie.? To będzie wszystko w normie.Z reguły w takich miejscach nic nie ma.A pozbyć się głupich nadziei też warto.Kiwnęła głową, nic już nie mówiąc, bo w gardle ją trochę dławiło, wlazła na244 szczebel drabiny i sięgnęła do listewki.Za drugą próbą trafiła na właściwy klucz, przekręciła w prawo dwa razy, lewąręką pociągnęła szafę ku sobie.Oporna i zgrzytająca nieco maszyneria ruszyła.Z drżeniem serca i potężnym reflektorem w dłoni Agnieszka wdarła się za tajem-niczy próg.Ominąć trzeci stopień, nie stąpnąć nań przypadkiem.Schody, które ukazały się przed nią, rzeczywiście wykluczały jednostkę kor-pulentną.Musiała przeciskać się bokiem.Zaczęła schodzić ostrożnie, trzeci sto-pień przekroczyła, nie musnąwszy go nawet, zeszła jeszcze trochę niżej, w świetlereflektorka pojawiło się coś na dole, Agnieszka przyjrzała się temu i zabrakło jejtchu.Czekający przed wąską, czarną szparą w ścianie, mocno zdenerwowany To-masz pluł sobie w brodę.Jak mógł puścić dziewczynę samą w te dziwaczne ka-zamaty, diabli wiedzą w jakim stanie, od lat nie penetrowane, zwariował chyba,upadł na głowę.Nie może iść za nią, bo stanowi ubezpieczenie, a cholera wie, czytam się coś nie zawali, nie zaklinuje na mur, jakim sposobem w ogóle, w razieczego, zdoła się do niej dostać.?! Kretyn skończony, jeśli jej się coś stanie.!!!W tym momencie nagle pojął, że kocha Agnieszkę obłędnie i życie bez niejstraci wszelką wartość.Po czym udziałem jego stały się doznania pra-pra-pra-dziadka Mateusza.W chwili kiedy zdążył postanowić sobie kategorycznie, że wezwie wojsko,saperów, i wysadzi ten cały interes w powietrze, w ciasnym przejściu pojawiła sięAgnieszka, żywa i zdrowa, tyle że bardzo blada, a może nawet trochę zielona.Bezsłowa padła mu na pierś, przywierając z całej siły.Odpowiedzi na żadne pytaniena razie nie udzielała, starając się tylko oddychać głęboko.O tym, że jej poglądydoznały właśnie wstrząsu radykalnego, Tomasz nie miał najmniejszego pojęcia,zrozumiał tylko dość gwałtownie, iż przeistoczył się właśnie w opokę i azyl, nie-zbędne dla słabszej płci.Wypisz wymaluj, jak pra-pra-pradziadek Mateusz.Agnieszka zaś w tej jednej krótkiej chwili uświadomiła sobie, że kochają-cy i godzien zaufania chłopak przerasta wszystkie pieniądze świata.Niech szlagtrafi ekwiwalent wymienny.Nic nie zastąpi silnego ramienia, które ją teraz otaczai przyciska, opiekuńczo, kojąco, acz z niepokojem, wyraznie łomoczącym w klat-ce piersiowej.Złapała dech. Tam jest szkielet  powiedziała do jego koszuli jakoś martwo i słabymgłosem. Co.? Szkielet.Kościotrup.W ubraniu.Tomasz spróbował opanować nagłe oszołomienie.Szczególnie ubranie go za-skoczyło. O kościotrupach twoja babcia nie pisała. Pra-pra-pra.245  Wszystko jedno.Nic takiego nie miało tam leżeć.Co jest grane?Agnieszka zdołała unieśćć twarz. Nie wiem.Leży.Nie, ja nie zemdleję.Ale takie to dosyć okropne. No, ja myślę. Nie wiem, co zrobić. Uspokoić się w pierwszej kolejności.Kielicha bym ci zaserwował, tylkoskąd wezmę, nie mamy.Gdzie leży?Agnieszce wstrząs powoli mijał.Odetchnęła głęboko, poruszyła się, rozwar-ła dłonie, kurczowo ściskające klapy kurtki Tomasza.Odsunęła się od niego najakieś pół centymetra. To jest istny cud, że ten trzeci schodek ominęłam, jak leciałam na górę.Nadole leży, tam gdzie powinny być następne drzwi.To jest młody Pukielnik. Co proszę.? Młody Pukielnik.Chyba zaczynam już myśleć, chociaż może trochę cha-otycznie.Młody Pukielnik zaginął, a potem tu straszyło.On musiał wejść na tentrzeci stopień.Tomasz odsunął ją od siebie nieco bardziej, tak, żeby móc się jej przyjrzeć,nie tracąc jednak bezpośredniego kontaktu fizycznego. Czy ty przypadkiem nie bredzisz? Skąd ci przychodzi do głowy jakiś młodyPukielnik? Znamy starszawego Pukielnika. Z pamiętnika panny Dominiki.Leży od pierwszej wojny światowej.Tochyba dziadek tego naszego.Albo może pradziadek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl