[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Równocześnie pojawiła się w trawie kuna, ciągnąca zębami za ogon dużą rybę.Dziki z wielką gorliwością ryły dookoła i popychały ryjami jakieś rzeczy w stronę leżącego konara.Wilki osłupiały kompletnie.— Pafnucy, co się stało? — spytała z niepokojem wilczyca.— Dlaczego tam leżysz? Chory jesteś? Co to za człowiek? Czy ktoś go zagryzł?— Przecież to leśniczy! — zawołał wilk, który podszedł bliżej.Nadbiegły zdyszane wilczęta i wszystkie poprzewracały się na wykopanym przez Remigiusza dole.Kuna wypuściła z zębów rybę i skoczyła na drzewo.— Leśniczego spotkało nieszczęście, widzicie przecież — powiedziała.— To nie ja jestem chory… — zaczął równocześnie Pafnucy.— Ten człowiek marznie! — zawołał Remigiusz.— Trzeba go ogrzewać!— Czy nie wiecie przypadkiem, co jedzą ludzie? — spytały dziki.Wszyscy mówili razem i przez długą chwilę wilki nic nie mogły zrozumieć.Ze zdumieniem patrzyły na kunę, która nie lubiła ryb i nigdy ich nie jadła.Z niepokojem obejrzały Pafnucego, wciąż nie wiedząc, dlaczego leży, i wciąż niepewne, czy się przypadkiem nie rozchorował.Pafnucy musiał w końcu wstać i pokazać, że jest w doskonałym stanie.Po długich wysiłkach wyjaśniono im wreszcie trudną sytuację, a Pafnucy znów położył się obok leśniczego, starając się nie spoglądać na rybę.— Głodny jestem strasznie, ale zostanę tutaj — rzekł mężnie.— Ale sami widzicie, ile kłopotów.— Rozumiem — powiedziała wilczyca.— Rzeczywiście, poza tobą, tylko my mamy porządne futro.No owszem, jeszcze Remigiusz, ale on jest mniejszy i tylko jeden.Dobrze, pogrzejemy go trochę.Potem się zmienimy z naszymi dziećmi, one zostaną z leśniczym, a my załatwimy sobie coś na kolację.Dwa wilki ułożyły się przy drugim boku leśniczego.Pafnucy poczuł wielką ulgę.Teraz już naprawdę leśniczemu nie mogło być zimno…*Bobry zajmowały się spokojnie swoimi sprawami, poprawiając tamę na rzece, kiedy spośród drzew wyskoczyła mocno zdyszana Klementyna.Pędziła tu z największą szybkością, na jaką mogła się zdobyć.Zatrzymała się na brzegu jeziorka, a bobry przerwały pracę i popatrzyły na nią z wielką uwagą.Jeśli ktoś wypada z lasu z taką szybkością, może to oznaczać niebezpieczeństwo.Klementyna wiedziała, że bobry mogą się zaniepokoić, postarała się więc czym prędzej wyjaśnić sprawę.— Przepraszam, że odwiedzam was tak gwałtownie — powiedziała.— Ale jest coś bardzo pilnego i ważnego.— Niebezpieczeństwa nie ma? — upewnił się naczelnik bobrów.— Nie — odparła Klementyna.— O żadnym niebezpieczeństwie nic nie wiem.Ale przytrafiło się nieszczęście leśniczemu.— Opowiedz wszystko spokojnie — powiedział bóbr.— Tylko przedtem powiedz, która ty jesteś.Wiem, że masz siostrę i obie jesteście do siebie takie podobne, że nie mogę was rozróżnić.Jedna z was nazywa się Matylda, a druga Klementyna.— Ja jestem Klementyna — powiedziała Klementyna.— Powiem krótko.Leśniczy leży w lesie, a na nim leży wielki kawał drzewa.Leśniczy nie może z siebie tego kawała drzewa zepchnąć i nikt nie umie mu pomóc.Próbowały już dziki i Pafnucy i nic im się nie udało zrobić.Remigiusz twierdzi, że tylko wy możecie to załatwić, bo potraficie pogryźć to drzewo na kawałki.Sprawa jest pilna, bo leśniczy jest bardzo chory, a to drzewo mu szkodzi.— Jak może komuś szkodzić drzewo? — zdziwił się młodszy bóbr.— Ludzie są dziwni — odparł naczelnik bobrów.— Szkodzą im różne pożyteczne rzeczy.Trzeba to zrozumieć.— Czy będziecie mogły pójść ze mną i uwolnić leśniczego? — spytała Klementyna.Bobry znały leśniczego trochę słabiej, ale słyszały, że jest on porządnym człowiekiem.Nie miały wielkiej chęci odrywać się od swojej roboty, uważały jednak, że powinny pomóc.— Gdzie to jest? — spytał naczelnik bobrów.— Niezbyt blisko — powiedziała uczciwie Klementyna.— Mniej więcej tam, gdzie jest jeziorko w środku tamtego drugiego lasu, tylko trochę w bok.— Potwornie daleko! — skrzywił się naczelnik bobrów.— Tak — zgodziła się Klementyna.— Bardzo mi przykro.Ale bez waszej pomocy leśniczy umrze.I w dodatku trzeba się pośpieszyć.Bóbr przez chwilę rozważał sprawę.— Czy nie można by poczekać z tym do przyszłego tygodnia? — spytał.— Po skończeniu tamy będziemy mieli chwilę wolnego czasu.— Nie — powiedziała stanowczo Klementyna.— On nie może tak leżeć do przyszłego tygodnia.Pogoda jest nieodpowiednia.Bobry, które słuchały całej rozmowy, zdziwiły się ogromnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]