[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Niech on jednak lepiej wróci do domu powiedział słoń. Ludzie się denerwują, żezginął.Poza tym idzie zmiana pogody, jeśli zrobi się zimno, on się może zaziębić. Niech wraca natychmiast! wykrzyknęła słonica. Dobrze, dobrze powiedział Remigiusz. Nic mu nie będzie.Pozwolicie, że waspożegnam, bo atmosfera nie bardzo mi odpowiada.Za dużo tu ludzi.Wziął w zęby siatkę piłki, ale, niestety, wziął ją z nieodpowiedniej strony i piłka od razuwypadła.Zakłopotał się.Pojęcia nie miał, jak sobie z nią poradzić, bo chwytanie jej w zębybez siatki powodowało, że wymykała się, odskakiwała i turlała się w różne strony. A cóż to za uciążliwy przedmiot! zawołał z irytacją. Pomożemy ci powiedziały słonie.Były wytresowane, więc z łatwością dały sobie radę.Dwa rozchyliły trąbami siatkę, atrzeci włożył do niej piłkę i podały ją Remigiuszowi we właściwej pozycji.Remigiuszpodziękował i przepchnął się ze swoim bagażem przez ruchomą deskę.Było mu bardzo niewygodnie biec z tą dużą rzeczą, która obijała się o niego iprzeszkadzała.Na szczęście, zanim dotarł do dziury w ogrodzeniu, pojawiła się sowa. Przyleciałam popatrzeć, jak sobie dajesz radę powiedziała. Więc to jest piłka?Interesujący pakunek. Zamiast się natrząsać, mogłabyś pomóc! rozzłościł się Remigiusz. Całego zającapotrafisz złapać, a nie tylko takie byle co! Wynieś to stąd! Niech raz będzie z ciebie jakiśpożytek, bo nawet do jedzenia się nie nadajesz.Sam puch! Obawiam się, że mylisz mnie z jastrzębiem powiedziała sowa spokojnie. Aledobrze, spróbuję.Chwyciła siatkę pazurami i uniosła ją w powietrze.Uwolniony od ciężaru Remigiuszpomknął do dziury i popędził za sową aż do skraju lasu.Sowa upuściła piłkę wśród pierwszych drzew. Niezbyt ciężkie, ale niewygodne rzekła. Jakoś tak się plącze i majta.Co terazzrobisz? Teraz poproszę cię uprzejmie, żebyś to przeniosła kawałek dalej, aż do naszego lasu powiedział Remigiusz. Potem to jakoś przewlokę.Tu jest niedobrze, to jest ludzki las. To dobrze zgodziła się sowa. Tylko pamiętaj, że robię to wyłącznie dlaPafnucego.Wprawdzie żyję nocą, a w dzień śpię, ale dobrze wiem, co się dzieje w lesie.Jestem pewna, że Marianna kazała Pafnucemu przynieść piłkę.Zgadłam? Prawie przyznał Remigiusz. Zciśle biorąc, kazała to przynieść mnie, alerzeczywiście Pafnucy ma po nią przyjść.Razem z tym koszmarnym słoniątkiem. No więc dobrze, przeniosę ją, ile zdołam powiedziała sowa.Znów zaczepiła pazury o siatkę i pofrunęła daleko, aż do prawdziwego lasu.Tam położyłają na ziemi i odmówiła dalszej współpracy.Remigiusz miał zęby i powinien dać sobie radęsam.Razem z niewygodną piłką nie mógł biec tak szybko, jak zwykle, i do jeziorka Mariannydotarł dopiero rankiem.Pafnucy i Bingo wrócili już od bobrów i właśnie jedli śniadanie. Ach, więc to jest piłka? wykrzyknęła Marianna. I co się z tym robi? Jedzcieprędzej! Uspokój się, jeszcze się udławią z pośpiechu powiedział Remigiusz, zły i zmęczony. Bingo, kazali mi powiedzieć, że masz wracać do domu.Ostrzegają przed ludzmi.Zwracamwszystkim uwagę, że szukają go cały czas.Słoniątko nie przejęło się tym wcale.Skończyło jeść, wytrząsnęło piłkę z siatki i zaczęłasię zabawa.Piłka turlała się, skakała i pływała po wodzie, co zachwyciło Mariannę.Popychała jąpyszczkiem i łapkami, wskakiwała na nią, spadała z niej i wypychała ją na brzeg.Wszystkiezwierzęta chciały przynajmniej dotknąć zabawki i wszystkie bardzo szybko nauczyły się jąpopychać, chociaż nie zawsze we właściwym kierunku.Z największym zapałem bawiły sięmałe wilczki.Słoniątko pokazało nową grę.Ujmowało piłkę trąbą i rzucało ją, a Pafnucyodbijał łapami.Kikuś pozazdrościł mu i zaczął odbijać głową.Marianna z radości chlapaławodą na wszystkie strony. Jaka szkoda, że nie mogę zobaczyć cyrku! zawołała z wielkim żalem. To musibyć przepiękna zabawa! Nie spodziewasz się chyba, że ktoś ci przyniesie cały cyrk powiedział Remigiuszjadowicie. Już z samą piłką miałem dosyć kłopotów.Chociaż trzeba przyznać, że rozrywkajest warta wysiłku. Czy cały czas się tak bawicie? spytała Marianna. Nie odparło słoniątko. Ale bardzo często.Z tym że nie możemy się bawić poswojemu, tylko tak, jak chce trener.On tam rządzi. Wygląda na to, że nie czujecie się tam zle? powiedział ze zdziwieniem borsuk. Zależy kto powiedziało słoniątko. Teraz widzę, że na swobodzie jest przyjemniej,ale z drugiej strony już się trochę stęskniłem do naszego jedzenia i do rodziny.I w ogólezadowolone są tylko te zwierzęta, które urodziły się w cyrku, inne nie.Był u nas jeden tygrys,który przyszedł z lasu, i musieli go odesłać z powrotem, bo się prawie pochorował zezmartwienia.Ale te nasze mówią, że już wcale nie umiałyby żyć w dzikim lesie.Nabrało wody w trąbę i wylało ją na dziki.Zabawa trwała i trwała bez końca.*Następnego dnia do Pafnucego przyleciał dzięcioł. Hej, Pafnucy! zawołał. Pucek na ciebie czeka! Mówi, że ma jakiś pilny interes.Pafnucy obejrzał się na słoniątko, które właśnie bawiło się z wiewiórkami. Bingo, czy chcesz zobaczyć łąkę i mojego przyjaciela, psa Pucka? zapytał. To niejest bardzo daleko.Słoniątko chciało zobaczyć wszystko i wszystkich.Przeprosiło grzecznie wiewiórki ipomaszerowało z Pafnucym w stronę łąki.Wkrótce tam dotarli.Pucek czekał pod lasem i na widok słoniątka aż usiadł. No tak powiedział. Więc jednak to prawda! Co prawda? zaciekawił się Pafnucy.Pucek zerwał się i obiegł ich dookoła. Słyszałem różne plotki, że macie tam w lesie słonia oznajmił. Myślałem, że ciludzie kompletnie oszaleli, ale okazuje się, że nie.Rzeczywiście macie słonia! Jak sięmiewasz i jak się czujesz w tym lesie? Doskonale, dziękuję bardzo odpowiedziało słoniątko. Ogromnie mi się tu podoba. No więc bardzo mi przykro, ale będę musiał was zmartwić powiedział Pucek.Rozeszło się, że w lesie przebywa słoń, który uciekł z cyrku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]