[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. I co to miało znaczyć? Doznałem wrażenia, że ma na myśli ciebie. Bardzo możliwe.I co dalej? Następnie wyjaśnił mi grzecznie, że gdybym próbował się stamtąd oddalić,zostałbym zatrzymany niekoniecznie łagodnie.Ponieważ mógłby mnie posądzićo chęć ostrzeżenia osób w środku, że są podsłuchiwane.Jeśli nawet zawiadomięje o tym pózniej, nie będzie to już miało znaczenia.Ogólnie biorąc, był taki więcejtajemniczy. Zawsze był tajemniczy.A przynajmniej się starał. Myślisz, że naprawdę przyłożyłby mi skutecznie.? Obawiam się, że tak.Zna karate. Ja też.Nowym okiem popatrzyłam na Kocia.Zawsze mi imponowały niedostępnedla mnie umiejętności.Gdyby umiał doskonale haftować albo przyrządzać mo-stek cielęcy z nadzieniem, nie wzbudziłby mojego podziwu, nawet jako kierowcamusiałby się niezle wysilić, za to jako żeglarz albo pilot.Ho ho!Uznałam za słuszne wyciągnąć butelkę wina i postawić na gazie garnek z du-szoną polędwicą wołową.Z grzybkami. Pewno by się zatem nie obeszło bez zwrócenia uwagi tej całej bursztynowejszajki  zauważyłam nieco zgryzliwie. Dobrze, że nie próbowałeś uciekać.Usłyszałeś coś ze środka? On, niestety, usłyszał więcej  odparł z westchnieniem Kocio, odruchowoujmując korkociąg. Ja tylko fragmenty.Od razu ci powiem, co z nich wy-wnioskowałem.Rozważali kwestię ceny bursztynu ze złotą muchą, możliwośćtransakcji wiązanej, trzy bursztyny razem jako skondensowana niezwykłość. A więc je mają?! Wszystkie trzy?!160  Tak wychodzi.Z tym że chyba każdy gdzie indziej.No i sprawę podzia-łu zysków, bo jak ich tam było czworo, Franio, Lucjan, Baltazar i ta śmierć nachorągwi. Proszę.? Szkielet.Pani Idusia, o ile rozumiem.tak każdy z nich rości sobie prawado skarbu.Zdaje się, że ma to być wspólna własność, takie wrażenie odniosłem.Myślisz, że to możliwe?Nie musiałam zastanawiać się długo. Jeśli Franio podwędził to pierwszy.pomijam zbrodnię.podpuszczonyprzez Baltazara, który widział zdobycz.to już ich było dwóch do spółki.Słodkipie.tego, Kajtek, małżonek Idusi, odebrał im to i stał się posiadaczem, Idusia ponim dziedziczy.Orzesznik się wplątał i badał teren wśród potencjalnych kupcównie za darmo, za udział z pewnością.W rezultacie rzeczywiście wszyscy trzymająkawałek tego; w zębach i słusznie roszczą sobie prawa.No, może nie bardzosłusznie, ale nikt z nich nie popuści, zależą od siebie; wzajemnie, chcąc nie chcącmuszą się trzymać w kupie. Nie chcąc  zaopiniował Kocio stanowczo. Potopiliby się w łyżce wodyz największą przyjemnością.Zdaje się, że doszli do równych udziałów przy zgod-nym zgrzytaniu zębami, po czym jęli rozważać charakter szejka.On jest szejk, tenArab.? Nie żaden szejk, tylko zwyczajny naftowy biznesmen.No, z dobrej rodzi-ny. Zastanawiali się nad czterema milionami dolarów, jako ceną wywoławczą,milion na łba.Nikt normalny by tyle nie dał, chociaż ja uważam, że niesłusz-nie.Ponadto padały jasne uwagi o szkodliwości ujawnienia tych brył.Długo towszystko trwało i nadleciał Hindus, widziałaś go? Widziałam.Nadleciał po trzydziestu dwóch minutach.Patrzyłam na zega-rek. Bardzo im wszedł w paradę.Pani Idusia wytworzyła nastrój towarzyski,porzucili omawianie tematu całkowicie, Hindus nie jest wtajemniczony i wił siętam jak nieszczęście, bo chciał pogadać z Orzesznikiem o bursztynach w czteryoczy, a nie spodziewał się takiego spędu towarzyskiego.Wyraznie to było widocz-ne, lepiej ich można było obejrzeć i usłyszeć, bo okna nie zasłonili.W rezultaciewszyscy wyszli.Nie zdziwiłbym się, gdyby wrócili pojedynczo.Patrzyłaś? Patrzyłam.Nie wrócili, chyba że pózniej.Jezus Mario, mięso.! Zobacz,czy nie ma samochodów!Rzuciłam mu w ręce tę lepszą lornetkę i popędziłam do kuchni.Kocio uważniespenetrował teren. Pusto.Nie wrócili.Pewnie każdemu przyszło do głowy, że nie ma co sięwygłupiać z konspiracją, bo inni też wrócą.Czekaj, ale w rezultacie nie wiem, kto161 ma bursztyn ze złotą muchą i gdzie on jest.Wydawało mi się, że, na zmianę, albou Frania, albo u Orzesznika.O rany, jak to pięknie pachnie!Pachniało, istotnie, nie zdążyło się przypalić.Korzystając z tego, że on zacząłjeść, wyjawiłam swoje poglądy na temat człowieka Danusi.Najprawdopodobniejtrafił do Frania i dziś wieczorem otrzyma od niego jakąś odpowiedz.Upór Danusiw kwestii oglądania może doprowadzić wreszcie do ujawnienia przedmiotu. Nie wiesz przypadkiem, w jakich stosunkach wzajemnych pozostają Hin-dusi i Arabowie?  spytałam niepewnie. Politycznych, religijnych.? Terenchyba nie, nie graniczą ze sobą? Gdzieś tam chyba Pakistan do Iranu przytyka, ale o wojnie między nimijakoś nie słychać.Zdaje się, że chwilowo kontrowersji nie ma.Myślisz, że Hindusi żona Araba mogliby się pogryzć?Zamyśliłam się na chwilę. Czy nie było wcześniej mowy o Hindusie? On leci na kulę z tej bryłyz opalizującą chmurką.Nic nie mówili na ten temat? Nie wiem  odparł Kocio po paru sekundach intensywnego wpatrywaniasię w kieliszki, do których dolewał wina. Nie wszystko słyszałem.Ze dwieuwagi mogły tego dotyczyć, że mowy nie ma i że zniszczenie czegoś wykluczydalsze zyski.Nie dam głowy, ale w grę mogły wchodzić hinduskie obyczaje po-grzebowe. Zatem Hindusowi na stracenie nie dadzą.Chwałaż Bogu, dobre i tyle.Te-raz właściwie nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać na telefon Danusi.Z chwilą kiedy będzie wiadomo, gdzie ten bursztyn jest, uda się może ruszyć spra-wę i skonfiskować go jako zysk z przestępstwa.Innej drogi zabezpieczenia go niewidzę, bo przecież nie kupimy go za cztery miliony dolarów.* * *Szczękając okropnie zębami, poszarzały na twarzy, angielskojęzyczny Hin-dus wszystkie siły poświęcał na odwracanie oczu od leżących na środku poko-ju zwłok i składanie zrozumiałych wyjaśnień było mu całkowicie niedostępne.Danusia, wydawszy dziki, acz zdławiony krzyk trwogi i zaskoczenia, uciekła naklatkę schodową.Pozostałam sama do wszystkiego i miałam wielką ochotę rów-nież uciec bez żadnych efektów akustycznych, ale majaczyło mi się niejasno, żemogłoby to zrobić złe wrażenie.Sytuacja w mieszkaniu Frania była równie głupia, jak przerażająca.Jeszczewczorajszego wieczoru zdążyłam porozumieć się z Anią, udzielając jej najśwież-szych wiadomości, pózniej zaś, już po jedenastej, zadzwoniła Danusia, niezmier-nie przejęta.Człowiek jej męża umówił ją na spotkanie ze złotą muchą nazajutrzw godzinach popołudniowych, podał adres i nazwisko ewentualnego kontrahenta162 i zapowiedział, że jego tam nie będzie, bo sprawa jest delikatna i wymaga dys-krecji.Przyjdzie pózniej, mniej więcej po godzinie.Na początku ona musi byćsama. Sama dla Danusi oznaczało, że ze mną.Też się poczułam przejęta, mającw perspektywie upragnioną wizytę u Frania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl