[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Herbata była słaba, ale miała przyjemny, chociaż dziwny aromat.Tymczasem służący nakryli do stołu i jednego z nich wyprawiono po starszą panią Boynton.Znalazł ją w fotelu, nieżywą.— A wracając do obozu, widział pan panią Boynton?— Widziałem.Siedziała przed swoją grotą, jak przez całe popołudnie, więc nie zwróciłem na nią szczególnej uwagi.Właśnie tłumaczyłem lady Westholme przyczyny naszego obecnego kryzysu gospodarczego.Musiałem też uważać na pannę Pierce.Była taka zmęczona, że potykała się raz po raz.— Bardzo panu dziękuję — powiedział detektyw — i pozwolę sobie na niedyskretne pytanie.Czy pani Boynton zostawiła znaczny majątek?— Bardzo znaczny! Ale, wyrażając się ściśle, nie był to jej majątek.Korzystała tylko z dożywocia, a po jej śmierci wszystko miało być podzielone w równych częściach między dzieci nieboszczyka Elmera Boyntona.Obecnie to ludzie bogaci.— Pieniądze wiele mogą — mruknął Poirot.— Ileż to zbrodni popełniono dla pieniędzy!— Tak… Naturalnie… — przyznał tamten nie bez zdziwienia.Mały Belg uśmiechnął się smętnie.— Ale istnieją setki innych motywów, prawda?… Dziękuję panu za cenne informacje.— Nie ma za co, proszę pana… Miło mi było się przysłużyć… Oo! Tam siedzi panna King.Chciałbym zamienić z nią kilka słów.Schodząc ze wzgórza, Poirot spotkał pannę Pierce, która przydreptała lekko zdyszana i najwidoczniej wzburzona.— Oo! Proszę pana! — zaczęła.— Bardzo się cieszę, że pana spotkałam.Dopiero co rozmawiałam z młodszą panną Boynton, tą rudą.Opowiadała niestworzone rzeczy o wrogach i jakimś szejku, który chce ją porwać, i że jest otoczona szpiegami.Szalenie romantyczne historie! Lady Westholme twierdzi, że to wierutne brednie i że kiedyś miała w służbie pomoc kuchenną, także rudą dziewczynę, która kłamała w bardzo podobny sposób.Ale lady Westholme bywa czasami za mało wyrozumiała.Taka surowa! A może to wszystko prawda, co? W naszym życiu zdarzają się dziwne rzeczy.Gdyby to była prawda, mielibyśmy nie lada sensację.Panna Pierce była ogromnie podniecona i naprawdę wzruszona.— Istotnie.Życie ludzkie potrafi obfitować w niezwykłe wydarzenia — przyznał Poirot sentencjonalnie.— Dziś z rana nie uświadomiłam sobie, proszę pana — ciągnęła z przejęciem panna Pierce — że pan to ten najsłynniejszy w świecie detektyw.W swoim czasie czytałam, oczywiście, wszystko w prasie o morderstwach A.B.C.Jakie to było straszne! A ja miałam wtedy miejsce guwernantki niedaleko Doncaster!Poirot bąknął coś nieokreślonego i dalej słuchał, a panna Pieree perorowała z wzrastającym przejęciem.— Jak pomyślałam o panu, przyszło mi do głowy, że zapewne dziś z rana nie postąpiłam, jak trzeba.Świadek powinien zawsze mówić wszystko, prawda? Nie wolno mu pomijać nawet najdrobniejszych szczegółów pozornie bez znaczenia? Bo, rzecz oczywista, jeżeli pan Herkules Poirot zajmuje się tą sprawą, pani Boynton z pewnością padła ofiarą morderstwa! No i uprzytomniłam sobie, że chyba należało o tym powiedzieć, bo, jak się zastanowić, widać od razu, że to coś bardzo dziwnego.— Oczywiście — podchwycił Poirot.— Liczę, że teraz pani powie mi o tym.— Właściwie to nic nie było.Tylko tyle, że z rana, następnego dnia po śmierci biednej pani Boynton, wstałam wcześnie i wyjrzałam z namiotu, żeby popatrzeć na wschód słońca.Wie pan, jak to czasami…— Wiem, wiem! — przerwał.— I co pani zobaczyła?— Coś szczególnego, chociaż tak od razu nie zwróciłam na to specjalnej uwagi.Jedna z panien Boynton wyszła ze swojego namiotu i, proszę sobie wyobrazić, wrzuciła coś do potoku.Niby to nic, ale ten przedmiot jakoś dziwnie błysnął w słońcu.— Która z nich?— Chyba ta, którą nazywają Carol.Bardzo ładna dziewczyna i taka podobna do brata.Można by pomyśleć, że ci dwoje są bliźniętami, prawda? Ale mogła to być i najmłodsza z rodzeństwa, ta ruda.Słońce, rozumie pan, świeciło mi w oczy, więc niezbyt dobrze widziałam.Ale nie! Włosy miała chyba kasztanowe, nie rude.— I do potoku wrzuciła coś błyszczącego? — zapytał Poirot.— Tak.Jak już wspomniałam, nie zainteresowało mnie to wtedy tak bardzo.Ale później wybrałam się na spacer wzdłuż strumienia, gdzie przyszła także panna King.I, proszę sobie wyobrazić, pośród rozmaitych śmieci i puszek po konserwach spostrzegłam błyszczące metalowe pudełeczko…— Naturalnie! Od razu się domyśliłem! — przerwał detektyw.— Mniej więcej takiej długości?— Tak.Jaki pan mądry! Pomyślałam wtedy: „Dlaczego panna Boynton wyrzuciła takie ładne pudełeczko?” No i z prostej ciekawości podniosłam je i otworzyłam.W środku była strzykawka zupełnie podobna do tej, którą kłuła mnie pielęgniarka przy szczepieniu przeciwko tyfusowi.Zdziwiłam się trochę, bo strzykawka nie była stłuczona ani nie wyglądała na uszkodzoną, więc nie mogłam zrozumieć, czemu panna Boynton ją wyrzuciła.Kiedy medytowałam nad tym, podeszła do mnie panna King, która zjawiła się tak cicho, że wcale nie usłyszałam.Powiedziała: „O, jest moja strzykawka.Właśnie jej szukam.Bardzo pani dziękuję”.Wobec tego podałam jej pudełeczko, a ona wróciła do obozu.Panna Pierce umilkła na chwilę, lecz zaraz podjęła z ożywieniem:— Ma się rozumieć, nie widziałam w tym wszystkim nic godnego uwagi, tylko zdziwiłam się trochę, że akurat Carol Boynton wyrzuciła strzykawkę panny King.Ale zaraz pomyślałam, że z pewnością jest jakieś bardzo proste wyjaśnienie — zakończyła i pytająco spojrzała w twarz małego Belga.— Dziękuję pani — powiedział z całą powagą.— To, co od pani usłyszałem, może nie mieć istotnego znaczenia samo w sobie.Ale ostatecznie uzupełniło mój materiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]