[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posuwał się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, zanurzając się między rzędami maszyn.Po paru minutach zatrzymał się i ponownie zawołał Marshę.Oprócz echa słyszał wyłącznie odgłos kapiącej wody.Strumień światła przesunął się po kracie.Kim cofnął go.Pośrodku kraty widniała ciemna plama.Zbliżywszy się do kraty, Kim pochylił się i skierował światło wprost na plamę.Niepewnie wyciągnął rękę przed siebie i dotknął plamy palcem wskazującym.Po kręgosłupie przebiegł mu zimny dreszcz.To była krew!* * *Carlos przywarł do ściany pomieszczenia do skórowania głów, tuż przy pozbawionym drzwi wejściu do hali ubojowej.Zaszedł tutaj, cofając się przed posuwającym się w jego stronę Kimem.Carlos zobaczył go po raz pierwszy, jak nadchodzi tylnym korytarzem, najwyraźniej szukając kogoś lub czegoś.Nie miał pojęcia, kim jest ten obcy, i początkowo liczył na to, że tamten zadowoli się obejściem biur.Ale gdy Kim wszedł do hali ubojowej i zaczął wołać Marshę, Carlos wiedział, że będzie musiał go zabić.Nie przeraziło go to.Komplikacje stanowiły naturalny element jego pracy.Poza tym uznał, że dostanie większą zapłatę, może nawet podwójną.Nie martwił się też posturą obcego wskazującą na siłę fizyczną.Carlos był doświadczony i miał przewagę zaskoczenia, co najważniejsze zaś, miał swój ulubiony nóż, który akurat trzymał w prawej ręce, tuż przy policzku.Carlos ostrożnie wysunął głowę, żeby zajrzeć do hali ubojowej.Dzięki światłu latarki łatwo było śledzić trasę obcego.Carlos widział go, jak prostuje się nad kratą przy jego stanowisku pracy.Raptem latarka zaświeciła prosto na Carlosa.Umknął przed strumieniem światła, osłaniając ostrze noża, by nie błysnęło w ciemności.Wstrzymał oddech, kiedy obcy zbliżał się powoli, badając podłogę snopem światła.Carlos przylgnął do ściany i napiął mięśnie.Tak jak przypuszczał, obcy wchodził do pomieszczenia, gdzie czyszczono mięso z kości.Wścibskie światło latarki migało wokół coraz częściej i jaśniej.Carlos czuł szybkie tętno, kiedy adrenalina zaczęła krążyć w jego ciele.Uwielbiał to uczucie.Było jak kop po amfetaminie.* * *Kim wiedział, że rzeźnia tego dnia pracowała, więc znalezienie krwi nie powinno być czymś zaskakującym.Jednak krew nie była skrzepnięta i wydawała się świeża.Nie chciał dopuścić myśli, że może to być krew Marshy, ale już sama możliwość, że tak jest, doprowadzała go znowu do furii.Teraz pragnął ją znaleźć jeszcze bardziej niż przedtem, a gdyby rzeczywiście była ranna, chciał znaleźć tego, kto za to odpowiadał.Po zbadaniu hali ubojowej Kim postanowił przeszukać pozostałe sektory olbrzymiej fabryki.Skierował się do jedynego przejścia, jakie widział, mając się na baczności przed człowiekiem lub ludźmi, którzy dopiero co przelali krew.Uratowała go czujność.Kątem oka spostrzegł nagły ruch gdzieś z boku.Odruchowo skoczył do przodu i długą latarką sparował zbliżający się cios.Skryty w cieniu Carlos rzucił się do przodu, mając nadzieję, że zada Kimowi szybkie pchnięcie w bok, wyciągnie nóż i wycofa się.Zamierzał wykończyć go później, gdy ten się wykrwawi.Ale nóż chybił celu i zostawił tylko płytkie nacięcie na dłoni Kima.Kiedy Carlos próbował odzyskać równowagę, Kim wymierzył mu cios latarką.Uderzył go w ramię i chociaż go nie zranił, Carlos jednak zachwiał się i zwalił na ziemię.Zanim zdążył się pozbierać, Kim uciekł.Pobiegł przez pomieszczenie do skórowania głów do głównej hali, gdzie oczyszczano kości.Następne pomieszczenie było prawie równie obszerne jak hala ubojowa, tyle że ciemniejsze.Wypełniał je labirynt długich stalowych stołów i pasów transmisyjnych.Powyżej znajdowała się sieć okratowanych pomostów, skąd nadzorujący pracę mogli doglądać, jak poniżej, na stołach, rozcina się mięso na poszczególne części.Kim rozglądał się gwałtownie za jakąś bronią, którą mógłby odpierać ciosy długiego noża.Bojąc się znowu zapalić latarkę, mógł jedynie szukać po omacku na stołach.Niczego nie znalazł.Wielka, pusta plastikowa beczka na odpadki przewróciła się, kiedy Kim się o nią potknął.Rozpaczliwym gestem złapał ją, żeby nie potoczyła się dalej i nie zdradziła jego pozycji.Spojrzawszy w tył, Kim dostrzegł sylwetkę człowieka z nożem.Przez moment tamten był oświetlony od tyłu, zanim ponownie bezszelestnie wślizgnął się w cień.Kim zadrżał z lęku.Ścigał go uzbrojony w nóż zabójca w ciemnym, zupełnie obcym otoczeniu, które nie dawało żadnej możliwości obrony.Wiedział, że musi pozostać w ukryciu.Nie mógł pozwolić, żeby tamten go podszedł.Co prawda zdołał uniknąć pierwszego ataku, ale był dość inteligentny, aby zdawać sobie sprawę, że za drugim razem może mieć mniej szczęścia.Kim poderwał się, gdy nagle rozległ się piskliwy dźwięk, zwiastujący uruchomienie elektronicznych urządzeń.Otaczająca go plątanina pasów transmisyjnych ruszyła hałaśliwie.Równocześnie pomieszczenie zostało zalane jasnym światłem jarzeniówek.Serce podeszło Kimowi do gardła.Prysły wszelkie nadzieje, że uda mu się ukryć w jakimś zakątku.Kim skulił się najlepiej jak potrafił za plastikową beczką na odpadki.Patrzył pod stołami i widział ścigającego go wytatuowanego mężczyznę.Ten skradał się powoli przejściem między stołami.Obydwie ręce miał uniesione; w prawej ściskał nóż, który dla Kima wyglądał niemal jak maczeta.Kim wpadł w panikę.Carlos był oddalony zaledwie o jeden rząd stołów.Kim wiedział, że mężczyzna zobaczy go, gdy dotrze do następnego rzędu.Była to kwestia sekund.Gwałtownie zerwał się na nogi, łapiąc plastikową beczkę.Wrzasnął jak celtycki wojownik przed bitwą i natarł wprost na swego prześladowcę.Osłaniając się plastikową beczką niczym tarczą, wpadł na uzbrojonego w nóż Meksykanina.Carlosa odrzuciło do tyłu.Mimo zaskoczenia niespodziewanym atakiem i potężnym impetem uderzenia zachował dość zimnej krwi, aby nie wypuścić noża z ręki.Kim znalazł się w pewnej odległości za nim.Odepchnął plastikową beczkę i ruszył sprintem przez wielką halę.Wiedział, że udało mu się tylko przewrócić napastnika na ziemię; wcale go nie unieszkodliwił.Czuł, że największe szanse daje mu ponowna ucieczka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]