[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedyna rzecz, jakiej naprawdę pragnęła, to oderwać się od tego przynajmniej na pewien czas.Będzie musiała wymyślić dla siebie jakieś inne zajęcie.Kruk poruszył się na swojej żerdce i zatrzepotał skrzydłami, wyrywając ją z zamyślenia.W chwilę później Conrad Straker wszedł do namiotu.Usiadł na krześle, na którym zwykle siadali klienci - dokładnie naprzeciw Zeny.Pochylił się do przodu, spięty i zaniepokojony.No i?Bez powodzenia - odparła krótko Zena.Pochylił się jeszcze bardziej.Na pewno mówimy o tej samej dziewczynie?Tak.Nosiła szaroniebieski sweter.Tak, tak - rzuciła niecierpliwie Zena.- Miała bilet od Ducha.Jak miała na imię? Dowiedziałaś się, jak się nazywała?Oczywiście.Laura Alwine.A jej matka?Sandra.Nie Ellen.Sandra.I Sandra jest naturalną blondynką, nie brunetką jak Ellen.Laura twierdzi, że ma ciemne włosy i ciemną oprawę oczu po ojcu.Przykro mi, Conradzie.Przepowiadając jej przyszłość starałam się wyciągnąć ile się da, ale żadna z informacji nie pokrywała się z twoimi oczekiwaniami.Byłem przekonany, że to ona.Zawsze jesteś tego pewien.Spojrzał na nią, a twarz mu poczerwieniała.Wbił wzrok w blat stołu i nagle wpadł w pasję, jakby ujrzał w drewnie coś, co go rozwścieczyło.Rąbnął pięścią w stół, raz i drugi.Potem jeszcze raz i jeszcze.Wnętrze namiotu wypełniło się głośnymi, miarowymi odgłosami jego wściekłości.Conrad dygotał, dyszał, ociekał potem.Oczy mu błyszczały, klął na cały głos, a drobinki śliny pryskały na blat stolika.Nagle wydał dziwny, ochrypły, zwierzęcy charkot; jego pięść w dalszym ciągu waliła w stół, jakby blat był żywą istotą, która zrobiła mu coś złego.Zena nie była zaskoczona jego wybuchem.Przywykła do tych szaleńczych napadów wściekłości.Była przecież przed dwa lata jego żoną.Tamtej burzliwej nocy w sierpniu 1955 roku stała w strugach deszczu patrząc, jak kręci się samotnie na puszczonej wstecz karuzeli.Wydawał się wtedy taki przystojny, taki romantyczny, bezradny i załamany, że obudził jej matczyne, ale i zmysłowe instynkty i zdobył jej serce, czego dotąd nie udało się dokonać żadnemu innemu mężczyźnie.W lutym następnego roku oboje odbyli przejażdżką na kręcącej się do przodu karuzeli.Zaledwie w dwa tygodnie po ślubie Conrad wściekł się na Zenę, bo jego zdaniem zrobiła coś nie tak - i uderzył ją.Kilkakrotnie.Była zbyt oszołomiona, by się bronić.Później Conrad był pełen skruchy, zakłopotany, wstrząśnięty tym, co uczynił.Płakał i błagał o przebaczenie.Była pewna, że ten napad złego humoru był wyjątkiem, a nie przykładem typowego dlań zachowania.Jednak już w trzy tygodnie później ponownie ją zaatakował i mocno poturbował.Dwa tygodnie po tym incydencie, kiedy znowu wpadł w szał i próbował ją uderzyć, ona zaatakowała pierwsza.Trzasnęła go kolanem w krocze i rozorała mu twarz paznokciami z taką furią, że spasował.Od tej pory stale była czujna i wypatrywała najdrobniejszych oznak kolejnego przypływu wściekłości, żeby wiedzieć, kiedy i jak się bronić.Zena bardzo się starała, aby mimo paskudnego charakteru Conrada ich małżeństwo się nie rozpadło.Było dwóch Conradów Strakerów.Pierwszy był ponurym brutalem o iście zwierzęcych, nieprzewidywalnych reakcjach, zdumiewających umiejętnościach i zamiłowaniu do sadyzmu.Drugi Conrad był łagodnym, rozważnym, wręcz czarującym facetem, dobrym kochankiem, inteligentnym i twórczym.Przez pewien czas Zena wierzyła, że duża doza miłości, cierpliwości i zrozumienia zdoła go zmienić.Była pewna, iż osobowość przerażającego pana Hyde'a z czasem odejdzie w zapomnienie, Conrad się ustatkuje i pozostanie w nim tylko dobry i szlachetny doktor Jekyll.Jednak, im więcej dawała mu swojej miłości i zrozumienia, tym bardziej stawał się gwałtowny i brutalny, jak gdyby postawił sobie za punkt honoru udowodnienie, że nie jest wart jej miłości.Wiedziała, że gardził sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]