[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.147  Przykro mi, że nie możecie ich panowie otrzymać  odpowiedziała pani Bardell. Alecóż! Jeżeli pańscy pryncypałowie robią takie rzeczy przez spekulację, to muszą się czasemnarazić także na straty. O ile jednak wiem, po procesie dała pani panom Dodson i Fogg rewers na wysokośćkosztów  rzekł Jackson. Prosta formalność  odparła pani Bardell. Tak  rzekł sucho pan Jackson  prosta formalność, prosta formalność.Powóz toczył się dalej; pani Bardell zdrzemnęła się również i przebudziło ją dopiero za-trzymanie się powozu. Jak to?!  zawołała. Czy jesteśmy już w Freeman's Court? Właściwie nie tam jedziemy  odrzekł pan Jackson. Zechce pani wysiąść.Pani Bardell zrobiła to, gdyż jeszcze niezupełnie się ocknęła.Znalazła się w dziwnymmiejscu: przed nią był mur, w murze brama, a wewnątrz gazowe światło. No, szanowne panie!  zawołał mężczyzna z bukową laską, zaglądając do powozu i trą-cając panią Sanders  wysiadajcie! Pani Sanders obudziła swą przyjaciółkę i wszyscy wysie-dli; pani Bardell, wsparta na ramieniu pana Jacksona, weszła do bramy prowadząc swegomałego synka za rękę.Pokój, do którego następnie udały się damy, był jeszcze dziwniejszy aniżeli wejście do bu-dynku.Było tam mnóstwo ludzi, którzy ciekawie przyglądali się damom. Gdzie jesteśmy?  zapytała pani Bardell, zatrzymując się. To jeden z naszych zakładów publicznych  odrzekł pan Jackson, szybko przeprowa-dzając ją przez drzwi.Potem, odwróciwszy się, by zobaczyć, czy inne damy idą za nimi, za-wołał:  Izaaku! Uważaj! Bądz pan spokojny  odrzekł mężczyzna z bukową laską.Drzwi szybko zamknęły się, po czym wszyscy zeszli o parę schodów w dół. Nareszcie jesteśmy!  zawołał pan Jackson, triumfalnie spoglądając dokoła. Przybyli-śmy zdrowo i cało, co, pani Bardell? Co pan chce przez to powiedzieć?  zapytała dama, której serce mocniej zabiło, nie wiadomo dlaczego. Nic szczególnego!  odrzekł pan Jackson, odprowadzając ją nieco na stronę. Tylkoniech się pani nie przeraża.Nie ma człowieka delikatniejszego nad Dodsona i bardziej ludz-kiego niż Fogg.Ale było ich obowiązkiem, pani, zabezpieczyć sobie zwrot kosztów i nałożyćegzekucję.Zrobili jednak wszystko, co mogli, by oszczędzić wrażliwość pani.Jak pocieszają-cą będzie dla pani myśl, że wszystko poszło tak gładko! Jest pani przy Fleet Street w więzie-niu za długi.%7łyczę pani dobrej nocy.To powiedziawszy pan Jackson szybko oddalił się wraz z mężczyzną z bukową laską.Wtenczas inny mężczyzna, z kluczem w ręce, dotychczas przypatrujący się wszystkiemu,poprowadził oszołomione damy innymi małymi schodami, prowadzącymi do jakiejś bramy.Pani Bardell głośno krzyczała, Tommy wył, pani Cluppins zaczęła drżeć, a pani Sandersuciekła bez ceremonii, gdy ujrzała pana Pickwicka właśnie używającego wieczornej prze-chadzki; tuż obok niego stał Sam Weller, który spostrzegłszy panią Bardell, zdjął kapelusz zdrwiącą grzecznością, gdy natomiast jego pan odwrócił się z oburzeniem i wyszedł. Daj pan pokój tej biednej kobiecie  rzekł strażnik do Sama  dopiero co przybyła. Uwięziona?  zawołał Sam, szybko nakładając kapelusz.Na czyje żądanie? Za co? Mów, stary? Na żądanie Dodsona i Fogga.Egzekucja za koszty procesu. Hiobie! Hiobie! Chodz tu!  krzyknął Sam, rzucając się w korytarz. Biegnij po panaPerkera, Hiobie! Powiedz mu, że potrzebny jest tu natychmiast.A to gratka! Z tego możewyniknąć coś dobrego! Hura! Gdzie pryncypał?Ale nikt nie odpowiedział na to pytanie, gdyż Hiob dowiedziawszy się, o co chodzi, popę-dził wnet jak szalony, a pani Bardell tym razem zemdlała naprawdę.148 Rozdział osiemnastygłównie poświęcony doczesnym sprawom pp.Dodsona i Fogga Ukazanie się pana Winkle 'a w nadzwyczajnych okolicznościach Dobroć pana Pickwicka okazuje się większą aniżeli jego upórHiob Trotter pędził ulicami, torując sobie drogę to środkiem, to na chodnikach, to wrynsztokach, pomiędzy mnóstwem koni, powozów i ludzi.Nie zważając na przeszkody biegł,nie zatrzymując się ani na chwilę, dopóki nie stanął przed bramą Gray's Inn.Ale pomimocałego jego pośpiechu biuro pana Perkera było już zamknięte od pół godziny, gdy Hiob za-trzymał się przed nim.Zanim odszukał kobietę posługującą w biurze, która mieszkała przycórce, zamężnej za woznym sądowym mieszkającym pod pewnym numerem, na jakiejś ulicy,tuż poza jakimś browarem, gdzieś poza Gray's Inn Lane, już tylko piętnaście minut pozostałodo zamknięcia bramy więzienia.Następnie trzeba było jeszcze odszukać pana Lowtena wtylnym pokoju oberży  Pod Sroką , tak iż zaledwie Hiob załatwił sprawę i opowiedział, zczym przysłał go Sam Weller, zegar począł wybijać dziesiątą. Ach!  zawołał pan Lowten. Nie będziesz mógł wrócić dziś do więzienia.A może maszklucz, mój kochany? Niech się pan o mnie nie troszczy  odrzekł Hiob  prześpię się gdziekolwiek, ale czy niebyłoby dobrze zobaczyć pana Perkera dziś jeszcze, by zaraz jutro rano mógł zjawić się namiejscu? Widzisz, mój kochany  rzekł Lowten, pomyślawszy chwilę  gdyby to chodziło o kogoinnego, to pan Perker wcale nie byłby rad, że go tak pózno niepokoją, ale ponieważ chodzi tuo pana Pickwicka, sądzę, że mogę wziąć dorożkę na koszt biura i pojechać do niego.Po tej decyzji Lowten wziął kapelusz, poprosił o wybranie innego prezydenta na czas jegochwilowej nieobecności, podszedł do najbliższego postoju dorożek, wybrał powóz i kazałwoznicy jechać na plac Montague, Russel Square.Pan Perker wydawał w tym dniu obiad, o czym świadczyło światło za oknami bawialni, to-ny nowego, wielkiego fortepianu oraz oszołamiające zapachy potraw przenikające schody isień.Ponieważ równocześnie przybyli przypadkowo ze wsi do miasta bardzo cenieni klienci,na ich więc powitanie zebrało się miłe towarzystwo, na które złożyli się: pan Snicks, sekretarzzakładu ubezpieczeń na życie, pan Prosee, doskonały doradca prawny, trzej adwokaci, jedenkomisarz sądowy, pewien adwokat do spraw specjalnych z Temple, pewien młody gentlemano małych oczach i jego uczeń, który napisał bystrą książkę w sprawie ustawy o legatach,upstrzoną niesłychaną ilością odnośników i cytat, oraz wiele wybitnych, a nawet wprost zna-komitych osób.Od tego towarzystwa oderwał się pan Perker, gdy szepnięto mu, że przyszedłjego dependent.Udał się więc do jadalni, gdzie ujrzał pana Lowtena i Hioba Trottera w ponu-rym półmroku rozsiewanym przez lampę kuchenną postawioną na stole, z należną wzgardądla dependentów i wszelkich związanych z nimi spraw, przez gentlamana, który poniżył siędo tego, że za kwartalne wynagrodzenie pojawiał się w krótkich spodniach aksamitnych iwełnianych pończochach.149  Cóż tam nowego?  zapytał, wchodząc. Czy nadeszły jakie ważne listy? Nie, panie  odparł Lowten  ale jest posłaniec od pana Pickwicka. Od Pickwicka?  zawołał mały człowieczek, żywo zwracając się ku Hiobowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl