[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Skończycie to przed niedzielą zauważył. Dzielne z was robotnice. Niedziela? powtórzyła żona. Więc dziś tam byłeś, Robercie? Tak, moja droga odpowiedział Bob. Bardzo żałowałem, że nie poszłaś ze mną.Jak tamsię wszystko zieleni.Ale ty często tam chodzisz, więc wiesz, jak tam jest pięknie.Ja przyrzekłemsobie, że będę go odwiedzać w każdą niedzielę.Moje maleństwo!Po tych słowach Bob się rozpłakał.Tak kochał małego Tima, że na jego wspomnienie niemógł się powstrzymać od łez.Wstał i poszedł do pokoju na górze, oświetlonego i przyozdobionego zielenią, jak na dzieńwigilijny.Przy łóżeczku dziecka stało krzesełko i można było wyczuć, że jeszcze niedawno ktośna nim siedział.Teraz Bob tam usiadł i oddał się bolesnym myślom.Kiedy się uspokoił,ucałował łóżeczko, a jego twarz przybrała spokojny wyraz człowieka pogodzonego z ciężkimciosem.Wrócił na dół już w innym nastroju.Teraz wszyscy usiedli wokół kominka i zaczęli gwarzyć.Matka i córki wciąż pracowały.Bobz ożywieniem opowiadał o szczególnej życzliwości jaką mu okazał siostrzeniec Scrooge a,którego spotkał na ulicy.Widział go tylko raz jeden, i to przelotnie, tymczasem dziś, gdy sięspotkali, siostrzeniec Scrooge a przywitał go serdecznie i zapytał, czy nie spotkało go coś złego. Oczywiście mówił Bob nie mogłem tego ukryć przed nim.To miły, dobry człowiek.Czyuwierzysz, droga żono, że bardzo się tym przejął.Powiedział mi: Szczerze panu współczuję,panie Cratchit, i proszę przekazać moje serdeczne ubolewanie zacnej małżonce.Nawiasemmówiąc, nie pojmuję, skąd on wie o tym? O czym, mój drogi? %7łe jesteś zacna i dobra. Wszyscy o tym wiedzą! zawołał Piotr. Dobrze powiedziane, mój chłopcze pochwalił go ojciec. Mam nadzieję, że tak jestnaprawdę. Szczerze wam obojgu współczuję, moi państwo powtórzył siostrzeniec Scrooge ai wręczając mi swój bilet, nadmienił: Oto mój bilet.Może będę mógł być panu w czymkolwiekpomocny, proszę zwrócić się do mnie z całą otwartością.Byłem wprost oczarowany, nie tylejego propozycją i nie myślą o tym, że może nam istotnie dopomóc, lecz jego uprzejmością.Bardzo mnie tym ujął.Mógłby kto pomyśleć, że znał Tima i żałuje go na równi z nami. Jestem pewna, że ma dobre serce rzekła pani Cratchit. Byłabyś jeszcze bardziej przekonana, gdybyś go widziała i rozmawiała z nim podchwyciłBob. Wcale bym się nie dziwił uważajcie, co powiem! gdyby pomógł Piotrowi znalezćlepszą pracę. Słyszysz, Piotrze? rzekła pani Cratchit. A wtedy zawołała jedna z dziewcząt Piotr się ożeni i zamieszka u siebie! Co ty wygadujesz. mruknął Piotr niby z oburzeniem, ale po jego oczach widać było, żeuśmiecha mu się ta myśl. Nie ma w tym nic niezwykłego rzekł Bob chociaż, prawdę mówiąc, masz jeszcze na todosyć czasu, mój drogi.Lecz jeżeli kiedykolwiek przyjdzie nam się rozstać z sobą, jestemprzekonany, że żaden z nas nie zapomni małego Tima.Prawda, że wszyscy będziemy zawszepamiętali to pierwsze rozstanie? Zawsze, ojcze! - odpowiedzieli wszyscy. Wiem o tym, moi drodzy ciągnął Bob jak również i o tym, że przez pamięć o nim, jakibył dobry, kochający, cierpliwy i łagodny, chociaż tak mały, nigdy żadna waśń nas nie poróżni. Z pewnością, ojcze! znów odpowiedzieli wszyscy.46 Dziękuję wam rzekł Bob. Jestem bardzo szczęśliwy! Pani Cratchit ucałowała go, potem,kolejno, ucałowały go dzieci, wreszcie uścisnął jego rękę Piotr.Nad tą zacną rodziną unosił się, jak błogosławieństwo Boże, duch maleńkiego Tima. Duchu odezwał się Scrooge coś mi mówi, że chwila naszego rozstania zbliża się.Czujęto, chociaż nie wiem, jak się to odbędzie.Powiedz mi teraz, kim był ten człowiek, któregowidzieliśmy na śmiertelnym łożu?Duch Wigilii przyszłości poprowadził go w taki sam sposób, jak wcześniej prowadził dodzielnicy giełdowej.Teraz posuwał się bardzo szybko, nie zatrzymując się nigdzie.Ten pośpiechniepokoił Scrooge a.Zaczął prosić, aby się chociaż na chwilę zatrzymał. Na tej ulicy tłumaczył się przez którą tak pędzimy, znajduje się mój kantor.Tu ogniskująsię wszystkie moje interesy.Oto dom, w którym jest mój kantor.Pozwól mi zobaczyć, co się tambędzie działo w przyszłości.Duch zatrzymał się, lecz wskazywał ręką w inną stronę. Przecież mój dom jest tutaj? zauważył Scrooge. Dlaczego wskazujesz inne miejsce ichcesz mnie tam prowadzić?Nieubłagany duch wciąż trzymał wyciągniętą rękę wskazującą inny kierunek.Scrooge jednak pobiegł do okna swego kantoru i chciwie przylgnął do szyby.W lokalu i terazbył kantor, ale już nie jego.Zmieniło się umeblowanie, a na miejscu szefa siedział ktoś nieznany.Ręka ducha wciąż nie zmieniała kierunku.Scrooge wrócił do zjawy i posłusznie udał się za nią, starając się rozwiązać w myśli pytanie:dlaczego nie zobaczył siebie w kantorze i co się mogło z nim stać?Nagle zatrzymali się przed żelaznymi sztachetami, wśród których znajdowała się wielkabrama.Scrooge uważnie rozejrzał się wokoło, chciał bowiem ustalić, gdzie się znajdują.Byli na cmentarzu.Tu, pod ziemią, na głębokości kilku łokci, leżał ten nieszczęsny człowiek, którego nazwiskomiał niebawem poznać.Cmentarz otaczało nieskończone mnóstwo ścian domów, a cała jego powierzchnia zarośniętabyła trawami i chwastami roślinami śmierci, a nie życia.Duch, stojąc wśród mogił, wskazywał na jedną z nich.Scrooge, drżąc cały, zbliżył się do niej.Duch pozornie wcale się nie zmienił, lecz Scrooge owi zdawało się, iż w jego ponurej,majestatycznej postaci spostrzega coś nowego, co go do głębi poruszało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]