[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klin ognia poszerzał się,pochłaniając coraz większe połacie trawy.Wkrótce ogarnie cały placboju.Wtem ogień zgasł, równie szybko, jak się pojawił.Kim był ten mag, na Misteria Królowej?Harcownicy ponownie podeszli bliżej i zaczęli ostrzeliwać jejkryjących się za tarczami żołnierzy.Cholera, ależ z nich odważne skurczybyki!Rozległy się krzyki zaskoczenia i trwogi.Ostrzał znowu osłabł.Krętacz i Shell wzięli się do roboty.Nie byli tak efektowni jak Dymek,ale równie skuteczni.Wyobraziła sobie, jak Krętacz niszczy brońnieprzyjaciela, a Shell zmiękcza ziemię pod jego stopami.To powinnowystarczyć, by skłonić go do ucieczki.Coś nagle rozbłysło przed oczyma Blask.Mężczyzni i kobiety z jejstraży osobistej padali na ziemię.Jedna ze strażniczek ściskała bełtsterczący z szyi, drugi strażnik oberwał w pierś.W plecy Blask wbiłosię zimne żelazo.Odwróciła się błyskawicznie, złapała napastnika zarękę i zmiażdżyła mu gardło.Szpony! Dwie pełne dłonie!Kolejna przykucnięta postać wycelowała w nią z kuszy.Blaskodskoczyła w bok, przetoczyła się, zbiła kobietę z nóg, chwyciła ją zagłowę i szarpnęła, łamiąc kark.Potem wstała, wyciągajączza pasa długie noże.Coś ją uderzyło.Poczuła falę nacisku.Gdyprzeszła, otoczenie stało się ciemniejsze i cichsze.Nagle zapadłzmierzch, niebo utraciło barwy.Pole bitwy pozostało na miejscu, alenikogo na nim nie było.Grota Cienia! Odwróciła się szybkim ruchem iznalazła tego, kogo szukała.Mag stał w niewielkiej odległości.Ruszyła w jego stronę, ignorując ból promieniujący z rany w plecach.Cienie skupiły się, zgęstniały przed nią.Coś złapało ją za gardło.Niemogła oddychać.Dotknęła szyi, ale nic nie poczuła.To cienie jądusiły! Jak to.Usiłowała zaczerpnąć tchu, ale nadaremnie.Jej płucapłonęły.Poczuła w piersiach ucisk narastającej paniki.Mimo to nadalwidziała przez mgłę maga ze Szponu.Ruszyła ku niemu.O dziwo, nieruszał się z miejsca.Na zbliżającą się Blask patrzył z niedowierzaniemw oczach.W miarę jak się zbliżała, otwierał je coraz szerzej.Cieniezacisnęły się na jej szyi z siłą szubienicznej pętli.Czuła, że puls wtętnicy szyjnej słabnie, zanika. Nie.to niemożliwe. wydyszał zdumiony mężczyzna.Powinni wam udzielić dokładniejszych informacji na tematZaprzysiężonych, pomyślała Blask.Zamachnęła się nożem,przecinając gardło jednym uderzeniem.Potem padła na ziemię.Przedoczami miała tylko ciemność. Braciszkowie! Zaraz do was dołączę.".Olo leżał na plecach w łódce, paląc fajkę.Ręce skrzyżował napiersi, nogi wystawił na zewnątrz, a kapelusz naciągnął na oczy,osłaniając je przed póznopopołudniowym słońcem. Przewozniku! zawołał ktoś.- Jesteś wolny? Aódz zakołysałasię lekko i Olo wstał z niechęcią.- Co? - Na pomoście stał grubas w kosztownych, ciemno-niebieskich szatach, spoglądający na niego z góry z dziwnym,niepokojącym uśmieszkiem na mięsistych wargach.Olo popatrzył nańpodejrzliwie.Co, w imię Boga o Tysiącu Twarzy, mógł od niegochcieć taki bogaty facet? Wyglądał na eunucha albo jakiegośfunkcjonariusza z dworu cesarzowej.Czyżby zgubił drogę? Hmm,w czym mogę ci pomóc?- Chciałbym skorzystać z twojej łodzi, dobry przewozniku.Pragnęsię dostać na drugi koniec portu.- Na drugi koniec? Może chodzi ci o nabrzeżajedwabno--korzenne?- Nie.Prosto na drugi koniec.Na zachód.Olo usiadł prościej i spojrzał w tamtą stronę, osłaniając oczy.- Ale tam nic nie ma.- To już moje zmartwienie, nie sądzisz?Mężczyzna wydobył złotą monetę.Olo wytrzeszczył oczy, a potemwyciągnął rękę.Grubas rzucił mu pieniążek.Olo miał wrażenie, że jestwystarczająco ciężki, choć raczej rzadko zdarzało mu się trzymać wręce imperialne słońca.- Zapraszam na pokład.Kimkolwiek mógł być mężczyzna, z pewnością znał wodę.Zgrabnie wsiadł do łódki skleconej z ociosanych siekierką desek.Olozłapał za wiosła i odbił od nabrzeża.- Od chwili ataku i odpłynięcia cesarzowej mieliśmy tu spokój, hej?-Tak.- Ale oczywiście zabrała ze sobą całą Untę, tak? - dodał ześmiechem Olo.Odpowiedziała mu cisza.Obejrzał się za siebie i zobaczył, żepasażer wygląda z łodzi z ponurą miną.Na jego bladej twarzy pojawiłsię lekki grymas zdziwienia.Przewoznik spojrzał w tę samą stronę.Mężczyzna najwyrazniej patrzył na ławicę kołyszących się na falachliści.To były stare ofiary modlitewne.Nieznajomy najwyrazniej nieprzepadał za towarzyskimi rozmówkami.Olo wykorzystał chwilęprzerwy, by zdjąć luzny, wełniany kapelusz, a potem powiosłowałdalej.Może kupi sobie butelkę czerwonego kańskiego i tę taliańskądziewczynę, która zawsze zadzierała nosa? Albo będzie żłopał ryżoweszczyny tak długo, jak wytrzyma to jego żołądek.A skoro już o tymmowa.Olo zerknął na pogrążonego w myślach pasażera, wyciągnąłtykwę i pociągnął szybki łyk.- Co ty kombinujesz, Maelu? Olo się zakrztusił.- Ja? Ależ nic! Trochę mi zaschło w gębie, to wszystko!Eunuch nawet jednak na niego nie patrzył.Odwrócił się w bok,spoglądając na wodę.Olo przymrużył powieki, ale dostrzegł tylkozielone fale oraz las masztów statków cumujących w porcie.Aódzzwolniła.- Wiosłuj dalej albo wyskakuj - rozkazał mężczyzna, nie od-wracając głowy.- Decyzja należy do ciebie.Wystawił ręce za burtę.Olo gapił się na niego ze zdumieniem.Co? Za kogo on się uważa.Woda wokół dłoni mężczyzny zaczęła się pienić.Wkrótce za-gotowała się z głośnym szumem i pojaśniała, przybierając oliwkowykolor.Olo omal nie wypadł za burtę.Złapał za wiosła.Bogowie, wybaczcie mi! Chemie, błogosław mnie! TysiąckrotnyBoże, okaż mi swą łaskę.Co zrobiłem, by na to zasłużyć - pomijając towszystko, co zrobiłem, ale nikomu o tym nie wspomniałem?- Te wszystkie złożone wpół liście, kwiaty i girlandy na wodzie? Coone oznaczają?Olo wciągnął spazmatycznie powietrze.Od trzydziestu lat niewiosłował z takim zapałem.- To ofiary.Dary modlitewne.- Dla kogo?- Dla boga wód, panie.Boga wszystkich mórz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]