[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W uszach wciąż dzwięczały im wściekłe wrzaski czarownicy.Byli pod ziemią.Migotliwy płomyk odbijał się w wilgotnych ścianach jaskini.Po następnymchwiejnym kroku znalezli się na białej, piaszczystej pustyni, w blasku księżyca.Trzeci krokzaniósł ich wysoko nad ziemię.Spoglądali w dół, na wzgórza, drzewa i rzeki.191I wtedy reszta wosku rozpłynęła się i ściekła po dłoni Tristrana.Ból stał się nie do zniesieniai płomyk wypalił się na zawsze.Rozdział ósmyTraktujący o roszadach w powietrzu i innych sprawachW górach nastał świt.Szalejące od kilku dni burze minęły.Powietrze było czyste i zimne.Pan Septimus z Cytadeli Burz, wysoki i podobny do kruka, wędrował ścieżką przez prze-łęcz, rozglądając się, jakby szukał cennej zguby.Za sobą wiódł brązowego górskiego kuca, ma-łego i kędzierzawego.W miejscu, gdzie przełęcz rozszerzała się, mężczyzna przystanął, jakbyznalazł swą zgubę przy szlaku.Leżał tam mały, poobijany, przewrócony na bok rydwan, niewie-le większy od zwykłej dwukółki, a obok niego dwa ciała.Pierwsze należało do białego capa,z głową zalaną krwią.Septimus na wszelki wypadek trącił trupa stopą, przewracając go na bok.193Zwierzę zginęło od głębokiej rany, ziejącej pośrodku czoła, dokładnie między rogami.Obokkozła spoczywały zwłoki młodego mężczyzny, o twarzy chyba równie bezmyślnej po śmierci,jak wcześniej za życia.Septimus nie zauważył żadnych ran, jedynie ciemny siniec na skroni.Kilkanaście kroków dalej dostrzegł na wpół ukryte za skałą zwłoki mężczyzny w średnimwieku, odzianego w czarny strój.Zwłoki leżały twarzą do ziemi.Skóra nieboszczyka była ja-sna, na kamiennym podłożu pod nim zebrała się kałuża krwi.Septimus przykucnął obok trupai ostrożnie uniósł za włosy jego głowę.Ktoś fachowo poderżnął mu gardło: przeciął je od uchado ucha.Septimus uważnie przyjrzał się twarzy nieboszczyka.Znał go, a jednak.Nagle zaśmiał się, sucho, skrzekliwie. Twoja broda rzekł głośno. Zgoliłeś brodę.Jakbym cię bez niej nie poznał, Primusie.Primus, który stał, szary i upiorny, obok reszty braci, odparł cicho: Owszem, poznałbyś mnie, Septimusie, ale być może zyskałbym dzięki temu kilka chwili dostrzegł cię, nim ty dostrzegłbyś mnie. Jego martwy głos był jak poranny wiaterek, koły-szący cierniowymi gałęziami.Septimus wstał.Słońce wynurzyło się zza wschodniego wierzchołka Góry Brzucha, zalewa-jąc go blaskiem.194 A zatem to ja zostanę Osiemdziesiątym Drugim Władcą Cytadeli Burz rzekł, zwra-cając się zarówno do siebie samego, jak i do zwłok na ziemi. A także panem NajwyższychTurni, seneszalem Wyniosłych Wieżyc, namiestnikiem Twierdzy, najwyższym strażnikiem GóryHuon i całej reszty. Nie, póki na twojej szyi nie zawiśnie Moc Burzy odparł cierpko Kwintus. I nie zapominaj o zemście dodał Secundus głosem wiatru łkającego na przełęczy.Teraz przede wszystkim musisz pomścić śmierć brata; tak każe prawo krwi.Septimus potrząsnął głową, zupełnie jakby usłyszał te słowa. Czemu nie zaczekałeś jeszcze kilka dni, bracie Primusie? spytał leżącego u stóp trupa. Sam bym cię zabił.Starannie zaplanowałem twoją śmierć.Gdy odkryłem, że nie ma cię napokładzie Serca Snu , potrzebowałem niewiele czasu, by ukraść szalupę i trafić na twój ślad.A teraz będę musiał pomścić twe żałosne truchło.Tak każe honor naszej krwi i Cytadeli Burz. A zatem Septimus zostanie Osiemdziesiątym Drugim Władcą powiedział Tertius. Jest takie przysłowie, ostrzegające przed zbyt szybkim dokonywaniem podziałów skórypewnego dużego drapieżnika zauważył Kwintus.Septimus odszedł na bok, wysikał się pod szarym głazem i wrócił do zwłok Primusa.195 Gdybym to ja cię zabił, mógłbym cię tu zostawić rzekł Ale przyjemność ta przy-padła innemu, zabiorę cię więc ze sobą i zostawię na wysokiej turni, na żer orłom. Stękającz wysiłku, dzwignął lepkie od krwi ciało i zarzucił je na grzbiet kuca.Potem pomajstrował przypasie nieboszczyka, odczepiając od niego sakiewkę z kamieniami runicznymi. Dziękuję ci zanie, mój bracie rzekł i poklepał zwłoki po plecach. Obyś się nimi udławił, jeśli nie pomścisz mojej śmierci na suce, która podcięła mi gardło odparł Primus głosem górskich ptaków, witających śpiewem nadejście nowego dnia.* * *Siedzieli obok siebie na grubym, białym cumulusie wielkości niedużego miasta.Chmurapod nimi była miękka i dość chłodna.Im bardziej się w nią zagłębiało, tym zimniejsza się sta-wała, toteż Tristran wepchnął oparzoną dłoń, jak najgłębiej zdołał.Chmura stawiła niewielkiopór, potem jednak ustąpiła.Jej wnętrze było zimne i gąbczaste, jednocześnie prawdziwe i nie-materialne.Dotyk chmury złagodził nieco ból w dłoni, pozwalając Tristranowi myśleć. No tak rzekł po dłuższej chwili. Obawiam się, że zupełnie sknociłem sprawę.Gwiazda siedziała obok niego, odziana w szlafrok pożyczony od kobiety w gospodzie.Zła-maną nogę wyciągnęła przed siebie, opierając ją na gęstej mgle.196 Uratowałeś mi życie powiedziała w końcu. Prawda? Owszem, chyba tak. Nienawidzę cię rzekła. Już wcześniej nienawidziłam cię za wszystko, ale teraznienawidzę cię jeszcze mocniej.Tristran poruszył oparzoną dłonią, błogosławiąc chłód chmury.Był zmęczony.Kręciło musię w głowie. Masz jakiś szczególny powód? Tak odparła.W jej głosie wyczuł napięcie. Teraz, gdy ocaliłeś mi życie, wedługprawa mojego ludu odpowiadasz za mnie, a ja za ciebie.Tam, gdzie ty pójdziesz ja także muszęiść. Aha rzekł. To chyba nie takie złe? Wolałabym spędzić resztę życia przykuta do sparszywiałego wilka, cuchnącego wieprzaalbo bagiennego goblina odparła sucho. Naprawdę nie jestem taki zły.Nie, kiedy lepiej mnie poznasz.Przykro mi za ten łańcuch,i w ogóle.Może moglibyśmy zacząć wszystko od nowa i udawać, że nic takiego się nie stało?Proszę.Nazywam się Tristran Thorn.Miło mi cię poznać. Wyciągnął ku niej zdrową rękę. Broń mnie matko księżycu! prychnęła gwiazda. Prędzej uścisnęłabym rękę.197 Z pewnością, z pewnością przerwał jej Tristran.Wolał nie wiedzieć, do czego paskud-nego porówna go tym razem. Powiedziałem już, że jest mi przykro dodał. Zacznijmyod początku.Jestem Tristran Thorn.Miło mi cię poznać.Westchnęła.Tu, w górze, powietrze było mrozne i bardzo rozrzedzone, lecz słońce rozgrzewało je, a ota-czające Tristrana i gwiazdę chmury przywodziły mu na myśl fantastyczne miasto, nieziemskąbudowlę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]