[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nowa fizyka zresztą nie jest wcale tak bardzo nowa.Niektóre z jej koncepcji powstały jeszcze w okresie międzywojennym albo nawet na początku naszego stulecia.Zalicza się do nich ważne dla naszych rozważań rozumowanie, które powstało w roku 1935.Nie kto inny niż Albert Einstein, Horis Podolsky i Nathan Rosen opublikowali je w Princeton pod tytułem: Czy opis przedmiotowej rzeczywistości dostarczany przez mechanikę kwantową można uważać za pełny? Chcieli w ten sposób podjąć walkę z nieoznaczonością, panowaniem statystyki i upadkiem przyczynowości w sferze subatomowej.W przeciwieństwie do wielu kolegów, Einstein, Podolsky i Rosen nie uważali utraty fizycznego porządku świata, jaka nastąpiła po przełomie wieków, za zrządzenie boskie.Eksperyment E/P/R, nazwany tak od nazwisk autorów, był atakiem na teorię kwantową, pod którą podwaliny położył w 1900 r.Max Planck, i która, zdaniem wielu fizyków, oznaczała przedwczesną kapitulację przed chaosem.Eksperyment E/P/R zmierzał do przywrócenia porządku i sensu w kosmosie.Kluczem do porządku albo nieporządku było nieuchwytne zachowanie się elementarnych, dualistycznych fal/cząstek ("eksperyment podwójnej szczeliny").Dopóki można było określić wyłącznie albo ich położenie, albo pęd, tak długo nie byłoby wiadomo, z czym właściwie mamy do czynienia.Wszechświat nadal pozostałby nieprzeniknionym labiryntem.Niepewność i chaos musiałyby jednak natychmiast ustąpić przed jasnością obrazu, gdyby dało się jednocześnie zmierzyć kilka właściwości tajemniczej fali/cząstki.A może by tak posłużyć się w tym celu, argumentowali ci trzej giganci nauki, drugą falą/cząstką, skoro, jak się zdawało, w jakiś sposób komunikowały się one między sobą dla uniknięcia pułapki podwójnej szczeliny? Już samo to rozumowanie wystarczyłoby, aby raz na I zawsze zniszczyć reputację badaczy, gdyby chodziło o mniej; liczące się nazwiska, skoro przecież opierało się na założeniu, że między wszystkimi elementarnymi składnikami we wszechświecie może istnieć połączenie szybsze od światła, pozaprzyczynowe i niczym nie ograniczone.Faktyczne istnienie takiej tajnej sieci sprawiłoby, że uznany obraz kosmosu wylądowałby na śmietniku historii, ale za to by usunął zawadzające dotychczas sprzeczności, przede wszystkim wspomniany już paradoks statystyki, który obowiązuje zarówno w odniesieniu do cząsteczek gazu, jak i do kolumn samochodów albo rozkładu gwiazd w galaktykach spiralnych.Byłby to duży wstrząs.Z drugiej strony słynni fizycy nie wyssali sobie tego wszystkiego z palca, ale położyli na stół plik równań, które do dziś są analizowane.Na szczęście nie musimy się męczyć abstrakcyjną matematyką.Robiły to już całe zastępy naukowców przez przeszło pół wieku, nie mogąc przedstawić mocnego dowodu za ani przeciw.W trakcie tych sporów pojawiła się jednak smuga światła na horyzoncie.Kit kosmicznyW 1964 r.John S.Bell, fizyk z Europejskiej Organizacji Badań Nuklearnych CERN w Szwajcarii, wystąpił z teorią "kitu kosmicznego".Twierdzenie Bella wspierało tezę E/P/R o permanentnym i ponadświetlnym wzajemnym oddziaływaniu cząstek elementarnych.Dla eksperymentu praktycznego wciąż jeszcze nie było warunków technicznych.W 1972 r.uznano, że nadszedł czas.Fizycy John F.Clauser i Stuart Freedman z laboratorium Lawrence Livermore w Kalifornii podjęli próbę.Odeszli oni od pierwotnego scenariusza Einsteina/Podolsky'ego/Rosena, który opierał się na korelacji impulsu elektronów, i podjęli pomysł fizyka-teoretyka Davida Bohma, który proponował wykorzystanie korelacji polaryzacji fotonów (kwantów światła).Tymczasem przebadano eksperymentalnie także pierwotną koncepcję.Stosuje się do tego celu tak zwane urządzenie Sterna i Gerlacha.Wytwarza ono pole magnetyczne, które oddziałuje na spin dwóch odpychających się elektronów, z tym że oddziaływanie na spin elektronów i jego badanie, jest o wiele trudniejsze niż oddziaływanie na polaryzację fotonów i jej pomiar.Ale nie uprzedzajmy wypadków.Clauser i Freedman ze źródła promieniowania wypuszczali parami kwanty światła w przeciwnych kierunkach.Po przebyciu pewnej drogi każda cząstka światła musiała przebyć filtr polaryzacyjny.Okazało się, że kiedy obracano jeden z filtrów, to proces ten wpływał także na zachowanie drugiego fotonu, co siłą rzeczy musiało się dokonywać z prędkością wyższą niż prędkość światła!Społeczność naukowa zdołała tym razem jeszcze zarzucić kotwicę i uratować się przed koniecznością budowania od nowa całej wizji świata, składając uzyskane wyniki na karb niedokładności metod pomiarowych.Były one na początku lat siedemdziesiątych jeszcze za mało precyzyjne jak na eksperyment tego rodzaju.Także w 1976 r
[ Pobierz całość w formacie PDF ]