[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tim odruchowo podciągnął nogi, kiedy przejechali koło brzegu.Tylko John robił to w ten sposób.Tim z determinacją nie pokazywał jak się boi.Nie mógł jednak powstrzymać rozbieganych oczu, kiedy John z rykiem pędził betonowym nabrzeżem, tak jakby nigdy nie mieli się zatrzymać.Jechali zakosami wzdłuż drogi, której John używał jako prywatnej, aby uniknąć kontroli policji.Omijając o cale pionowe betonowe ściany o wysokości 13 stóp, rozchlapywał skażone olejem kałuże.Tim podskakiwał.Udawał, że nie dostrzega tych igraszek z życiem.Klepnął Johna po plecach:- Dobry ruch, stary!Wpadli w małą kałużę.Pośliznęli się lekko, ale John, niedbale odbijając się nogami od podłoża, natychmiast wyprostował motorower.Tim opanował przerażenie i próbował się zaśmiać, ale zabrzmiało to nieszczerze.Aby zatuszować to wrażenie, zapytał nagle:- Hej, ty, a tak w ogóle, to gdzie jest twoja mama?Kiedy John nie odpowiadał, wpadając w jeden z tych swoich ponurych nastrojów, Tim, odrobinę zirytowany, nacisnął:- No, ona nie żyje, czy co?- Tak jakby - odpowiedział John tak cicho, że Tim nie był pewien, czy w ogóle coś mówił.Czasami dzieci potrafią się bardzo zawziąć.Wtedy nic nie może ich przełamać.Tim miał zamiar kontynuować, ale John nagle przycisnął gaz do dechy.Gwałtownie ruszyli dalej.Tim zamknął się, dał sobie spokój.Pacjent nr 82TRZY MILE ZA CHINO, CALIFORNIA10:59 ranoNie można było go zauważyć z głównej drogi.Trudno było go dostrzec nawet jadąc wzdłuż ulicy pomiędzy osiedlami małych bloków - reprezentacyjnej ulicy Szczęśliwego Osiedla.Trzeba by uporczywie szukać, żeby dojść do wąskiej, ubitej drogi, która kręciła się wokół kopulastego wzgórza usianego rosochatymi dębami.Za wzgórzem można było się w końcu natknąć na znak z napisem:PESADERO - SZPITAL STANOWY DLA KRYMINALISTÓWBył on przyśrubowany do drucianej siatki zwieńczonej drutem pod napięciem.Uzbrojony strażnik siedział w stróżówce po drugiej stronie ciężkiej, masywnej bramy.Dalej ciągnęło się dwanaście dużych budynków.Wszystkie okna były zakratowane.Prywatne wozy patrolowe kontrolowały teren.Miejsce to wyglądało tak przytulnie, jak kwatery główne KGB.W środku było jeszcze gorzej.Chirurgicznie czyste więzienie dla umysłu.Aseptycznie białe ściany.Sanitariusze w białych lnianych fartuchach popychali pacjentki wzdłuż przygnębiająco nieudekorowanych korytarzy; jedyne ćwiczenie jakie miały, to Aleja Wózków.Tak się nazywała.W odległym końcu korytarza, na lewo, znajdował się niedostępny, mniejszy korytarz z drzwiami elektronicznymi po obu końcach.Drzwi były solidne, przeciwpożarowe.Dwaj masywni sanitariusze siedzieli przed nimi, rozmawiając leniwie i zerkając na ścianę monitorów video na konsolecie naprzeciwko.Dzięki nim mogli zobaczyć, co dzieje się po drugiej stronie drzwi.Skrzydło z izolatkami.To tutaj trzymani byli, stale pod kluczem, najbardziej nieobliczalni pacjenci o skłonnościach zabójczych.Byli zbyt niebezpieczni, aby mogli przebywać ze sobą, więc każdy pacjent miał swoją własną szarą izolatkę.Było to tak przytłaczające, i zimne, jak karcer w każdym stanowym więzieniu.A jedzenie było równie złe.Dr Peter Silberman wiódł grupę gorliwych młodych lekarzy korytarzem przed celami.Podążało za nimi trzech obojętnych sanitariuszy, krzepkich, wyglądających jakby dopiero co opuścili drużynę rugby.Silberman kuśtykał lekko.Przy każdym kroku bandaż na jego kolanie ocierał napuchniętą i czułą skórę.Usiłował zapanować nad bólem koncentrując się na swoim zadaniu.Nie było to zbyt trudne.Czuł się jak u siebie w domu nawijając na temat w którym był ekspertem.Trudno w takiej sytuacji nie ulec pokusie, aby nie puszyć się swoim wyższym intelektem przed tymi żółtodziobami.Z reguły mu się to udawało.Jednak nie tym razem.- W następnej sali - mówił niskim, monotonnym głosem, odpowiednim dla radiowego psychologa - mieszka pacjentka numer osiemdziesiąt dwa, dwudziestodziewięcioletnia kobieta, u której stwierdzono zaburzenia schizoafektywne.Wykazuje zwykłe objawy.depresja, niepokój, gwałtowne zachowanie, mania prześladowcza.Większość praktykantów śledziła każde jego słowo.Silberman opublikował precyzyjne i suche artykuły na temat różnych zaburzeń samoświadomości, które zyskały mu pewną sławę w jego dziedzinie.Może nie największą, ale znany był jak solidny specjalista w trudniejszych przypadkach, nawet jeśli ilość wyleczeń nie była za duża.Ci, którzy znali się bardziej na rzeczy, wiedzieli, że Silberman nie mówił z dużym polotem.Ale nie był głupi.Od lat był doradcą w Departamencie Policji Los Angeles i przeprowadził złożone badania wielu skrajnych psychopatów, wliczając w to kilku kryminalistów, którzy ostatnio popełnili mordy grupowe.Największą jego wadą było to, że był za sprytny, gdy chodziło o jego sprawy.- To właśnie tutaj.Zatrzymał się przy drzwiach celi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]