[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stary pokiwał zezrozumieniem głową.Po marynarzach można było się spodziewać wszystkiego.* * *Zazel na widok żmija rozdziawił usta. A niech mnie! Wyglądasz, jakby cię podmienili! Potraktuję to jak komplement, bo nie mam innego wyjścia.Co z Mazzara-them? Pytanie było do pewnego stopnia retoryczne, bo alchemik chrapał na posła-niu.Chowaniec spoważniał. Schlał się& Chyba trzeba będzie poczekać do jutra. Zaraz się przekonamy. Brune odchylił maskę Mazzaratha i szepnął coś wjęzyku magów.Po chwili starszy mężczyzna otworzył oczy. A więc wróciłeś, chłopcze wybełkotał. Przecież obiecałem, Mazzarath.Dałem słowo. Zdejmiesz ze mnie klątwę? Nie tu, na zewnątrz.Chodz, dasz radę.Mazzarath wstał chwiejnie, zatoczył się.Krzyczący podtrzymał go, tłumiącobrzydzenie do trupiej woni dołączył smród przetrawionego alkoholu. Zazel, bądz tak dobry, zabierz świecę i kawałek kredy, jeśli macie zawołałprzez ramię.Wyszli na korytarz.Alchemik chwiał się, mamrotał pod nosem, ale jakoś trzy-mał się na nogach być może myśl, że za chwilę zostanie uwolniony od klątwy, do-dawała mu sił. Dokąd? spytał Zazel. Do pierwszej pustej krypty, wszystko jedno.Gdy tylko dotarli na miejsce, Mazzarath osunął się na posadzkę.Głowa opadłamu na piersi. To nie zrobi różnicy? spytał niepewnie chowaniec. %7łe jest pijany, znaczy? Nie powinno.Kredę poproszę. Krzyczący nakreślił wokół alchemika penta-gram.Wyjął z kieszeni kawałek pergaminu i zerkając nań, dorysował na obwodziepentagramu kilka symboli.Zazel obserwował to z powątpiewaniem. Czy ty aby na pewno wiesz, co robisz? Wiem, Zazel.Daj mi świecę. %7łmij pstryknął palcami i świeca zapaliła sięsama.Ustawił ją na jednym z wierzchołków pentagramu i ukląkł. Na powietrze i ogień! zawołał.Jego głos brzmiał ochryple, dziwnie. Namilczącą ziemię, na zatruty wiatr i szarańczę, na dziewięć bram podziemnego świata!Wzywam cię, klątwo, opuść tego człowieka, opuść jego głowę, jego członki, jego serce.Ja, Krzyczący w Ciemności, rozkazuję ci! Opuść go!Mazzarath zadygotał, jęknął.Zciągnął maskę i łapał z trudem powietrze.W dłoni żmija błysnęła długa srebrna igła.Zazel patrzył, wstrzymując oddech.Krzyczący ujął pokrytą plamami dłoń al-chemika i ukłuł go, niezbyt głęboko, ale do krwi.Mazzarath nawet nie drgnął; wi-docznie jego porażone klątwą ciało nie czuło bólu, jak u trędowatego.Krzyczący uniósł igłę.Na jej czubku widać było pojedynczą czarną kroplę. Jestem zdrów! wyszeptał Mazzarath, uśmiechając się. Jestem&Jego głos przeszedł w charkot.Oczy wylazły z orbit, na oszpeconej twarzy po-jawił się grymas przerażenia.Z ust pociekło trochę piany.Krzyczący wstał z klęczek, nadal wpatrując się w igłę. Zdjąłem klątwę powiedział głucho. No tak, cholera.Wszystko jasne.Mazzarath już nie oddychał.Jego oblicze zapadało się w oczach.Skóra skurczy-ła się i odpadła, odsłaniając ohydną czaszkę z wyszczerzonymi zębami. Okłamałeś go! wykrzyknął chowaniec.%7łmij starannie owinął igłę skrawkiem materiału i schował do przygotowanegozawczasu puzderka, które wsunął w zanadrze. Nie.On umarł dawno temu.To klątwa podtrzymywała w nim namiastkę ży-cia. Wiedziałeś o tym? Domyślałem się.Ale jemu nie można już było pomóc, Zazel.Klątw nie rzucasię bez powodu.Mazzarath musiał kogoś kiedyś potwornie skrzywdzić, bo trzeba po-tężnego bólu i pragnienia zemsty, żeby czar wżarł się aż tak głęboko.I tylko ten, ktorzucił klątwę, może odwrócić jej skutki.Trup gnił w oczach, rozpadał się w ciemną, obrzydliwie cuchnącą maz. Zrób z tym coś jęknął chowaniec.Krzyczący skinął dłonią i ciało Mazzaratha z sykiem objęły sine płomienie.Gdypo chwili zgasły, na posadzce nie pozostało nic prócz odrobiny popiołu. Chodz, Zazel powiedział żmij. Czeka na nas robota.Chowaniec usłuchał z ociąganiem.Po głowie chodziło mu oczywiste podejrze-nie, że konsekwencje zdjęcia klątwy nie były tak całkiem niezamierzone, jednak nie-wiele mógł zrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]