[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam dobrze o tym wiesz - stwierdził Elemma­kil.- Nie jesteśmy jednak okrutnikami.Nie mamy tu nic do jedzenia, a obcy nie może cofnąć się nawet o krok.Wytrwajcie jeszcze trochę, a doznacie ulgi przy Drugiej Bramie.- To dobrze - powiedział Tuor i ruszył dalej, jak mu kazano.Po chwili odwrócił się i ujrzał, że podążają za nim jedynie Elemmakil z Voronwem.- Na tym terenie nie trzeba już więcej straży - oznajmił Elemmakil, odczytując jego myśli.- Nie ma dla elfa ni człowieka ucieczki z Orflachu, nie ma powrotu.Tak wędrowali pod górę, czasami długimi schodami, niekiedy ścieżkami pogrążonymi w cieniu, wijącymi się po zboczu, aż w odległości około kilkuset kroków od Drew­nianej Bramy, Tuor ujrzał, jak drogę przegradza wielki mur wzniesiony od ściany do ściany rozpadliny, z przysa­dzistymi wieżami po obu stronach.W owym murze widniał łuk bramy.Zdawało się, że dawni budowniczowie zaślepili ją gigantycznym głazem.Gdy trzej mężczyźni zbliżyli się, jego wypolerowana i ciemna powierzchnia zalśniła w blasku wiszącej pośrodku łuku lampy.- Oto Druga Brama, zwana Kamienną - powiedział Elemmakil, podchodząc do wrót i naciskając lekko, a wtedy obróciły się na niewidocznej osi, aż stanąwszy równolegle do drogi, otworzyły po obu stronach przejście na po­dwórzec, na którym znajdowało się wielu uzbrojonych strażników w szarych strojach.Nie padło ani jedno słowo, kiedy Elemmakil prowadził swych podopiecznych do kom­naty pod północną wieżą.Tam wędrowcy mogli odpocząć przez chwilę.Podano im jedzenie i wino.- Skąpy może wydać się ten poczęstunek - zwrócił się Elemmakil do Tuora.- Ale jeśli dowiedziesz prawdy twych słów, wówczas do wystawniejszego stołu zasiądziesz.- Tyle mi wystarczy - odparł Tuor.- Tylko słaby duch łakoci potrzebuje, by urosnąć w siłę.- I rzeczywiście, jadło oraz napitki Noldorów wzmocniły go na tyle, że wkrótce gotów był ruszyć w dalszą drogę.Niewiele później dotarli do muru wyższego i solidniej­szego niż poprzedni.Tkwiła w nim Trzecia Brama, Brama z Brązu, dwuskrzydłowe wrota obite brązowymi płytami, na których wyryto liczne postaci i dziwne znaki.Z muru ponad nadprożem wyrastały trzy wieże na planie kwadratu, wszystkie nakryte dachami i obłożone miedzią.Za sprawą szczególnego traktowania jej przez mistrzów kowalskich jaśniała ona niczym ogień w promieniach czerwonych lamp, jak pochodnie osadzonych rzędem w murze.I tę bramę przebyli w ciszy, na podwórcu zaś za wrotami ujrzeli większą jeszcze kompanię wartowników odzianych w kol­czugi, które lśniły stłumionym płomieniem, ostrza zaś toporów straży miały kolor czerwony.Załoga składała się w większości z Sindarów z Nevrastu.Doszli teraz do najtrudniejszego odcinka drogi, pośrodku Orflachu bowiem zbocze było najbardziej strome, a gdy się tak wspinali, Tuor dojrzał mroczniejący przed nim najpotężniejszy z murów.Tak oto zbliżyli się w końcu do Czwartej Bramy, Bramy Splątanego Żelaza.Wysoki, czarny i niczym nie oświetlony był jej mur.Ponad nim wznosiły się cztery żelazne wieże, pomiędzy zaś dwoma wewnętrz­nymi widniała wykuta w żelazie podobizna orła tak realis­tyczna, że zdawać by się mogło, iż sam Król Thorondor przysiadł na murze niczym na górskim szczycie, by od­począć po locie w przestworzach.Tuor stanął przed bramą i zdało mu się, że przez splątane pnie i gałęzie wiecznych drzew spogląda na bladą twarz księżyca.Blask bowiem przenikał przez ornamenty wrót wykutych i wygiętych na podobieństwo drzew o wijących się korzeniach i bujnych konarach okrytych listowiem i kwiatami.Dopiero przecho­dząc bramę zrozumiał, czemu zawdzięczał to złudzenie: mur był nader gruby i nie jedną, lecz trzy kratownice osadzono w nim kolejno w ten sposób, by dla kogoś nadchodzącego środkiem szlaku zdawały się tworzyć jed­nolitą barierę, a światło za nimi było blaskiem dnia.Wspięli się już bardzo wysoko ponad dolinę, w której wędrówkę zaczęli, i za Bramą Żelazną droga biegła już niemal równo.Co więcej, minęli też koronę i serce Echoriathu.Szczyty górskie zlewać zaczynały się już z wewnętrz­nymi wzgórzami, a rozpadlina otwierała się coraz szerzej, zbocza zaś stawały się mniej strome.Leżał na nich śnieg, którego biel odbijała światło dnia, bladym blaskiem zale­wając pełną roziskrzonej mgiełki dolinę.Przeszli obok strażników Żelaznej Bramy, mających czarne opończe, kolczugi i podłużne tarcze, oblicza zaś skrywających za przyłbicami podobnymi do orlich dziobów.Elemmakil prowadził ich dalej, a Tuor dostrzegł, że obok drogi pojawił się spłachetek trawy, poprzetykany niczym gwiazdami białymi kwiatkami uilos, niezapominajkami, które kwitną przez cały rok i nigdy nie więdną;[29] i tak oto, zachwycony i z lekkim sercem, doprowadzony został do Srebrnej Bramy.Mur Piątej Bramy wzniesiono z białego marmuru i był niski, a szeroki.Wieńczyła go srebrna krata rozpięta pomiędzy pięcioma wielkimi, marmurowymi kulami.Stało tam wielu na biało odzianych łuczników.Sama brama miała kształt trzech czwartych koła i uczyniono ją z giętego srebra oraz pereł z Nevrastu.Kształtem przypominała księżyc.Ponad łukiem, na środkowej kuli, jaśniał wizerunek Białego Drzewa, Teperiona, cały ze srebra i malachitu, z kwiatami z wielkich pereł pochodzących z Balaru [30].Za bramą zaś rozciągał się przestronny dziedziniec wyłożony zielonym i białym marmurem.Trzymali tam straż łucznicy w srebrnych kolczugach i białogrzebieniastych hełmach, setka ich była z każdej strony.Elemmakil przeprowadził Tuora i Voronwego pomiędzy milczącymi szeregami, aż wstąpili na długą, białą drogę wiodącą prosto do Szóstej Bramy.Gdy tak szli, pasma murawy po bokach rosły coraz szersze, a pomiędzy białymi gwiazdkami uilos pojawiły się drobne, złote oczka podobne do kwiecia.W końcu dotarli do Złotej Bramy, ostatniej z pradawnych bram Turgona wzniesionych przed Nirnaeth.Przypominała Srebrną Bramę, mur jednak był z żółtego marmuru, a sześć kuł i parapet wykonano z czerwonego złota [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl