[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeślichodzi o pracę, od teraz będzie już można na niego liczyć.A jednak, towzruszające, że starszy pan wciąż się o niego troszczy i czuwa, by jegopodopieczny funkcjonował jak należy.Poszedł na górę, żeby wziąć prysznic, przebrał się w czyste dżinsy iświeżą koszulę, a potem wrócił na dół, żeby zająć się kolacją.Otworzyłwłaśnie lodówkę, by sprawdzić, co ma do wyboru - gdy rozległ siędzwonek u drzwi.Na widok Harriet odruchowo pomyślał: - Dobrze, że zdążyłem sięumyć! Zaraz potem uświadomił sobie, że to głupota i próżność z jegostrony.Przecież ona nie jest nim zainteresowana.Kłopot w tym, że gdytylko ją ujrzał, od razu wiedział z całą pewnością, że on bynajmniej nieprzestał jej pragnąć.Na widok Willa Harriet od razu zapomniała o całym pracowicieprzygotowanym przemówieniu, które przepowiadała sobie wsamochodzie.Pomysł, żeby zadzwonić do niego i zaprosić na drinka, jużwcześniej poszedł w zapomnienie, bo postanowiła zdać się na śle-py los.Gdyby go nie zastała, uznałaby to za znak, żeby dać sobiespokój.- Cześć - odezwała się.- Czy przychodzę nie w porę? Cofnął się, żebymogła wejść.- Ależ przeciwnie, w samą porę.Będziesz mogła dopomóc mi wważnej decyzji, mianowicie chodzi o to, co zjeść na kolację.Albo mamjeszcze lepszą myśl, może otworzę butelkę wina, żeby odłożyć na pózniejzmagania z tak trudnym dylematem?- Doskonale, ale ja poproszę o mały kieliszek, bo jestem samochodem.- Jak sobie życzysz.Daj mi kurtkę.Ich ręce musnęły się, gdy odbierał od niej okrycie i już wiedziała, żewcale nie wyobrażała sobie uczuć, jakimi wciąż darzyła Willa.- A gdzie dzieciaki? - spytał.- Nie zostawiłaś ich na schodach zbutelką coli i paczką chipsów?- Nie, są u sąsiadów.- Miłych sąsiadów?- Okropnych.Są wyznawcami szatana i uprawiają diaboliczne rytuały,do których używają małych dzieci.Uśmiechnął się.- No tak, to było dość głupie pytanie.Chodzmy do kuchni.A więczadomowiłaś się na dobre?- Owszem, jakbym tam mieszkała od zawsze.Musisz kiedyś nasodwiedzić.Carrie i Joel bardzo się ucieszą.- W takim razie z przyjemnością.Chardonnay może być?- Dziękuję.Patrząc, jak odkorkowuje butelkę i nalewa wino, zastanawiała się, czyzdoła się przemóc i powiedzieć, po co tu przyszła.Denerwowała się corazbardziej, bała się odrzucenia, odepchnięcia.A nigdy przedtem wtowarzystwie Willa nie była zdenerwowana.- Proszę - powiedział.- Zdrowie.Cieszę się, że cię widzę.Trącili siękieliszkami; wypiła potężny łyk, żeby dodać sobie kurażu.-Jak się miewają rodzice? - zapytał, opierając się o szafkę i krzyżującnogi w kostkach.- A zwłaszcza ojciec?- Wszystko w porządku.- Opowiedziała mu o ich wyprawie nawynajętej przez ojca barce i jak dobrze im to zrobiło.- To fantastycznie.Sam niemal miałbym ochotę zrobić to samo.- Rzeczywiście, ma to swój urok - powiedziała w roztargnieniu.Przygryzła wargę.Choć bardzo cieszyła się z powodu rodziców,to ich niespodziewane wakacje były ostatnią rzeczą, o jakiej chciałateraz rozmawiać.Zaczęła bawić się metalową sprzączką od zegarka.Ajeżeli Will nie ma jeszcze dosyć sił, żeby myśleć o własnym szczęściu?Może tak samo, jak ona po śmierci Felicity, uważa coś takiego za obrazępamięci zmarłej? Wiedziała aż za dobrze, iż żal po stracie ukochanejosoby potrafi zachowywać się jak zaborczy i zazdrosny kochanek.Możeniespodziewanie powalić potężnym ładunkiem poczucia winy,przypomnieć, że jest się niegodnym szczęścia ani powrotu do normalnegożycia.- Wszystko w porządku? - przyjrzał się jej.- Jesteś jakaś spięta.Cościę trapi?No, powiedz mu.Już, wyduś to z siebie.- Och, wiesz, jaka jestem.Zawsze coś mi chodzi po głowie.Samkiedyś powiedziałeś, że wibruję z prędkością światła.Uśmiechnął się.- Chodzmy do pokoju i usiądzmy.Zobaczymy, czy uzyskamy w tensposób pożądany efekt uspakajający.Co prawda jeszcze nie napaliłem wkominku, ale wszystko już gotowe, wystarczy rzucić zapałkę.Patrzyła, jak rozpala ogień, a gdy odłożył zapałki na gzyms kominka,zadzwonił telefon.Will przeprosił ją i wyszedł do kuchni, żeby odebrać.Rozłączył się jużpo kilku sekundach - okazało się, że to jeden z tych przeklętychakwizytorów - i zastanowił się przez chwilę, co zrobić z Harriet.Jasnebyło, że pojawiła się, żeby mu coś powiedzieć.Jednak w tym tempie niewydobędzie z siebie ani słowa, choćby siedziała do północy.Postanowiłtrochę jej pomóc.Jeśli się pomylił - to cóż, trudno.Wrócił do pokoju i wyjaśnił:- Przepraszam.To była jedna z tych bardzo uprzejmych, ale zarazemniezwykle upartych pań, które bardzo starają się nam coś sprzedać.-Usiadł na sofie obok Harriet, zaledwie kilka centymetrów od niej, alewpatrując się pilnie w ogień, prosto przed siebie.- Poprosiłem, żeby zadzwoniła pózniej, bo póki co mam gościa, czylimoją byłą dziewczynę.Okropnie się zaciekawiła i spytała, dlaczego byłą".Odparłem, że to skomplikowana sprawa.A ona dalej pyta, czy jestjakaś szansa, że zaczniemy od nowa - na to ja, że nie wiem, trzeba bysprawdzić.Poradziła mi, żebym zaraz do ciebie wracał i po prostuzapytał, czy istnieje chociaż cień możliwości, że znów się spikniemy.Musiałem na nią nakrzyczeć: Ejże, to nie jest jakaś tam byle paniusia,która rozsiadła się na mojej kanapie.Mówię o wspaniałej dziewczynie,która nie znosi, żeby ją poganiać"- cmoknął z dezaprobatą i pokręcił głową.- No nie wiem, ciakwizytorzy.Co za bezczelność.%7łeby tak się wtrącać w życie innychludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]