[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokręciła głową.Ale, właściwie - miała tyle samo, wstępując do legii.Jakoś.nie czuła się wtedy zbyt młoda.Młoda czuła się dopiero ostatnio.I to coraz pilniej.Uważała, że czas to najgorszy sukinsyn.Wart strzały.- Możemy szybciej? - zapytała.Chłopak właśnie otwierał usta; zamknął je pospiesznie.- Co chciałeś powiedzieć? Śmiało!- To prawda, że zabiłaś tysiąc sępów, pani? - wyrzucił szybko.- Tysiąc? - zdumiała się.- No, chyba nie zarobię na twój podziw.Tysiąc sępów? - tyle nie ma! Żeby zabić tysiąc sępów, musiałabym urodzić jeszcze ze dwie setki! Czy ja mogę rodzić sępy? Może razem z jajami?- Może ze czterdzieści parę - dorzuciła krótko, po chwili.zawyżając liczbę o dobry tuzin.- Czterdzieści? - rzekł rozczarowany.- Dajmy temu spokój, co? - rzekła ostro.- Możesz pogonić te swoje chabety? legionisto od siedmiu boleści? To jest pogoń, bo szkoda mi życia na takie kulawe włóczęgi!Nim dojechali do miasta, chłopak zajeździł jedno ze zwierząt na śmierć.A i tak nie nadążył.Przybyła do Riksu sama.6.Jego godność N.V.Egeden, zastępca komendanta garnizonu w Riksie, zachowywał się wobec niej dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy widzieli się po raz pierwszy.Wyczuwała jego niechęć i pewną.rezerwę.Ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że ten człowiek wie, czego chce.Od siebie i od niej.- Jesteś mi potrzebna, pani - powiedział.- Tyle wiem.Ale mam także mnóstwo pytań.- Odpowiem na wszystkie - zapewnił.- Tego samego dnia, kiedy byłaś u mnie, posłałem silny patrol na Przełęcz.Ale już było po wszystkim.Ograbiono podróżnych, spalono stajnię, zabito kilku pachołków.- To wszystko? - zdziwiła się nieco.- Myślałam, że skoro zajazd zdobyto, zostało tam tylko parę nadpalonych belek na krzyż.- Chcą wymusić haracz - wyjaśnił Egeden.- To lepsze, niż puszczenie z dymem wszystkiego, raz na zawsze.- Nie wątpię.- Wiem niewiele.Ale to nie jest żadna miejscowa grupa rzezimieszków.To banda z Ciężkich Gór.Bardzo liczna.Uniosła brwi.- A co z tym jeńcem, którego przywiozłam? - zapytała.- Nic nie wie?- Umarł.- Ze starości? Czy od ran nosa?- Od urzędników Trybunału.- Daliście go tym rzeźnikom?Wstał i zrobił parę kroków, przemierzając kamienną komnatkę w tę i z powrotem.- Tak, jakbym mógł nie dać! - mruknął.- Powiedział coś?- Mnóstwo.Aż sklepienie drżało.Tylko nic nie dało się zrozumieć.Co może powiedzieć jąkała ze zmiażdżonym nosem, jeśli odgryzł sobie z bólu język, jeszcze zanim wbito mu zęby do gardła?Pokiwała ze zrozumieniem głową.- Następnym razem, jak wsadzi mi taki łapę między nogi, to jeszcze je szeroko rozłożę - zapowiedziała.- A już na pewno nie będę wlec biedaka przez pół Grombelardu, żeby oddać legionistom.Najwyżej sama mu utnę, co trzeba, i wetknę między zęby.Jeśli nie okaże mi potem samej tylko wdzięczności, to już nie wiem.- Zdaje się jednak - rzekł oficer - że wiadomo, co to za banda.- No?- Był z nimi jakiś kot gadba.Nazywali go - Kobal.Prawie wytrzeszczyła oczy.- Myślisz, komendancie, że to ludzie Basergora-Kragdoba? - zapytała po chwili, ze zdumieniem.- Myślisz, że ten kocur to Książę?- Na to wygląda.- To śmieszne! - oznajmiła.- Czyżby? - zmarszczył brwi.- Czemu niby?- Bo, po pierwsze, Kragdob ściąga haracz z tej nory od dziesięciu lat chyba.Oficer osłupiał.-.jak i z każdej innej w Grombelardzie, łącznie z tymi tu, w Riksie.Prawie rzucił się na nią.- Cóż za łgarstwa?! - cisnął.- No, komendancie - uspokoiła go.- Opieka wojska oczywiście też jest potrzebna.Przed rzezimieszkami, pijakami.ale nie obronicie karczmarza przed Królem Gór.Ani nikogo innego w tym mieście.Myślisz, wasza godność, że zwą go królem, bo dowodzi paroma oddziałami zbrojnych? Czemu więc ciebie nie zwą?Egeden milczał.- Każdy bogaty kupiec w Grombie i Badorze płaci Kragdobowi.Tu, w Riksie, jest pewnie tak samo.Kto jak kto, ale komendant wojskowy powinien chyba o tym wiedzieć? Myślisz, panie, że to zbój jak każdy inny? Taki, co porywa czasem nawet stado owiec pastuchom? By sprzedać za parę sztuk srebra?Pokręciła głową.- Ale przede wszystkim - powiedziała - nie widziałeś nigdy, komendancie, jego ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]