[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam to dostrzegł.Będą z niego ludzie.Mówił jednak nadal szorstkim głosem:- Tak, to zły pomysł.I jeśli zrobisz coś takiego w Bardicum, twoi nauczyciele poproszą heroldów, aby zablokowali twój dar, i od razu cię wydalą.Bo ta umiejętność budzenia w ludziach uczuć przez muzykę, to właśnie twój dar.I możesz go używać tylko w trzech wypadkach: gdy grasz, gdy wspierasz kogoś, kto potrzebuje twej pomocy, oraz wypełniając rozkazy króla.- Tak, panie - wyszeptał Medren.Gdy usłyszał, co mówił Vanyel o tym, że mogą go pozbawić daru i wyrzucić z Kolegium, wtulił głowę w ramiona.- Tak, panie.Będę o tym pamiętał.- Lepiej, aby tak było.Daję ci jeszcze jedną szansę.A teraz chodźmy, chłopcze - rzekł Vanyel w przypływie nowej radości, a potem pogonił Medrena, by wstał, i kładąc mu rękę na karku, skierował go w stronę drzwi.- Czas, abyś pokazał tym wieśniakom, twoim kuzynom, jak włada mieczem prawdziwy wojownik.Rozdział DziewiątyPo ćwiczeniach wrócili do jego pokoju.Van myślał o tym, aby dać Medrenowi jeszcze jedną lekcję muzyki; jednak, mimo że wcale nie włączał się do walki, ledwie wydał chłopcu instrukcje dotyczące jego ruchów, zdał sobie sprawę, że jest zupełnie wycieńczony - a było to na długo przed zakończeniem ćwiczeń.Ale Medren nie był głuptasem, sam dobrze widział, że Vanyel opada z sił.Zaproponował więc, aby odłożyć lekcję na kiedy indziej, a nawet zaofiarował się polecić służbie, aby kolację przyniesiono mu do pokoju.Vanyel przyjął obydwie propozycje.Pochłonął posiłek, skoro tylko służący mu go przyniósł, a potem z jękiem rzucił się na łóżko twarzą w dół.Jakimś cudem, pomimo całego zamieszania w buduarze Tressy, podczas jego nieobecności ktoś pościelił mu łóżko.Małoletni heroldowie demolują całe komnaty, dorośli heroldowie wznoszą magiczne bramy, a potem rzucają się przez nie na wpół żywi, nad granicą wisi groźba wojny, a tymczasem łóżka jakoś zawsze są podściełane.Co za świat.Zaczął zastanawiać się nad tym, jak spędziłby ten dzień, gdyby Tashir nie wpadł w szał, i uzmysłowił sobie nagle, że nie rozmawiał jeszcze z Yfandes.Prawdopodobnie wiedziała już co się dzieje; z pewnością wiedziała.Od momentu kiedy Vanyel po raz pierwszy pogodził się z myślą o tym, że ma zostać heroldem, Yfandes wyrobiła w sobie nawyk - podsycany zresztą przez jego zachęty - podsłuchiwania możliwie wszystkiego, co dociera do zmysłów jej Wybranego.Była niczym niemy obserwator pozostający zawsze gdzieś w zakamarku jego głowy.Vanyel nie miał absolutnie nic przeciwko temu, by służyć jej swymi oczami i uszami - oszczędzało mu to wielu wyjaśnień.Gdy zaś w jakiejś sytuacji nie życzył sobie jej “obecności" w swych myślach, zwykł jej to mówić wprost.Tym bardziej wielką nieuprzejmością z jego strony było nieodezwanie się do niej ani słówkiem, choćby nawet miało to być tylko powitanie.Yfandes! - zawołał niepewnie.- Przepraszam.byłem pochłonięty tym wszystkim, a potem padłem na nos.a jeszcze potem musiałem złożyć wizytę.a na końcu sam miałem gościa.Yfandes zaśmiała się.Widziałam.Twe winy są ci odpuszczone.Masz coś dla mnie? Przepraszam, że musiałaś biec całą tę drogę do domu, zamiast popędzić na skróty.Nie gniewam się.O dziwo - odparła ożywiona - mam coś dla ciebie.Najjaśniejsi bogowie, pozwól, że zwrócę uwagę, iż niełatwo było uzyskać taką informację.Wcale nie jest mi przykro z powodu chwilowej rozłąki z tobą.Bardzo się cieszę, że nim zakończyłeś wznoszenie Bramy, byłeś już bardzo daleko.I tak wystarczająco mocno odczulam twe cierpienie.- Miłość w płynącej od niej myśli złagodziła słowa.- Ten młody ogier, nazywam go “Duch", bo straszy tutaj jak najprawdziwsza zjawa, nigdy nie zbliża się na tyle, aby można go było dotknąć, i bez przerwy sieje grozę wśród chłopów.Jest już dość blisko powiązany z umysłem swego Wybranego.Porozumiewam się z nim, lecz tylko na odległość.Większa część jego uwagi skupiona jest zawsze na Tashirze.Udaje mi się jednakże łączyć się z jego umysłem przy pomocy myślodotyku, czego nie możesz zrobić ty z jego Wybranym.U Ducha dotknięcie umysłu nie budzi lęku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]