[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W szczytowym okresie baroku seks wyszedł z mody; pielęgnowały go tylko dwa niewielkie stronnictwa, komasatów i separatystów.Separatyści, niechętni wyuzdaniu, uważali, że nie godzi się jeść kapusty tymi samymi ustami, którymi się kochanka całuje.Niezbędne są po temu osobne, tak zwane platoniczne usta, a najlepiej mieć ich zestaw podług przeznaczenia (dla krewnych, znajomych i dla istoty wybranej).Komasaci, hołdujący funkcjonalizmowi, działali na odwrót, łącząc, co się dało, dla uproszczenia organizmu i życia.Schyłek tego stylu, jak zwykle ekstrawagancki i wydziwaczony, stworzył postaci tak osobliwe, jak kobietę-taboretę i heksaka, który przypominał centaura, lecz miał zamiast kopyt cztery bose stopy, zwrócone palcami ku sobie: zwano go i przytupcem, podług tańca, w którym energiczne tupanie było figurą podstawową.Lecz rynek okazywał nasycenie i znużenie.Trudno było epatować nowym ciałem, używano klapek usznych z naturalnego rogu, uszne konchy, przeświecające stygmatycznymi obrazkami, wachlowały bladą różowizną policzki pań z towarzystwa, próbowano chodzić na giętych nibynóżkach, przez czystą bezwładność BEPROCIAPS dostarczał dalszych projektów, czuło się jednak nadchodzący kres tej formacji.Zatopiony w lekturze, wśród porozrzucanych książek, w świetle lamp, łażących nade mną po suficie, zasnąłem ani wiedząc kiedy; przebudził mnie dopiero daleki głos porannego dzwonka.Zaraz też pojawił się mój braciszek pytać, czy życzę sobie może niejakiej odmiany; jeśli tak, przeor prosi, bym zechciał mu towarzyszyć w objeździe całej diecezji u boku o.Memnara.Perspektywa opuszczenia mrocznych katakumb ucieszyła mnie, toteż wyraziłem zgodę.Objazd wyglądał niestety inaczej, niż sobie wyobrażałem.Na powierzchnię wcaleśmy się nie wydostali; braciszkowie, wyrychtowawszy do drogi niskie, juczne zwierzęta, okryte do ziemi szarymi jak ich habity płachtami, powsiadali na nie oklep i poczłapaliśmy z wolna podziemnym korytarzem.Były to, jak się już domyślałem, a domysł ten znalazł potwierdzenie, od wieków nie używane kanały metropolii, która wznosiła się wysoko nad nami tysiącem na wpół zrujnowanych wieżowców.Miarowe ruchy mego wierzchowca miały w sobie coś dziwacznego; nie dostrzegałem też pod przykrywającym go materiałem ni śladu głowy; zajrzawszy dyskretnie pod płótno, przekonałem się, że to maszyna, rodzaj czworonożnego robota, wielce prymitywnego; do południa nie ujechaliśmy ani dwudziestu mil.Trudno się zresztą było zorientować w długości przemierzonej drogi, wiła się bowiem labiryntami kanałów słabo rozświetlonymi przez lampy, które małym stadkiem to podfruwały nad nami, to odbijając się o zaklęsły strop pospieszały na czoło kolumny, dokąd je przyzywano cmokaniem.Przybyliśmy wreszcie do siedziby oo.prognozytów, gdzie przyjęto nas z honorami, ja zwłaszcza znajdowałem się w ośrodku powszechnej uwagi.Ponieważ meblowa puszcza została daleko, ojcowie prognozyci musieli się specjalnie zakrzątnąć, by przysposobić z myślą o mnie przyzwoity posiłek.Dostarczyły go magazyny opuszczonej metropolii pod postacią torebek z plemnikami; postawiono przede mną miski, jedną pustą, drugą pełną wody, i po raz pierwszy mogłem przekonać się o działaniu produktów biotycznej cywilizacji.Zakonnicy gorąco usprawiedliwiali się przede mną z braku zupy; po prostu braciszek, wysłany na powierzchnię ziemi studzienką kanalizacyjną, nie umiał odnaleźć właściwej torebki; z kotletem poszło jednak nieźle: plemnik, polany kilkoma łyżkami wody, napęczniał, rozpłaszczył się, tak że po chwili miałem na talerzu smacznie przyrumieniony medalion cielęcy, cały w masełku, które, skwiercząc od nagrzania, wydzielało się jego porami.W magazynie, z którego dobyto ten specjał, musiał panować zupełny chaos, skoro między paczuszkami z gastronomicznymi plemnikami zawieruszyły się inne: zamiast deseru wyrósł mi na talerzu magnetofon, a i to nie nadający się do użytku, bo miał na szpulach tasiemki od kalesonów.Wyjaśniono mi, że to efekt hybrydyzacji, która teraz często się zdarza, albowiem nie nadzorowane automaty produkują plemniki coraz gorszej jakości; te produkty biotyczne mogą się krzyżować i tak właśnie powstają najniesamowitsze mieszańce.Przy tej okazji wpadłem wreszcie na trop pochodzenia dzikich mebli.Zacni ojcowie chcieli posłać zaraz któregoś z młodszych zakonników ponownie w ruiny miasta, za deserem dla mnie, lecz gorąco się temu sprzeciwiłem.Daleko bardziej niż na deserze, zależało mi na rozmowie.Refektarz, niegdyś wielka oczyszczalnia kanałów miejskich, przedstawiał się nader schludnie, wysypany białym piaskiem, oświetlony licznymi lampami, które u prognozytów były inne niż u destrukcjanów, mianowicie mrugające i pręgowane, jakby wywodziły się od wyolbrzymionych os.Siedzieliśmy za długim stołem na przemian, więc obok każdego destrukcjana spoczywał na swym chassis prognozyta; odczuwałem niepojęte skrępowanie, że ja jeden mam obnażoną twarz i ręce - przy zamaskowanych postaciach ojców robotów w ich zgrzebnych kapturach ze szkłem w otworach oczu i przy oo.komputerach, którzy, graniaści, w najmniejszym już stopniu nie przypominali żywej istoty; niektórzy spośród nich połączeni byli pod stołem kabelkami, ale nie ważyłem się pytać o sens tej ich wieloprzewodowej łączności.Rozmowa, jaka wywiązała się przy tym samotnym obiedzie - boż ja jeden go spożywałem - znów, siłą nieodpartych rzeczy, zeszła ku transcendentalnej tematyce.Pragnąłem dowiedzieć się, co ostatni wierzący Dychtonii sądzą w kwestiach dobra i zła, Boga i diabła, a gdy zadałem to pytanie, nastała dłuższa chwila ciszy, w której tylko pręgowane lampy brzęczały cicho w rogach refektarza; zresztą może to był prąd oo.prognozytów.Odezwał się wreszcie siedzący naprzeciw mnie starszy komputer, z zawodu historyk religii, jak się później dowiedziałem od ojca Darga.- Zmierzając wprost do celu, wyraziłbym nasze poglądy tak - powiedział, - Szatan jest tym, czego najbardziej w Bogu nie rozumiemy.Nie znaczy to.Jakobyśmy sądzili, że Bóg sam stanowi aliaż pierwiastków wyższego i niższego, dobra i zła, miłości i nienawiści, mocy stwarzania i żądzy zniszczenia.Szatan to myśl, że Boga można ograniczyć, zaklasyfikować, wydzielić, dokonując frakcjonowanej destylacji, tak aby został tym, i tylko tym, co potrafimy zaakceptować i przed czym się już bronić nie będziemy.Myśl ta nie daje się utrzymać wewnątrz historii, ponieważ jej nieuchronną konsekwencją jest wniosek, że nie ma innej wiedzy, jak pochodzącej od Szatana, i że on się dopóty rozszerza, dopóki nie pochłonie wszystkiego, co wiedzę zdobywa, w całości.A to, ponieważ wiedza unicestwia stopniowo dyrektywy, zwane przykazaniami objawionymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]