[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwrócił się na pięcie i ujrzał w drzwiach sypialni jakiegoś oficera; nie brata, jakiegoś pułkownika.— Kim pan, do cholery, jest?Oficer nie odpowiedział od razu.Stał bez ruchu, mierząc Adriana wściekłym spojrzeniem.Kiedy się wreszcie odezwał, cedził lodowato słowa.— Rzeczywiście jesteście do siebie podobni.Gdyby włożył pan mundur, trochę się wyprostował, mógłby pan uchodzić za niego.Chcę tylko wiedzieć, gdzie on jest!— Jak pan się tu dostał? Kto pana wpuścił?— Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.Najpierw niech pan odpowie na moje.— Najpierw to ja panu powiem, że to jest włamanie.— Adrian podszedł szybko do telefonu, przechodząc przed nosem oficera.— Jeśli nie ma pan nakazu z cywilnego sądu, to pomaszeruje pan prosto do cywilnego aresztu.Pułkownik odpiął guzik marynarki munduru i wyjął rewolwer.Odbezpieczył go z trzaskiem i wycelował.Adrian zastygł bez ruchu zupełnie oszołomiony, ze słuchawką w lewej ręce, z prawą zawieszoną nad tarczą telefonu.Wyraz twarzy oficera nie ulegał zmianie.— Proszę posłuchać — powiedział cicho pułkownik.— Mógłbym przestrzelić panu oba kolana tylko za to, że jest pan do niego taki podobny.Rozumie pan? Jestem jednak cywilizowanym człowiekiem, prawnikiem tak jak pan; ale tam, gdzie chodzi o dobro majora Fontine'a z Korpusu Oko, wszystkie zasady biorą w łeb.Stanę na głowie, ale dopadnę tego skurwysyna.Czy to do pana dociera?Adrian odłożył z wolna słuchawkę.— Pan jest maniakiem.— Pestka w porównaniu z nim.No więc, niech pan mówi, gdzie on jest.— Nie wiem.— Nie wierzę.— Zaraz, zaraz! — Adrian był tak zszokowany, że nie miał pewności, czy się nie przesłyszał.Teraz uzmysłowił sobie, że nie.— Co pan wie o Korpusie Oko?— Dużo więcej, niżbyście, dranie, chcieli.Naprawdę sądziliście, że wam się to uda?— Pan się grubo myli! Wiedziałby pan o tym, gdyby cokolwiek pan o mnie słyszał! W sprawie Korpusu Oko ja i pan stoimy po tej samej stronie.No więc, na miłość boską, co pan na niego ma?— Zabił dwóch ludzi.Kapitana, niejakiego Barstowa, i wojskowego radcę prawnego, Tarkingtona.Oba zabójstwa upozorowano na kai-sai— skutek libacji i orgii z prostytutkami.Ale to nieprawda.W przypadku Tarkingtona był to kompletny brak rozeznania.On w ogóle nie pił.— O Chryste!— Aż sajgońskiego biura Tarkingtona zabrano pewne dokumenty.Tym razem z pełnym rozeznaniem.Nie wiedzieli tylko, że mamy ich kompletną kopię.— Kto to jest “my?" — Inspektorat Generalny.— Pułkownik nie opuścił rewolweru; odpowiadał płasko przeciągając słowa, akcentem południowego zachodu.— No więc pozwoliłem, żeby cień wątpliwości przemówił na pańską korzyść.Już pan wie, dlaczego chcę go mieć, więc gdzie on jest? Ja też nazywam się Tarkington.Ja piję, nie mam wyszukanych manier i chcę dostać w swe ręce tego skurwysyna, który zabił mego brata!Adrian poczuł, że powietrze uchodzi mu z płuc.— Tak mi przykro.— Teraz już pan wie, dlaczego wyciągnąłem rewolwer i dlaczego go użyję.No więc?! Dokąd wyjechał? Jak?Potrwało chwilę, zanim Adrian zorientował się, o co chodzi.— Dokąd? Jak? Ja w ogóle nie wiedziałem, że on wyjechał.Skąd ta pewność?— Wie, że go poszukujemy.Wiemy, że dostał cynk; dziś rano rozszyfrowaliśmy ich ostatniego wspólnika.Pewien kapitan z Pentagonu, niejaki Greene.Z kwatermistrzostwa.Nie muszę chyba dodawać, że on też zniknął.Do tej pory dotarł już pewnie na drugi koniec świata.“.na drugi koniec świata." Te słowa zaczęły docierać do Adriana, stopniowo pojmował ich znaczenie.Na drugi koniec świata.Włochy.Campo di Fiori.Obraz na ścianie i wspomnienia sprzed pół wieku.Urna z Konstantyny!— Sprawdziliście lotniska?— On ma zwykły paszport wojskowy.Wszyscy wojskowi.— O Boże! — Adrian rzucił się w kierunku sypialni.— Stać! — Pułkownik chwycił go za ramie.— Niech mnie pan puści! — Strząsnął z ramienia cudzą rękę i pobiegł do sypialni, do sekretarzyka.Wyciągnął prawą górną szufladę.Sięgając mu pod ramieniem pułkownik zasunął ją, przytrzaskując mu dłoń w nadgarstku.— Weź pan tylko coś, co mi się nie spodoba, i jesteś pan martwy.— Oficer puścił szufladę.Fontine czuł ból w nadgarstku i widział rosnącą opuchliznę.Ale nie był w stanie o tym myśleć.Otworzył duży skórzany portfel.Paszport zniknął.A z nim mędzynarodowe prawo jazdy i książeczka czekowa konta w Banąue Geneve z kodem cyfrowym i zdjęciem na wkładce.Odwrócił się i przeszedł w milczeniu przez pokój.Rzucił skórzany portfel na łóżko i podszedł do okna.Lało coraz bardziej, po szybach spływały kaskady wody.Andrew go wykiwał.Ruszył na poszukiwanie urny sam.Wcale nie chciał pomocy, ani teraz, ani nigdy przedtem.Urna miała mu posłużyć z ostateczną broń.W jego rękach — śmiercionośną.Adrian uzmysłowił sobie, że cała ironia polegała na tym, iż ten wojskowy stojący za jego plecami mógłby się okazać bardzo pomocny.On bez trudu zdołałby pokonać biurokratyczne bariery, dostarczyć natychmiast jakiegoś środka transportu.Ale żaden wojskowy nie mógł się dowiedzieć o pociągu z Salonik.“Są ludzie, którzy oddaliby połowę arsenałów za tę informację".Słowa jego ojca.— Oto pański dowód, pułkowniku — powiedział cicho.— Chyba tak.Adrian odwrócił się i spojrzał mu w oczy.— Niech pan mi powie, jak brat bratu, jak zdołaliście wytropić Korpus Oko?Pułkownik schował rewolwer.— Dzięki niejakiemu Dakakosowi.— Dakakosowi?— Tak, to taki Grek.Zna go pan?— Nie, nie znam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]