[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to bardzo dokładna mapa z zaznaczoną drogą do grobu pierworodnego syna Reuvena Leinkrausa pochowanego w górach siedemnastego lipca 1920 roku.Adrian odrysował ją w najdrobniejszych szczegółach, po czym porównał kopię z oryginałem.Była wierna.Miał swoją ostatnią przepustkę.Dokąd go miała zaprowadzić, wiedział dokładnie.Do czego — tego wiedzieć nie mógł.Zwrócił się do Leinkrausa z ostatnią prośbą.Telefon do Londynu, za który, oczywiście, zapłaci.— Pański dziadek poniósł wszystkie opłaty, jakie ten dom może przyjąć.Proszę dzwonić.— Proszę nie wychodzić, chciałem, żeby pan słyszał, o czym będę rozmawiał.Połączył się z Savoyem w Londynie.Prośba nie była skomplikowana.Chciał, aby po otwarciu ambasady amerykańskiej recepcja przekazała wiadomość dla pułkownika Tarkingtona z Inspektoratu Generalnego Armii.Gdyby nie było go w Londynie, ambasada będzie wiedziała, jak się z nim skontaktować.Pułkownik Tarkington miał zostać skierowany do niejakiego Paula Leinkrausa mieszkającego w Champoluc, w Alpach Włoskich.Wiadomość miała zostać podpisana — Adrian Fontine.Wyruszał w góry w pościg, ale nie miał złudzeń.W ostatecznym rozrachunku nie był rywalem dla żołnierza.Jego gest może się okazać właśnie tym — daremnym gestem.I bardzo możliwe, że samobójczym.To także rozumiał.Świat doskonale poradzi sobie bez niego.Nie był żadną osobistością, choć lubił myśleć, że posiada pewne uzdolnienia.Ale nie był pewien, jak świat sobie poradzi, jeśli Andrew opuści Champoluc z zawartością żelaznej skrzyni przywiezionej tu ponad trzydzieści lat temu pociągiem z Salonik.Gdyby tylko jeden z braci zszedł z gór, i okazał się nim morderca z Korpusu Oko, ktoś musiał go schwytać.Po odłożeniu słuchawki, Adrian spojrzał na Paula Leinkrausa.— Kiedy pułkownik Tarkington skontaktuje się z panem, proszę mu dokładnie opowiedzieć wszystko, co zdarzyło się tu dziś rano.Skinął głową Leinkrausowi, który odprowadził go do samych drzwi, otworzył drzwiczki fiata i wskoczył do środka.Zauważył, że na skutek podniecenia wysiadając zostawił kluczyk w stacyjce.Była to nieostrożność, jakiej żaden żołnierz nigdy by nie popełnił.Pod wpływem tej konstatacji pochylił się w prawo i otworzył drzwiczki schowka pod tablicą rozdzielczą.Wsunął rękę do środka i wyjął ciężki czarny pistolet z wymiennym magazynkiem.Mechanizm ładowania objaśnił mu Alfredo Goldoni.Włączył silnik i opuścił szybę, gdyż nagle wydało mu się, że nie ma czym oddychać.Chwytał powietrze szybkimi, urywanymi haustami, serce podeszło mu do gardła.I wtedy naszło go wspomnienie.Strzelał z pistoletu tylko raz w życiu.Przed wielu laty, w czasie jakiegoś obozu w New Hampshire, kiedy wychowawcy zabrali ich na strzelnicę miejscowego posterunku policji.Jego brat stał obok niego i zaśmiewali się wspólnie, radośnie podniecone dzieci.Gdzie się podział ten śmiech?Gdzie się podział tamten brat?Ruszył obsadzoną drzewami ulicą, po czym skręcił w lewo, na drogę prowadzącą na północ, w góry.Wysoko na niebie tarcza wczesnego słońca skryła się za zasłonę gęstniejących chmur.Niebo było gniewne.4Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie i pośliznęła się na skale; jej brat odwrócił się błyskawicznie i chwycił ją za rękę, ratując przed upadkiem.Uskok miał nie więcej niż sześć metrów i Andrew pomyślał, że może powinien rozerwać im ręce i pozwolić jej spaść.Gdyby złamała nogę czy skręciła ją w kostce, nie zdołałby nigdzie dotrzeć, a już z całą pewnością nie udałoby jej się wrócić szlakami do płaskiego miejsca i biegnącej dołem drogi.Mieli teraz do niej już dwadzieścia kilometrów.Cały początkowy odcinek trasy pokonali jeszcze tej nocy.Andrew mógł sobie darować przeszukiwanie terenów leżących wokół tego początkowego odcinka wyprawy sprzed pięćdziesięciu lat.Ktoś inny prowadzący te poszukiwania nie mógłby tego zrobić — on tak.On potrafił czytać mapy tak, jak większość ludzi czyta proste książki.Z ich symboli, barw i cyferek potrafił odtworzyć sobie przed oczami teren z dokładnością aparatu fotograficznego.Nikt w całej armii nie mógł się z nim równać.Był mistrzem w posługiwaniu się wszystkim co realne — od ludzi i maszyn do map.Szczegółowa mapa rejonu Champoluc używana przez alpinistów pokazywała, że linia kolejowa z Zermattu zakręcała ostro na zachód wokół krzywizny gór.Dopiero na osiem kilometrów przed stacją w Champoluc zaczynała znów biec prosto.Tereny bezpośrednio na wschód do końcowego, płaskiego odcinka torów były przez cały rok intensywnie uczęszczane przez alpinistów.Tamtędy właśnie biegły pierwsze szlaki opisane w dzienniku Goldoniego.Nikt, kto chciałby ukryć coś cennego, nie mógł ich brać pod uwagę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]