[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Honorowy małżonek i dzielny tatuś najwyrazniej niedokończył dzieła, ponieważ zbierał się jeszcze do wymierzeniakopniaka.Krzycki musiał kątem oka dostrzec całe zajście izanim Iza zdążyła cokolwiek powiedzieć, gwałtowniezahamował, zjechał na pobocze i wyskoczył.Podbiegł domężczyzny i szarpnął za klapy wytartej marynarki.Tamtenwyglądał na zdezorientowanego, co w połączeniu zzamroczeniem alkoholowym spowodowało, że zesztywniał iwielkimi zaczerwienionymi oczyma patrzył z wyraznym lękiemna wyższego od siebie faceta o szerokich barach.Komisarz cośwołał, czego Iza zza zamkniętej szyby nie mogła dosłyszeć.Chciała wysiąść, ale Krzycki tak zaparkował, że gdybyotworzyła drzwi, wpadłaby do rowu melioracyjnego.Opuściłaszybę w oknie, ale wtedy już było po wszystkim.Komisarzodepchnął pijaka, pomógł kobiecie wstać, pozbierał zakupy dorozerwanej siatki i oddał chłopcu.W stronę pijaka zrobił dwaostrzegawcze kroki, ale tamten już pojął i zaczął się taktycznieoddalać.Chłopiec patrzył na niego smutnym, obojętnymwzrokiem.Stwierdziwszy, że mężczyzna odszedł na bezpiecznąodległość, Krzycki wrócił do samochodu.Usiadł za kierownicą,odsapnął głęboko i ruszyli dalej.Iza przez tylną szybę patrzyłaprzez chwilę za siebie, ale nic więcej już się nie działo. Co mu pan powiedział? Zaproponowałem, żeby mnie uderzył padła zwięzłaodpowiedz. Miał pan ochotę naprawdę mu przywalić bardziejstwierdziła niż zapytała Iza. Tak.Ale nie przy chłopcu.To z pewnością jego ojciec. A także jego matka.Kiedy ktoś bije matkę, nawet ojciec,dziecko zaczyna się bać.Traci poczucie bezpieczeństwa.Karzącprześladowcę matki, przywracamy dziecku poczuciesprawiedliwości świata wydeklamowała z dumą, że możebłysnąć. Dziękuję.To bardzo pouczające.Następnym razemprzywalę bez wahania.Małemu też palnę w ucho.Na wszelkiwypadek.%7łeby w przyszłości nie brał przykładu z tatusia i niebił mamusi. Nic pan nie rozumie.Mówię poważnie.Broniąc matki,bardziej mu pan pomaga niż oszczędzając nachlanego tatusia,który zabiera się do kopania jej. Przecież jej broniłem warknął Krzycki i nacisnął hamulec,bo właśnie dojechali na miejsce.Znajdowali się na sporym placu, który równie dobrze mógłpełnić funkcję parkingu, bazaru i tanecznej estrady na festyny.Zwieńczony był w głębi szerokim, płaskim i brzydkimbudynkiem z oknami oprawnymi w żelazne ramy.W okolicynie było nikogo i komisarz pewnym krokiem udał się dowejścia.Tym razem drzwi Izy nic nie blokowało, bez pytaniawysiadła więc i ruszyła za Krzyckim.Nad wejściem dorestauracji tkwił wielki świński łeb wyrzezbiony z jednegokawałka pnia, a nad nim zwisała na łańcuchu wycięta w łukdeska z wypalonym napisem POD WESOAYM WIEPRZEM.Gdy weszli do środka, od progu uderzył ich kwaśny odórstarego piwa, dymu papierosowego i środków czyszczących ztoalety.Dwa szerokie okna od ulicy były zaciągnięte gęstąpożółkłą firanką, przez co w lokalu panował półmrokcharakterystyczny dla miejsc podejrzanych i dwuznacznych.Było przedpołudnie, dlatego cała klientela tego zaledwie przedchwilą otwartego przybytku składała się z trzech ponurychpiwoszów, a każdy z nich mógł z powodzeniem odgrywać rolębrata blizniaka spotkanego przed chwilą damskiego boksera.Za kontuarem, którego zielone nakrycie dawno już zapomniałoczasy swojej względnej czystości, na wysokim taborecie siedziałsmutny młodzieniec z pryszczami.W lustrze za jego plecamiodbijało się zwisające z góry szkło oraz twarze tych, którzyprzychodzili z zamówieniem.Na widok wchodzącej parynieznacznie się wyprostował i usiłował wywołać na swojejtwarzy grzeczny uśmiech.Podczas gdy Iza odruchowopoprawiała w odbiciu fryzurę, Krzycki zamówił dwie kawy.Barman usłużnie włączył ekspres. Z mleczkiem?Krzycki skinął głową. Kawka będzie za momencik powiedział młodzieniec zserialową elegancją i równie serialowym gestem poprosił ozajęcie miejsc.Usiedli przy małym stoliku pod oknem, z dalaod tamtej trójki. Ciągle to samo: kawka z mleczkiem i z kożuszkiem , zamomencik , a u fryzjera grzyweczka z przedziałeczkiem.Czywy kiedyś dorośniecie? Obawiam się, że nie.Za to nie mamy dorosłego sejmu zdorosłymi posłami i jeszcze bardziej dorosłych gmachówtelewizyjnych.Zaśmiała się głośno. Okej, punkt dla pana.Nie dorastajcie.Usiadła tyłem do sali, ponieważ Krzycki to właśnie krzesło jejodsunął, sam zaś zajął miejsce naprzeciw niej, mając przedsobą całe pomieszczenie.Teraz powoli lustrował je wzrokiem.Iza Karwacka miała mało czasu, a Krzycki niezbyt zwracał nanią uwagę pochłonięty swoim śledztwem, postanowiła więc niedać tak łatwo za wygraną. Co my tutaj właściwie robimy, panie oficerze śledczy?Czyżby morderca ukrywał się pod jednym z tych poplamionychburaczkami obrusów?Ponieważ Krzycki nie reagował, ciągnęła dalej. Hej, ma pan przy sobie strzelbę, żeby go zastrzelić?Dopiero co z trudem poradził pan sobie z półprzytomnympijakiem, to jak pan chce bez strzelby pokonać seryjnegomordercę?Specjalnie wymówiła szczelbę , żeby go jeszcze bardziejpodrażnić.Nie chciała się droczyć, chciała powalczyćnaprawdę.I wygrać.Czuła, że losy tego pojedynku rozstrzygnąsię jeszcze dziś, dlatego nieustępliwie nacierała.Naprawdęmiała mało czasu musiała szybko uprzątnąć i przygotowaćsobie teren do działania na najbliższe dni.Niewiele osiągnie,jeżdżąc potulnie z komisarzem, który załatwia własne sprawy.Umowa umową, ale ona musi w całym tym bajzlu zadbać też owłasne interesy.Krzycki dopiero po chwili przesunął wzrok z sali nadziennikarkę.Jak ona ma na imię? Mam prośbę.Czy moglibyśmy posiedzieć kilka minut wmilczeniu? Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]