[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harry skinął głową.Przygryzł wargi w zamyśleniu.- A twoja córka? Gdzie ją trzymają? Wyobraź sobie plan przestrzenny tego miejsca, a ja spróbuję go odczytać.Nareszcie Kazimir mógł mu konkretnie pomóc.- Zajmowała celę obok miejsca mojej kaźni.- Kazimirze, zabiorę ja stąd, jeśli tylko ją odnajdę.Masz na to moje słowo.Co więcej, jeśli uda mi się odszukać jej matkę, razem znajdą się w bezpiecznym miejscu.Usłyszał głośne westchnienie ulgi.- Nie pragnę niczego więcej.O mnie nie musisz się już martwić - wyszeptał starzec drżącym głosem.- Ale się martwię.Nie mógłbym ciebie tak zostawić!- Czuję się już jego częścią.A on pochłania mnie coraz bardziej i niedługo pewnie całkiem się z nim utożsamię.Harry nie przestawał się zastanawiać.W jego głowie zarysował się plan.- A gdybym go zabił? - zapytał na glos.- Nie możesz przecież umrzeć dwa razy, Kazimirze.-Zniszcz go, a odzyskam wolność! - W głosie starca pojawiła się nuta nadziei.- Ale.jak to zrobićHarry wiedział jak: drewniany kolek, miecz i ogień.Z tym, że nie miał czasu na całą tę ceremonię.Postanowił pominąć dwa pierwsze akty i przejść od razu do trzeciego.Z korytarza dobiegł przytłumiony odgłos kroków i brzęczyk alarmu.- Dowiedzieli się, że tu jestem - powiedział Harry.-To musi być krótka robota.Przyciągnął do naczynia wstrząsowe urządzenie Agurskiego.Stanowił je przenośny transformator z długim, giętkim kablem zakończonym zwykłą wtyczką.Znalazł na nim dwie metalowe klamry, które pośpiesznie zamocował w przeznaczonym do tego miejscu, na obramowaniu akwarium.Stwór, uważnie obserwując jego poczynania, ożywił się.Zmienił kolor i przeszedł kilka błyskawicznych przeobrażeń.Wiedział, co może go za chwilę spotkać.Harry nie miał ani czasu, ani ochoty na podziwianie jego nerwowych popisów.Wcisnął wtyczkę do gniazdka i maksymalnie zwiększył napięcie.Na końcach klamer pojawiły się błękitne iskry, rozległy się charakterystyczne trzaski przebiegającego między nimi prądu, a w powietrzu uniósł się mdlący zapach ozonu.Potwór musiał odebrać śmiertelną dawkę, a jednak nie poddawał się natychmiast.Przypominał teraz, upiornie zniekształconą ludzką marionetkę z nadmiernie rozbudowanym prawym ramieniem.Pięścią, wielką jak głowa Harry'ego, zaczął z całej siły uderzać w szklaną ścianę pułapki.Stopniowo zmniejszał się i.zanikał.Płyny wypełniające jego koszmarne ciało zaczęły intensywnie parować.Para wydostawała się z licznych, krwawiących otworów na jego chropowatej skórze, jak z gejzerów.Kreatura krzyczała, szeroko otwierając usta starej twarzy Kazimira, głosem nie mającym nic wspólnego z ludzkim wołaniem o pomoc.Nagle szkło pękło pod naporem monstrualnej pięści i.Stwór utknął w morderczym uścisku ostrych krawędzi szklanej wyrwy i wyzionął ducha.Oklapł jak przekłuty balon.Poczerniała, dymiąca kula, która niegdyś stanowiła głowę kreatury została jakby rozłupana niewidzialnym uderzeniem.W bulgocących zwojach parującego mózgu leniwie poruszał się.wąż.Taką więc postać przyjął terroryzujący duszę Kazimira wampir.On również skonał na oczach Harry'ego.- Jestem wolny! - W umyśle nekroskopa zabrzmiał glos szczęśliwego starego człowieka - Wolny!!!.Harry usłyszał za plecami szczęk otwieranych drzwi.Nie oglądając się, wywołał wrota Mobiusa i szybko je przekroczył.ROZDZIAŁ SIEDEMNASTYINTRUZKhuw, Agurski i esperzy przepychając się, weszli do laboratorium.W zamieszaniu nie dostrzegli, że w zadymionym pomieszczeniu unosi się tajemnicza poświata, blask jaśniejący na szarawym tle spalonego powietrza.W chwilę później wszelki ślad po Keogh’u zniknął.Zoolog pierwszy przyszedł do siebie po szoku spowodowanym oszałamiającym smrodem dochodzącym z rozbitego naczynia.Wyrwał wtyczkę z gniazdka.- Kto to zrobił? - rzucił roztrzęsionym, szorstkim głosem.- Kto ponosi za to odpowiedzialność? - Nie czekając na odpowiedź, podszedł do akwarium.Powietrze zaczęło się oczyszczać i czarne, zwisające z nadtopionej dziury resztki jego podopiecznego stały się rozpoznawalne.Agurski dojrzał w nich coś, czego nie miał zamiaru ujawniać niepowołanym oczom.Ogarnęła go panika.Bez wahania zdarł z siebie fartuch i szybko okrył nim przerażające szczątki.- Powiedziałeś, że intruza znajdziemy właśnie tutaj - major zwrócił się do Grenzla.- Tak, ktoś niewątpliwie tu był, ale jak to możliwe, u diabła.Drzwi są zamykane na klucz, a na zewnątrz stoi strażnik.Co prawda, zaspany głupiec, ale nie kompletny idiota! Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł się tu dostać nie dostrzeżony, nie mówiąc o wyjściu.- Khuw urwał i mocno chwycił Grenzla za ramię.- Leo? Co się dzieje?Telepata znów dziwnie pobladł.Ciemnymi szarymi oczami patrzył gdzieś w głąb siebie.Lekko chwiał się na nogach.- Wciąż blisko - wymamrotał półprzytomnie.- On ciągle tu jest! Khuw obłędnie rozejrzał się po pokoju.Nie znalazł w nim nikogo obcego.- Tutaj? Gdzie tutaj?- Dziewczyna - wyjąkał telepata.- Więzień.- Taszeńka Kiriescu?- Tak, ona - słabo przytaknął Grenzel.Khuw poczuł, że nie kontroluje sytuacji.- Jakim cudem? - zapytał sam siebie.Maksymalnie wysilił swój umysł.Słyszał kiedyś, że zanim objął tę funkcję, Brytyjczycy dysponowali kimś, kto był zdolny do tego rodzaju sztuczek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl