[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moglibypodziwiać rozłożone na okrągłym kontuarze książki, stojąc blisko siebie, i rozmawiać przyciszonymgłosem, a wtedy nie zwróciliby na siebie uwagi innych klientów.Spojrzała ukradkiem na zegarek w kopercie ukryty wewnątrz rękawiczki.Powinien już tu być.Ale wpolu widzenia nie pojawiał się żaden rudowłosy mężczyzna.W księgarni znajdowały się tylko jeszczedwie inne kobiety i dwaj dżentelmeni, z których żaden nie wyglądał na Domina.Może obserwuje księgarnię, ukryty w jakimś jej załomie.Może nie spodziewał się, że ona przeczytajego ogłoszenie.Znów powróciła do przeglądania książek.Zainteresował ją tomik z nutami starychpiosenek.- Nie wątpiłem, że pani też tu będzie - usłyszała dobiegający z bliska głos.Lord Sebastian stał tuż obokniej.- Niechże pan stąd idzie! - syknęła z wściekłością.- Znów pan wszystko zepsuje!- Nigdzie nie pójdę.Ja również chcę spotkać naszego dobrego znajomego.I nie zostawię pani bezopieki.- To jest licznie uczęszczane i bezpieczne miejsce.Poza tym mam pistolet.- Do diaska, panno Kelmsleigh.Pani próby obrony skończą się kiedyś na tym, że z pani ręki ktośzginie.Mogę się tylko modlić, żebym to nie był ja.- Jeśli nie będzie wtrącał się pan w cudze sprawy, z pewnością nic się panu nie stanie.Proszę stądwyjść.On się tu nigdy nie pokaże, jeśli pana zobaczy.- A czy on w ogóle widział to pani ogłoszenie? Sądząc z tego, co wiemy, może być w Amsterdamie.- Bardzo sprytna uwaga.Ale to nie ja zamieściłam ogłoszenie.Zrobił to on.Odwrócił od niej wzrok i rozejrzał się po księgarni, uważnie obserwując wszystkich klientów.i- Nie ma go tutaj.- Skąd ta pewność? Przecież nie wie pan, jak on wygląda.Pokręcił w zamyśleniu głową, nadalrozglądając się po sklepie.Wyciągnął kieszonkowy zegarek.- Już jest kwadrans po umówionej porze.- Zepsuł pan wszystko.Pewnie spojrzał do środka przez witrynę, zobaczył pana i uciekł.Czuła się rozczarowana, nie wiedziała, co robić, a ponad wszystko pragnęła się go pozbyć.- Przepraszam, ale muszę wracać do Daphne.Będzie się o mnie niepokoić.Skierowała się ku drzwiom.Na ulicy ujrzała, że tuż obok niej kroczą wyglansowane męskie buty.- Niechże mi pan da wreszcie spokój.Bo w końcu nie powstrzymam się i naprawdę pana zastrzelę.Zrobię to, a potem niech się dzieje, co chce!- Prawdę mówiąc, już pani do mnie strzelała.Przecież odwiodła pani kurek.W przeciwnym razie tenpistolet nigdy by nie wypalił.- Błagam.Nie chcę, żeby mnie z panem widziano.Nie chcę, żeby ktoś zaczął myśleć, że to jawyznaczyłam panu spotkanie.- Już panią ze mną widziano.Za godzinę cała londyńska socjeta się o tym dowie.- Wspaniale.Bardzo panu dziękuję.- Proszę się uspokoić, ten skandal już i tak nie stanie się przez to większy.Nawiasem mówiąc, naszedzisiejsze spotkanie jest szczęśliwym zbiegiem okoliczności.- A mnie doprowadza do wściekłości.Kuzynka czeka tam na mnie - powiedziała, wskazując sklepmodystki.- Muszę pana pożegnać.Nie dał za wygraną.Znów ujrzała obok siebie jego buty.- Niech pani pozwoli sobie wytłumaczyć, czemu to szczęśliwy zbieg okoliczności.Mój bratzainteresował się pani sytuacją.Chciałby panią poznać.Zamierzałem wysłać zaproszenie pani i panimatce.- Mojej matce!- Oczywiście.Skoro jednak jest pani dzisiaj w Londynie, mogę z panią złożyć wizytę bratu, jeśli paniwyrazi zgodę.- Dlaczego pańskiego brata miałoby interesować spotkanie ze mną?Wyobraziła sobie, jak markiz poddaje ją oględzinom.Mogłoby mu się nie spodobać to, co widzi.- Zapewne chce pani wyrazić swoje ubolewanie, że stała się pani celem okrutnych plotek.To bardzowspółczujący człowiek.- Czy mimo choroby przyjmuje gości?- Odniósł na wojnie ciężkie rany, z powodu których nie może chodzić.Jest bardzo wątłego zdrowia.Nie jest jednak aż tak chory, by nie mógł się z nikim spotykać.Zawahała się.Byłoby z jej strony ogromną niegrzecznością, gdyby nie przyjęła zaproszenia odprzykutego do łóżka inwalidy do złożenia mu wizyty.Który w dodatku martwił się z powodu tego, coją spotkało.- Ach, oto i pani kuzynka.Pani Joyes, zaprosiłem właśnie pannę Kelmsleigh do megobrata.Mam nadzieję, że pozwoli jej pani tam pójść i zechce jej towarzyszyć, żeby znów nie wzięto nasna języki.Daphne nie zdziwiła się na jego widok, gdy wyszła od modystki; nie zaskoczyło jej teżniespodziewane zaproszenie.- To bardzo ładnie z pana strony, lordzie Sebastianie.Niestety, muszę jeszcze zajrzeć w kilka miejsc.- Szkoda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]