[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bóg, wielki księgowy.Po maturze oznajmiła więc, że zostaje unitarianką.Rozum nie jest w stanie ogarnąć stworzenia, powiedziała swemu zdumionemu ojcu; człowiek może tylko siedzieć i czekać na wiatr, który dmie między gwiazdami.Ojciec zapewnił jej matkę, że wszystko będzie w porządku, że to jeden wielki nonsens, i że Charlotte na pewno z tego wyrośnie.Wiedziała oczywiście, że niektórzy chłopcy w grupie bardziej interesują się nią samą, niż centrum mocy, ale nie było to takie złe.Miała nadzieję, że z czasem dojrzeją do innych rzeczy, i to jej wystarczało.Autobusy przyjechały z Minneapolis, gdzie Charlotte pracowała jako menedżer restauracji McDonald's.Opuściła dom, by znaleźć swoje prawdziwe „ja”.Kiedy na farmie w Pomocnej Dakocie wykopano tajemniczą łódź, wiedziała od razu, że kryje się za tym coś bardzo ważnego.Wiedziała o tym także Curie Miller z Madison.Rozmawiali na ten temat przez internet, grupa z Manhattanu, Curie i jej ludzie, Sammy Rothstein z Boise, Ben-nettowie z Jacksomrille i inni przyjaciele z całego kraju, z Philadelphii, Seattle i Sacramento.Kiedy sytuacja już dojrzała, ponad sześćdziesięciu członków klubu spotkało się w Grand Forks, gdzie Charlotte i kilka osób z okolic Minneapolis już na nich czekało.Wynajęli budynek ratusza w Fort Moxie i spędzili tam dwie noce, wypatrując spóźnialskich.Teraz byli już gotowi.Wybrali doskonały moment: ostatnie wiadomości z Johnson's Ridge rozpaliły ich entuzjazm (choć i tak był już dostatecznie rozpalony).Wszystkim towarzyszyło przekonanie, że w ich zasięgu leży czysta magia.April nie była pewna, który z członków ekipy oczyszczającej Rotundę pierwszy zauważył serię obrazków na ścianie w tylnej części kopuły.Kilku z nich przypisywało sobie tę zasługę.Zdumiewał ją fakt, że tłumy dziennikarzy, fizyków, matematyków i kongresmenów przeszły obojętnie obok tych wizerunków.Ona także ich nie zauważała.Było ich sześć.Niewielkie ikony wielkości ludzkiej dłoni osadzone w szklanej powierzchni.Nie rzucały się w oczy, były dość ciemne i dlatego zapewne umknęły uwadze wszystkich zwiedzających.Robotnicy opuścili już Rotundę, pozostawiając po sobie taczki i łopaty.April stała na kilkucalowej warstwie kurzu i przyglądała się ikonom.Zostały ułożone w dwie kolumny.Przypominały symbole pisma rysunkowego i przedstawiały kolejno: drzewo, jajko, strzałę i zakręconą linię, niby obłok dymu.Prócz tego na ścianie widniały dwa zachodzące na siebie kręgi i znaczek podobny do wielkiej litery G.Wyglądały na trójwymiarowe i wykonano je w tym samym, oszczędnym, lecz eleganckim stylu, co głowa jelenia na zewnątrz.April wpatrywała się przez dłuższą chwilę w drzewko, najwyższą z figur w lewej kolumnie.Podobnie jak pozostałe ikony i ta została umieszczona tuż pod powierzchnią.April wyjęła z kieszeni chusteczkę i przetarła ścianę w tym miejscu, chcąc dokładniej przyjrzeć się obrazkowi.Drzewko zaświeciło się pod dotykiem jej dłoni.April aż podskoczyła.Ikona płonęła delikatnym, bursztynowym blaskiem, przypominającym światło neonu.April przyłożyła dłoń do ściany, nie czuła jednak, by zielona powierzchnia była w tym miejscu cieplejsza.Dokoła nic się nie zmieniło.Nie otworzyły się żadne drzwi.Dotknęła ikonki jeszcze raz, by przekonać się, czy ta zgaśnie.Świeciła nadal.Kilka stóp przed nią pojawił się krąg złotego światła.Rozszerzył się powoli, a na jego obrzeżach płonęły małe gwiazdki.April chciała krzyknąć, zawołać kogoś, ale głos uwiązł jej w gardle.Potem złoty krąg zbladł i zniknął tak szybko, jak się pojawił.Wszystko odbyło się w absolutnej ciszy.April stała w bezruchu przez całą minutę.W miejscu, gdzie przed momentem znajdowała się złota aura, w przefiltrowanym blasku słońca lśniła idealnie czysta podłoga.***Charlotte sprawdziła pudła złożone z tyłu autobusu.Jedno z nich poluzowało się i lada moment mogło spaść na podłogę.Sięgnęła po nie, jednak Jim Fredrik z Mobile uprzedził ją i sam umocował pudło na miejscu.Charlotte podziękowała mu uprzejmie i wróciła na swoje miejsce.Byli już spóźnieni.Autobusy utknęły w potężnym korku dziewięć mil na północny zachód od Johnson's Ridge na ponad dwie godziny.Znaki rozstawione wzdłuż drogi ostrzegały ich, że o szóstej wjazd na skarpę zostanie zamknięty.Charlotte wiedziała już, że nie zdążą.Członkowie sieci byli w większości studentami lub młodymi profesjonalistami.Zdecydowaną większość stanowili biali, entuzjaści joggingu i aerobicu, którym raczej nie brakowało pieniędzy na życie.W latach sześćdziesiątych jeździliby autobusami wolności.Byli zapaleńcami, wierzyli, że można naprawić świat, i że odpowiednie środki leżą w ich zasięgu.W autobusie panowały zimne przeciągi, okna zamarzały.Mimo to współpasażerowie Charlotte nie tracili pogody ducha.Otwierali termosy i dzielili się ze wszystkimi gorącą kawą i czekoladą.Śpiewali pieśni podróżne z Tolkiena i szanty, których nauczyli się na poprzednim zgromadzeniu w Eugene.Przechadzali się wzdłuż autobusu, próbując choć odrobinę rozgrzać stopy.I patrzyli na coraz bliższą, coraz większą ścianę Pembina Escarpment.Autobusy wjechały na drogę 32 tuż przed zachodem słońca.Poruszali się teraz znacznie szybciej.Kiedy jednak dotarli do Walhalla, było już po szóstej.Charlotte miała ochotę odłożyć wyprawę na następny dzień i zatrzymać się w miasteczku na kawę i hamburgery.Kiedy jednak kilku kolegów zaproponowało jej to samo, odmówiła.- Przynajmniej spróbujmy - powiedziała.- A jeśli nie wpuszczą nas dziś wieczorem, możemy zrobić jeszcze coś innego.Jechali więc dalej w stronę Johnson's Ridge.Kierowca autobusu, gitarzysta rockowy z Nowego Meksyku o nazwisku Frankie Atami, wskazał na coś ręką.- To chyba to - powiedział.Po obu stronach drogi świeciły się latarnie.Opuszczony szlaban uniemożliwiał dalszą jazdę.Samochody zawracały do Walhalla.- Zatrzymaj się - poleciła Charlotte Frankiemu.Obok szlabanu stali dwaj policjanci.Obaj ubrani byli w grube, ciężkie kurtki.Frankie zatrzymał autobus i otworzył drzwi.Charlotte wychyliła się na zewnątrz, ale policjant tylko machnął na nich ręką.- Przyjechaliśmy z bardzo daleka, panie policjancie - powiedziała.- Przykro mi, proszę pani - powiedział ten wyższy.- Dzisiaj już zamykamy.Proszę wrócić jutro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]