[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karal spojrzał tam, gdzie patrzyli wszyscy, ale nikogo nie dojrzał - stał tam jedynie stary, zniszczony instrument muzycz­ny.Kiedyś mogła to być lutnia lub cytra; teraz nie zostało śladu po jej oryginalnym wykończeniu, strunach i kołkach; zapewne nie używano jej od stuleci.Jeśli była to owa fizyczna więź, jaką przyniósł Altra, rzeczywiście był to dziwny wybór.Ogólnie rzecz biorąc, wolę nie mieć do czynienia z Bramami - mówił dalej głos; powietrze nad starym instrumentem zaczęło drgać.- Jak powiedział mój nowy przyjaciel Altra, musicie dać nam jeszcze kilka chwil.Odzwyczailiśmy się od czerpania energii z linii i ognisk i straciliśmy wprawę.- Nie śpieszy nam się, przodku; sami również mieliśmy pewne ciekawe doświadczenia dotyczące Bram - odparł spo­kojnie Śpiew Ognia.Karal poczuł, że włosy na karku podnoszą mu się wbrew jego woli.Łatwo było mówić Lyamowi, że nie jest oszołomiony ani przestraszony przybyciem duchów, kiedy było to czystą fikcją, ale teraz.Teraz poczuł atawistyczny, zimny dreszcz zbiegający w dół kręgosłupa i zimną grudę w żołądku, połączone ze świadomo­ścią, że wolałby być w każdym innym miejscu, tylko nie tutaj.Tymczasem drgające powietrze przybrało kształt trzech jaśnie­jących postaci, które w oczach stawały się coraz bardziej wy­raźne.Początkowo były to dwie najprawdopodobniej ludzkie sylwetki i trzecia, większa, przypominająca nieco konia.Stawały się one coraz lepiej widoczne, chociaż nigdy nie osiągnęły solid­nej materialności Kal'enedral lub ognistej substancji avatarów.Może dlatego Karal nagle się przestraszył.Leshy'a Kal'enedral wyglądały jak inni ludzie, zaś avatary przez swój niezwykły wygląd należały do tej samej kategorii, co ogniste koty i inne wcielenia bóstw.W tych duchach jednak nie było ani solidności, ani egzotyki, która uczyniłaby je wystarczająco rzeczywistymi, aby się ich nie bał.Jako pierwszy stał się widoczny wyjątkowo przystojny męż­czyzna; jeśli był to przodek Śpiewu Ognia, Vanyel, wyjaśniało to, skąd wzięła się uroda maga.Żaden z przybyszów nie przybrał określonego koloru, więc Karal nie mógł stwierdzić, czy ubranie ducha to antyczna wersja Bieli heroldów, ale jego krój nie przypominał niczego, co dotąd widział.Miał długie włosy - choć nie tak długie jak Śpiew Ognia czy Srebrny Lis - ale żadnej biżuterii.Mimo jego uśmiechu Karal nie czuł się zbyt pewnie.- Więc to jest nasz młody kapłan Słońca - odezwał się duch; Karal zamarł.- Kiedy znajdzie się okazja, przypomnij mi, żebym opowiedział ci o innym słudze Vkandisa, którego spotkałem, a który pokazal mi, że nie wszyscy ludzie używający imienia Vkandisa jako usprawiedliwienia swych uczynków należą do jednej kategorii.- Duch uśmiechnął się równie zniewalająco jak Śpiew Ognia - i Karal odprężył się nieco.Jednak nie do końca.Z jakichś powodów - może po prostu dlatego, że te istoty wyglądały, zachowywały się i brzmiały dokładnie tak, jak po­winny - w obecności Vanyela młodzieniec czuł się całkowicie zbity z tropu.Kiedy drugi duch przybrał bardziej wyraźną postać, Karal nie poczuł się lepiej - głównie dlatego, że duch wydawał się wahać między postacią umięśnionego mężczyzny o kwadratowej szczę­ce, nieco wyższego od Vanyela, czy też szczupłego chłopaka o wielkich oczach i trójkątnej twarzy, drobniejszego od maga heroldów.Patrząc na niego, Karal czuł zawroty głowy; pojawie­nie się trzeciego ducha nic mu nie pomogło, gdyż ten z kolei wyglądał jednocześnie jak Towarzysz i jak energiczna kobieta o stanowczym podbródku, roztaczająca aurę łowczyni.- Jeśli nie macie nic przeciwko temu, chętnie zobaczę lóżko, które Karal dla mnie ogrzewa - odezwał się stanowczo Altra; kiedy Karal spojrzał w dół, zobaczył wylizaną miskę po rosole i kota stojącego na chwiejnych nogach.- Idź, przyjacielu - odparł dobrodusznie Vanyel.- My we trójkę musimy porozmawiać z magami.Wyjaśnianie sytuacji przez wszystkich naraz nie doprowadzi nas daleko.Postaramy się nie hałasować, żeby nie przeszkadzać ci w odpoczynku.Jako że Altra nie trzymał się na nogach zbyt pewnie, Karal wziął go na ręce i zaniósł na przygotowane posłanie; Florian szedł tuż obok, służąc jako podpora.Lyam kroczył przodem, odsuwając ludzi - jak na tak niskie stworzenie zachowywał się całkiem władczo.Altra był bezwładny z wyczerpania; Karal zastanawiał się, czy nie powinien zabronić mu kolejnych takich podróży.Czy miał prawo wymagać czegoś takiego?To byt ostatni raz.Absolutnie ostatni - powiedział słabo Altra, kiedy Karal położył go w ogrzanym łóżku.- Wiem, że nie widzicie jeszcze żadnych fizycznych oznak burz, ale wierz mi, one są widoczne tam, gdzie ja muszę chodzić.To przypominało pły­nięcie rzeką w czasie powodzi, a, jak pozwolę sobie zauważyć, koty nie są stworzone do pływania.Nie mam siły próbować jeszcze raz.- To dobrze, bo chciałem cię poprosić, żebyś tego nie robił - odpowiedział Karal.- Nie chciałbym cię stracić.- Nie stracisz.To jest korzyść z posiadania jako partnera kota zamiast konia; my nie biegniemy poświęcać się na pierwszy dźwięk trąbki - odrzekł Altra, mrugając i wskazując na Floriana.- Jesteśmy rozsądne.A w tej chwili mój rozsądek domaga się odrobiny wygody.Chcę spać.- O, śpij, oczywiście - odezwał się Florian z udawanym obu­rzeniem.- Nie zwracaj na nas uwagi; chcemy jedynie zebrać się Z uwielbieniem wokół twojej uśpionej osoby i opowiadać o twojej odwadze i innych cnotach.- Świetnie, nie krępujcie się; najwyższy czas - odpalił tak samo Altra.- Tylko mnie nie obudźcie.Z tymi słowami zamknął oczy; jego równy oddech wskazy­wał, że zasnął niemal natychmiast.- I co o tym myślisz? - zapytał Karal pewien, że usłyszy litanię pochwał pod przejrzystą osłonką lekcji historii Valdemaru.- Mam nadzieję, że przez większość czasu nasi goście pozosta­ną niewidoczni - odpowiedział natychmiast Florian z wyraźną niepewnością w myślgłosie.- Yfandes przyprawia mnie o.jak to nazywa Lyam? Gęsią skórkę.Okropnie mnie onieśmielają!- Naprawdę? - Karal uniósł brwi.- Nie sądziłem, że można cię onieśmielić!Można - i przy niej tak się czuję.- Florian mówił poważnie; teraz Karal położył uspokajająco dłoń na jego kłębie.- Nawet urodzeni w Gaju nie wywolują we mnie ochoty do klękania i bicia głową w ziemię tak, jak ona!- Nie rób tego - poradził mu Karal.- Po pierwsze skaleczysz sobie głowę.Po drugie - jestem pewien, że nie masz powodów czuć się gorszy.Rozumiał jednak odczucia Floriana i podzielał je.Cała na­dzieja w tym, że duchy pozostaną niewidoczne, może wtedy jemu samemu uda się powstrzymać ochotę bicia pokłonów i klę­kania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl