[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vanyel zauważył, że notka zaadresowana była wyłącznie do niej, i rozwinął kartkę.Kapitanie Ashkevron.Pokaż ten list swemu bratu - wiadomo Ci chyba, którego brata mam na myśli.To rozkaz.Odwołuje on wszelkie inne rozkazy, jakie możesz odebrać, i pozostaje w mocy aż do momentu, kiedy otrzymasz inne polecenia, czy to z mych ust, czy też w liście pod moją pieczęcią.Nie spotkałaś ani Vanyela, ani chłopca imieniem Tashir Remoerdis.I nie spotkasz ich dopóty, dopóki ja nie zawiadomię cię, że ma być inaczej.RandalVanyel oddał jej list, w miejsce komentarza unosząc nieznacznie jedną brew.- On cię kryje, Van - rzekła Liss z niepokojem w głosie - ale ty nie możesz tego dłużej ciągnąć.Wiesz już, co robić dalej?- Jeszcze nie - wyznał.- Ale wkrótce coś wymyślę.Jego obszerny przecież pokój zdawał się wręcz zatłoczony, kiedy Savil i Jervis rozparli się wygodnie na swych miejscach: jedno na siedzisku przy oknie, a drugie na krześle.- Macie jakieś pomysły? - zapytał Vanyel, spoglądając raz na Savil, to znów na Jervisa i z powrotem.- Ja mam jeden, ale najpierw chciałbym zapoznać się z waszymi.Savil usiadła w poprzek niszy okiennej, opierając plecy o jedną ścianę, a stopy o drugą, rękoma zaś obejmując podciągnięte kolana.- Powiedziałeś, że wybrałeś się na drugą stronę granicy w poszukiwaniu odpowiedzi na pewne pytania - zaczęła, jakby rozmyślając na głos.- I odnalazłem je.przynajmniej niektóre - odparł Vanyel, spod na wpół przymkniętych powiek śledząc desenie jakie malowała na jej białych szatach gra cieni i blasku płynącego od ognia.- Lecz napotkałeś także nowe pytania.Zastanawiam się, czy aby nie byłeś tam za krótko.Myślę sobie nawet, że może wszyscy powinniśmy tam pojechać.Dla dwojga biegłych magów takich jak my przyobleczenie naszej czwórki w jakieś złudne magiczne przebrania byłoby dziecinną igraszką.- Chodzi ci o to, żeby zrobić chłopca niewidzialnym dla zwykłego wzroku? - Jervis siedział okrakiem na jednym z krzeseł, z brodą opartą na rękach.Gdy Savil mówiła, cały czas sennie mrużył oczy.Ale teraz poderwał głowę i wyglądał na rozbudzonego.- To mi się podoba! Ostatnim miejscem, gdzie będą go szukać, jest jego rodzinne miasto!Vanyel skinął głową.- Mniej więcej tak sobie myślałem.Moglibyśmy sprawę jeszcze bardziej zagmatwać i przekroczyć granicę jako, powiedzmy, czterej heroldowie podążający do Verdika z misją pokojową, a potem, znalazłszy się w pobliżu samego Highjourne, przywdziać nasze magiczne przebrania i udać się do miasta w parach; Jervis ze mną, a Tashir, z Savil.Na pewno nikt nie będzie się spodziewał jednego: Tashira w towarzystwie kobiety.Połączymy się, dajmy na to, w jakimś zajeździe w zamożniejszej części miasta.Tym razem, zamiast minstrela, mogę być bardem, a wy moją świtą.Mając oczy i uszy otwarte, przekonamy się, czego jeszcze można się dowiedzieć na temat naszej sprawy.- Van, moim zdaniem ty i ja powinniśmy nawet przedostać się do pałacu - dodała Savil ze wzrokiem utkwionym w suficie.-Uważam, że musimy sprawdzić, co dokładnie tam zaszło, i jak wyglądał sam atak.Jeżeli okaże się, że spowodowały go jakieś siły magii, wykluczy to winę Tashira.- Hm.- Zewnętrzne ścianki kielicha Vanyela pokryła delikatna mgiełka skroplonej wilgoci.Przebiegł po naczyniu palcem, zbierając nań drobniutkie kropelki, a potem zaczął nim rysować jakieś wzory na stoliku przed sobą.- A czy nie wydaje ci się, że zabierając do pałacu również Tashira, moglibyśmy niejako obudzić jego wspomnienia?- To możliwe - odparła Savil, opuszczając z wolna swój wzrok, by napotkać wreszcie jego oczy.- Warto by spróbować.- A więc tak właśnie zróbmy.- Nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek zobaczę tego konia tak wystraszonego! - zaśmiał się Jervis.We wstającym za ich plecami słońcu wydłużone cienie ścieliły się daleko przed nimi na ciemnej brukowej drodze.Trzy spośród nich miały członki równie długie i pełne wdzięku jak sylwetki Towarzyszy, które je rzucały.Czwarty zaś wierzgał raz po raz na boki, kiedy kościsty, szkaradny koń, którego dosiadał Jervis, najdobitniej jak tylko potrafił, demonstrował swe niezadowolenie.Savil wybuchnęła śmiechem.- Na moje oko on wcale nie jest przestraszony!- Jeśliby porównać te skoki do jego zachowania sprzed tamtej nocy, kiedy obie, ty i Liss, urządziłyście mu musztrę na wybiegu, to dziś jest wręcz aniołem! - zachichotał Jervis, a gdy koń bryknął znów odrobinę za mocno, wyciągnął rękę i wymierzył mu porządnego kuksańca w głowę.Siwek pisnął i położył po sobie uszy.Ganiące rżenie Kellan i widok jej groźnych zębów uspokoiły go nieco.- Wolę nie myśleć, co mi zrobi Mekeal, gdy odkryje nasz podstęp - mruczał Vanyel.Ciągle jeszcze dokuczało mu poczucie winy za to, że “pożyczyli" wierzchowca bez zezwolenia brata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]