[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość okiennic zamknięto; z wewnątrz nie przedostawało się światło ani dźwięki.- Czy to coś niezwykłego o tej porze roku? - spytał.- Bardzo - odrzekł krótko Rubryk.“Jeżeli oczekują takiej nawałnicy, jak ta, która wyrwała drze­wo i zniszczyła most, to nic dziwnego, że tak się pozamykali.Na ich miejscu zrobiłbym to samo.” Lepiej spędzić noc w zamknię­ciu niż narażać okna na rozbicie.Karalowi wydawało się, iż jadą w kółko i droga zajmuje im o wiele więcej czasu, niż powinna.Zaczął więc rozglądać się na wszystkie strony, próbując dostrzec pałac.Na wielkie światło, przecież nawet jeszcze go nie widział; w Karsie dostrzegliby go od razu na końcu Wielkiego Bulwaru.- Przystań zaprojektowano inaczej - powiedział Ulrich półgłosem, kiedy Karal wykręcał szyję, próbując dojrzeć cel podróży.- Miała być przede wszystkim fortecą - i pałac podobno nie przewyższa otaczających go domów bogaczy.Ulice miały utrudnić zdobycie miasta, dlatego tak się wiją i kręcą; nie ma najkrótszej drogi do pałacu czy innego ważnego budynku.“Stolicę Karsu budowano przede wszystkim jako miejsce kultu: w centrum świątynia i pałac Syna Słońca jako jej część, a ulice rozchodzą się od nich jak promienie słońca.”Karal miał tylko nadzieję, że umysły Valdemarczyków nie okażą się tak zawiłe, jak ulice ich stolicy.Przynajmniej mijali coraz bardziej okazałe domy i sklepy - znak, iż zbliżali się do centrum miasta.W końcu sklepy i gospody znikły, a ich miejsce zajęły okazałe rezydencje bogaczy.Wreszcie, kiedy Karal był już niemal pewny, że Rubryk zabłądził i nigdy nie dotrą do celu - stanęli przed kolejnym murem, tym razem niższym, mniej więcej dwupiętrowym.Karalowi nie udało się dostrzec ani śladu straży, choć ścianę oświetlały latarnie zawieszone wysoko na żelaznych uchwytach.Dzięki nim nie ukryłby się żaden jeździec ani pieszy idący ulicą wzdłuż muru, a z krużganka straży można je było łatwo zapalać i gasić.Po drugiej stronie Karal dojrzał duży budynek.Zanim zdołał zadać jakiekolwiek pytanie, dojechali do bramy - tak małej, że mogliby ją minąć, nie zauważywszy.- Witaj, Rubryku! - zawołał raźno młody mężczyzna w błękitnym mundurze, w odcieniu tak jasnym, jakiego Karal jeszcze nie widział.- Cóż to, wprowadzasz posła kuchennym wejściem? Ciekawy sposób przyjmowania gości!Karal zesztywniał, ale Rubryk zamierzył się, by kopnąć war­townika.- Ty bałwanie, to nie żadne kuchenne wejście, tylko pry­watna furtka, i dobrze o tym wiesz, Adem! Czy chcesz zacząć nową wojnę z Karsem?Karal odetchnął.Strażnik roześmiał się i otworzył przejście.- Wchodźcie.Ci sztywniacy pewnie nie znają ani słowa z naszego.- O, mówię waszym językiem wystarczająco dobrze, by poznać, iż nie miałeś na myśli nic złego, lecz musisz nauczyć się uważać na swoje zachowanie, chłopcze - rzekł Ulrich swobod­nym tonem.- Do waszej królowej przyjeżdża teraz mnóstwo gości z zagranicy; lepiej nie licz na ich ignorancję i zważaj na słowa.Strażnik zakręcił się w kółko, zbladł i zaczął mamrotać prze­prosiny.Jednak Rubryk mu przerwał, odwracając się w siodle i zwracając do Ulricha:- Cóż, kapłanie? To ciebie obraził ten młodzik, więc tobie zostawiam wyznaczenie mu kary.Mówił we własnym języku, by zrozumiał go strażnik.Ulrich zastanowił się chwilę.- Chyba powinieneś podać go do raportu, nie cytując jednak dokładnie jego słów - odrzekł ostrożnie w tym samym języku.- Wspomnij tylko, że nie zachował się.jak przystało na wartownika i postąpił tak, a nie inaczej, gdyż liczył na naszą nieznajomość waszej mowy.Nie chciał nas obrazić, jak myślę, lecz łatwo można by jego słowa tak odebrać.Ha, najlepszą karą byłoby kazać mu opanować podstawy naszego języka!Rubryk spojrzał w dół, na drżącego strażnika, niewiele star­szego niż Karal.- Słyszałeś, Adem.Rano stawisz się do raportu; prawdopo­dobnie dostaniesz dwa tygodnie dyżuru w stajni; to i tak mniejsza kara, niż zasługujesz.Stojąc na warcie, reprezentujesz królową, niezależnie od tego, czy jest noc czy dzień i czy ktoś tędy przejeżdża czy nie.Pamiętaj o tym.Strażnik zasalutował, otworzył bramę i usunął się na bok.- Tak jest! - odrzekł jeszcze trochę drżącym głosem, lecz z ulgą w oczach.- Na pewno!Rubryk pierwszy przejechał przez bramę; za nim Ulrich.Strażnik spojrzał na kapłana.- Dziękuję, panie - rzekł cicho.Ulrich skinął głową; przez jego usta przebiegł cień uśmiechu.Karal jechał na końcu orszaku; wartownik zamknął bramę - rozległo się skrzypienie zawiasów i zgrzyt ciężkiego klucza w wielkim zamku.Przed nimi rozciągała się długa brukowana aleja, wiodąca do olbrzymiego budynku, który Karal dojrzał jeszcze zza bramy, dokładnie oświetlonego rozwieszonymi latar­niami.“Bardzo starannie; patrol straży widzi wszystko, nikt się nie ukryje w kącie; trudno się dostać do środka.Czyżby królowa miała już kiedyś niepożądanych gości?”Teraz Karal widział, że teren w obrębie murów był o wiele większy, niż przypuszczał; wydawał się większy niż całe miasto.Po lewej majaczył nawet zarys lasu.lecz jego uwaga zwrócona była w przeciwnym kierunku, ku ścianom wysokiego, szarego domu i grupie zbliżających się ludzi.Czworo z nich z pewnością należało do pałacowej służby, lecz dwóch innych miało na sobie bogate szaty, a w dwóch następnych Karal rozpoznał heroldów.Rubryk odwrócił się do Ulricha.- Dziękuję za zrozumienie.Młody Adem nie miał złych zamiarów; znam go od dziecka; czeka go świetna przyszłość.Zgłosił się do straży na ochotnika, lecz obawiam się, że jeszcze nie wyrobił sobie dokładnego pojęcia o obowiązkach.Ulrich wzruszył ramionami; nie wyglądał na rozgniewanego.- Dwa tygodnie w stajni nauczą go wszystkiego, co powi­nien wiedzieć na ten temat.Rubryk przytaknął, a jego Towarzysz wstrząsnął głową i prych­nął, jakby się śmiał.- Zostawiam was tutaj.Miło się z wami podróżowało; mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.- Postaram się o to, gdy tylko czas pozwoli - odrzekł Ulrich szczerze, po czym zwrócił się ku grupie oczekujących.Rubryk wyprostował się w siodle; przybysze stanęli tuż przed nosem jego Towarzysza.Jednak nie zsiadł; Ulrich także się nie ruszył - chyba nikt tego od nich nie oczekiwał.- Lordzie kapłanie Ulrichu, przybyły z misją Jej Świątob­liwości Solaris, Syna Słońca, Proroka Vkandisa, pozwól przed­stawić sobie lorda Palinora, seneszala Valdemaru i jego herolda, Kyrila.Obaj wymienieni zgięli się lekko; seneszal był nieco młodszy od herolda, wyższy i szczuplejszy, w każdym calu dyplomata.Jego przeciętny wygląd wynagradzała wspaniałość szat.Herold zaś okazał się jednym z najbardziej charakterystycznych ludzi, jakich Karal dotąd spotkał: o prostej postawie, siwych włosach, jakby rzeźbionych rysach i przenikliwych oczach.Chyba niewie­lu odważyłoby się przy nim skłamać.- Czuję się zaszczycony, mogąc was poznać, panowie - odezwał się Ulrich równie ceremonialnie.- Takie powitanie bardzo mi pochlebia; mnie i Karsowi, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę późną porę i.- zrobił znaczącą pauzę, by spojrzeć w górę - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl