[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wciągnęła powietrze, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze. No to czemu nie spotkaliśmy tu dotąd żywego Alnaca? Bo go nie szukaliśmy powiedziała pewnym głosem i dość już spokojna,by ośmielić Elryka do dalszego zgłębiania tematu. A poza tym i tak nie znalezlibyśmy go w tej akurat krainie powiedziałcicho albinos. Prawda.Elryk objął Złodziejkę i stali tak przez kilka chwil, aż uznali, że gotowi są dodalszej drogi ku Bramie Celadoru.Dalsze słowa nie były potrzebne.Pózniej, gdy Elryk pomagał jej przejść po naturalnym moście rozpiętym ponadrzeką toczącą jakąś matową, brunatną substancję, Oone jednak się odezwała. To nie jest dla mnie zwyczajna wyprawa, książę Elryku.Właśnie dlategopotrzebuję twojego towarzystwa.Lekko zdumiony, że Oone powiedziała coś, co oboje dobrze wiedzieli, Elryknie odpowiedział.Gdy niedługo potem zaatakowały ich kobiety z twarzami na podobieństworyjów, wszystkie uzbrojone w sieci i piki, utorowanie sobie drogi i odpędzenienapastniczek nie zabrało wiele czasu.Równie niewielką przeszkodą były wilko-podobne stworzenia, które skakały na tylnych łapach i wyciągały ku nim ptasieszpony.Wybuchnęli nawet śmiechem, gdy przyszło im przedzierać się przez sforęszczerzących kły bestii przypominających konie wielkości psów, zdolnych nawetwypowiedzieć kilka słów w ludzkim języku, tyle że zupełnie bez sensu.W końcu dotarli do granic Paranoru.Ponad nimi górowały dwie gigantycznewieże wyciosane w żywej skale z wieloma małymi balkonami, oknami, tarasamii blankami, całość zaś wyłożona była starą kością słoniową i pnącymi krzakamijeżyn rodzącymi jasnożółte owoce. To Brama Celadoru powiedziała Oone, zwlekając jednak z podejściembliżej.Położyła jedną dłoń na rękojeści szabli, drugą wsuwając pod ramię Elryka.Zatrzymała się i odetchnęła głęboko, powoli. To kraj porośnięty puszczami. Nazwałaś go Krainą Zapomnianej Miłości. Owszem.To nazwa, którą nadali jej Złodzieje. Roześmiała się sardo-nicznie.Niepewny jej zmiennych nastrojów Elryk nie ważył się więcej indagować.Teżprzystanął, przenosząc wzrok ze Złodziejki na bramę i z powrotem.Oone pogładziła palcami rysy jego białej twarzy.Jej własna skóra była złoci-sta, młoda i elastyczna.Popatrzyła na niego, a potem, z kolejnym westchnieniem,obróciła się i nie wypuszczając jego dłoni, pociągnęła go w kierunku bramy.102Przeszli pomiędzy wieżami i momentalnie Elryk poczuł bogatą woń liści i tor-fu.Wokół rosły masywne dęby, wiązy, brzozy i wszelkie inne możliwe gatunkidrzew, jednak ponad baldachimem ich gałęzi zamiast słońca jarzyła się dziwnapoświata sklepienia jaskini.Elryk owi wydało się niemożliwe, by drzewa rosłypod ziemią.Były jednak zdumiewająco prawidłowo rozwinięte i zdrowe.Wciąż jeszcze zaskoczony, albinos dojrzał jakieś stworzenie wyłaniające sięz puszczy i stające pewnie na ich drodze. Stop! Muszę wiedzieć, co was tu sprowadziło! Oblicze istoty pokrytebyło futrem, zęby długie i wystające, uszy wyrosłe ponad miarę, oczy wielkiei psie.W sumie obcy przypominał po prostu nienaturalnie dużego królika.Byłjednak solidnie opancerzony w blachy z kutego brązu z takąż czapeczką na głowiei uzbrojony w miecz i włócznię z porządnej stali, obie również oprawne w brąz. Szukamy jedynie przejścia przez tę krainę, nic do nikogo nie mamy i nieszukamy zwady odparła Oone.Wojowniczy królik potrząsnął łebkiem. Zbyt ogólnie powiedział i zważywszy w dłoni włócznię, wraził jej ostrzegłęboko w pień dębu.Dąb krzyknął. Ten tutaj też powiedział mi tylko tyle.I jeszcze wielu innych. Te drzewa były kiedyś podróżnikami? spytał Elryk. Twoje imię, panie? Jestem Elryk z Melnibon, a to jest Oone.Nie chcemy sprawić ci kłopotu.Jesteśmy w drodze do Imadoru. Nie znam ani Elryka ani Oone.Jestem hrabią Magnes Doar i to mójkraj.Sam go podbiłem.Pradawnym prawem.Musicie wrócić przez bramę. Nie możemy powiedziała Oone. To by nas zabiło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]