[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieu licha podziały się hordy z Piekieł? Gdzie był Jagreen Lern?Moonglum i Dyvim Slorm dołączyli do niego po chwili.Reszta smoków krą-żyła ponad ich głowami.Na kamieniach zaskrobały pazury, skrzydła zatrzepotałyi jaszczury siadły obok Płomiennego Kła.Ich głowy poruszały się w lewo i w pra-wo.Nastroszyły łuski, przestępowały z nogi na nogę niespokojne.Raz obudzone,wolały być w powietrzu niż na ziemi.Dyvim Slorm napatrzył się na plac i stwierdził, że warto rozejrzeć się po mie-ście.Latał nisko pomiędzy budynkami i wieżami, gdy nagle pozostali jezdzcyusłyszeli jego okrzyk.W tym momencie Dyvim Slorm zniknął im z oczu.Usły-szeli czyjś wrzask, lecz nie widzieli, co go spowodowało.Nie minęła minuta,a ujrzeli wznoszącego się smoka.Przewieszona przez siodło przed DyvimemSlormem, szamotała się i wyrywała jakaś postać.Elryk i Moonglum widzieli,że choć jeniec przypominał wciąż człowieka, jego ciało ulegało znacznym znie-kształceniom.Z wystającą dolną wargą, niskim czołem, bez podbródka, z ogrom-nymi, kwadratowymi zębami i niesamowicie owłosionymi rękoma był odrażającobrzydki. Gdzie są twoi panowie?  zapytał Dyvim Slorm.164 Więzień bez strachu w głosie zachichotał i odpowiedział: Oni przewidzieli wasze przybycie i jako że miasto krepuje ruchy wojsk,zebrali swoją armię na równinie, którą stworzyli pięć mil na pomocny wschód kreatura spojrzała na Elryka. Jagreen Lern przesyła pozdrowienia i mówi, żeprzewidział twój bezsensowny powrót.Elryk wzruszył na to ramionami.Dyvim Slorm wyciągnął swój miecz runiczny i dzgnął więznia.Poczwara za-rechotała przed śmiercią, ponieważ wraz ze zdrowym rozsądkiem pozbawiono gorównież strachu.%7łałobne Ostrze przelał świeżą energię życiową w ciało swojegopana.Dyvim zaklął i spojrzał na Elryka. Pospieszyłem się, powinienem był tobie go zostawić. Kierunek pole bitwy.Szybko!  odpowiedział Elryk ledwie słyszalnymgłosem.Dołączyli do reszty latających jaszczurów i cały oddział skierował się na po-mocny wschód.Zdumienie przerosło ich oczekiwania, gdy zobaczyli zastępy Teokraty, któretak sprawnie i szybko przegrupowały się.Wydawało się, że wszystkie demonyi wojownicy na Ziemi połączyli się pod jednym sztandarem Jagreena Lerna.Nadarmią wisiały ciemne chmury.Nawet wywołane nadprzyrodzonym sposobem bły-skawice, szalejące nad równiną, nie rozjaśniały tego mroku.W to pełne hałasu zgromadzenie wdarł się oddział smoków.Pododdział Jagre-ena Lerna natychmiast zauważyli, gdyż powiewał nad nim jego sztandar.Innymizastępami dowodzili Książęta z Piekieł: Malohin, Zhortra, Xiombarg i kilku jesz-cze.Elryk zauważył również trzech najpotężniejszych Władców Chaosu, przy-ćmiewających całą resztę.Byli to Chardros %7łniwiarz o wielkiej głowie, z wygiętąkosą w ręku, Mabelode Beztwarzy, którego oblicze zawsze pozostawało w cie-niu, bez względu na to, z jakiej strony się nań patrzyło, i Slotar Stary, szczupłyi piękny, uważany za jednego z najstarszych Bogów.Stanowili oni siłę, z jaką ty-siąc potężnych czarowników miałoby trudności się uporać, a sama myśl o atakuwydawała się czystym szaleństwem.Elryk nie zaprzątał sobie głowy takimi myślami, ponieważ miał zamiar do-prowadzić swoje postanowienie do końca, pomimo iż każde działanie przybliżałojego ostatnią godzinę.Mieli przewagę atakując z powietrza.Ale będzie to przewaga dopóty, dopókinie wyczerpie się zapas smoczego jadu.Gdy to nastąpi, będą musieli zejść niżej.Na tę chwilę Elrykowi przydałoby się dużo energii, a tej na razie nie miał wcale.Smoki zaatakowały.Strzeliły ognistym jadem w kierunku zastępów Chaosu.W normalnych warunkach żadna armia nie miała szans w walce z taką bronią,ale chronione przez magię Zło było w stanie skierować dużą cześć jadu w innąstronę.Wydzielina smoków spływała jak po jakiejś niewidzialnej kopule, tracąc165 zapalne właściwości.Jednak część jadu dotarła do celu i setki wojowników sta-nęły w płomieniach.Raz za razem smoki opadały nad wojsko i wznosiły się w niebo.Elryk chwiałsię w siodle.Półprzytomny, z każdym następnym atakiem coraz mniej orientowałsię w sytuacji.Wzrok miał zamglony, a na dodatek z ziemi unosił się gryzący dym.W rę-kach żołnierzy zabłysły lance, powoli pożeglowały w powietrze.Jak bursztynowepioruny, włócznie Chaosu uderzyły w smoki.Ugodzone bestie z rykiem spadałyna ziemię, gdzie konały w konwulsjach.Smoczy rumak Elryka zniżał się corazbardziej nad kolumną dowodzoną przez samego Jagreena Lerna.Melnibonaninzauważył Teokratę, który siedział na upiornym odrażającym koniu i wywijał mie-czem.Na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech.Albinos ledwie dosłyszał sło-wa. %7łegnaj, Elryku, to jest nasze ostatnie spotkanie, dziś bowiem pochłonie cięOtchłań!Melnibonanin pochylił się do przodu i szepnął do ucha smoka: To ten, bracie, to ten!Z potwornym rykiem Płomienny Kieł bluznął jadem w kierunku śmiejącegosię Teokraty.Wydawało się, że Jagreen Leni powinien spłonąć na popiół.Jednak,gdy jad już prawie go dosięgał, rozprysnął się na wszystkie strony.Zaledwie kilkakropel spadło na żołnierzy, podpalając ich ubrania i ciała.Nie przestawszy się śmiać, Jagreen Lern wypuścił w stronę Elryka bursztyno-wą włócznię, która pojawiła się w jego ręku.Z wysiłkiem albinos wysunął Tarczęby osłonić się przed uderzeniem.Cios był tak potężny, że Melnibonanina odrzuciło do tyłu.Prawy rzemieńpękł i człowiek zawisł nagle na boku smoka.Przed upadkiem uchronił go drugirzemień.Wdrapał się z powrotem na siodło i schował za Tarczą, która odpierałazaciekłe ataki nadprzyrodzonych sił.Płomienny Kieł również znajdował się podosłoną Tarczy, lecz jak długo mogła wytrzymać nawet tak potężna ochrona?Wydawało mu się, że atak trwał wieczność, lecz w końcu Płomienny Kiełzatrzepotał skrzydłami i wzniósł ich wysoko w górę.Elryk umierał.Z każdą minutą opuszczały go siły życiowe, jak gdyby był starcem na łożuśmierci. Nie mogę umrzeć  wybełkotał. Nie wolno mi umrzeć.Czy nie mawyjścia z tej sytuacji?Wydawało się, że Płomienny Kieł usłyszał słowa swego jezdzca.Przez chwi-lę nic się nie działo, lecz nagle smok jak strzała pomknął ku ziemi.Zniżył siętuż nad wrogimi wojskami i wylądował na niestabilnym gruncie.Ze złożonymiskrzydłami oczekiwał na grupę żołnierzy, którzy, spostrzegłszy ich, rzucili się kunim z rykiem.166  Co ty zrobiłeś, Płomienny Kle? Czy na niczym już nie można polegać?Oddałeś mnie w ręce wroga!  wyrzucił z siebie Elryk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl