[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byli wysocy, podobni do insektów, choć o humanoidalnych kształtach ciała.Mieli duże, szerokie stopy zakończone pazurami, a metalicznie lśniące korpu-sy podparte na gładkich, smukłych nogach.Ich zewnętrzne szkielety, stanowią-ce pancerz, były tak wypolerowane, że przypominali roboty ze stylizowanych,wyidealizowanych rysunków.Mieli owalne głowy z licznymi otworami.Poni-żej oczu, wyglądających, jakby były wykonane ze złotych płytek, widniały silneszczęki; nad oczami zaś sterczały niedługie, drżące czułki.Ciała tych istot byłyróżnokolorowe, połyskiwały metalicznie błękitem, zielenią, złotem, czerwienią isrebrem.Ich dłonie wyglądały, jakby przywdziali bojowe, rycerskie rękawice.Mieszkańcy Dahiru kipieli gniewem, co dało się natychmiast wyczuć.Nie po-dobała im się ta bezczynność.Wierzchowcom, których dosiadali, wyrastały ze środków głów, podobnych dokońskich, rogi o kształcie skręconych muszli, niczym legendarnym jednorożcom.Na tym się jednak kończyło podobieństwo tych stworów do koni.Ich tylne nogibyły potężne, o wielkich, płaskich stopach takich jak stopy ich jezdzców.Podpie-rając się tymi nogami, mogły siedzieć wyprostowane jak kangury.Potrafiły teżbiegać na czterech kończynach.Przy bliższym przyjrzeniu się można było stwier-dzić, że głowy ich były węższe i mniejsze niż końskie.Tubylcy nie demonstrowali nic ze swoich rzekomych mocy magicznych, alemaszerujące oddziały wyczuwały zagrożenie z tej strony.%7łołnierze Brazila bylizadowoleni, że mogli tędy przemaszerować.Zadecydowano, że reorganizacja iprzegrupowanie wojsk nastąpi w rozległej dolinie rzecznej w Bache.Teraz, takjuż blisko celu i głównych sił przeciwnika, wszystko musiało być w idealnymporządku.147Było dopiero pózne popołudnie, ale namioty dowództwa zostały już rozbite.Brazil opuścił swój, stojący na uboczu, i udał się do głównego, który zajmowaliAsam i Mavra.Również Marquoz pozostawił swoje oddziały, żeby do nich dołą-czyć.Miało to być ostatnie spotkanie dowództwa, chociaż tylko Brazil, który jezwołał, zdawał sobie z tego sprawę.Jedli spokojnie, rozmawiając głównie o dziwnej atmosferze panującej w Ba-che i o swoim zmęczeniu i zapominając na chwilę o wszystkim innym.Brazilaogarnął nawet nieco nostalgiczny nastrój. Wiecie powiedział tam wśród gwiazd tryliony ludzi zajmują sięswoimi codziennymi sprawami.Nawet w Komlandach, gdzie sytuacja stawałasię ostatnio zupełnie zwariowana, większość ludzi również zajmuje się swoimisprawami.Wszystko to jest niesamowite.Nigdy nie czułem się dobrze w ZwiecieStudni.Jest zbyt fantastyczny, oderwany od rzeczywistości, od reszty wszech-świata.Jest jak odległa wyspa. Ja uważam, że jest odświeżający sprzeciwił się Marquoz. Lubię tęróżnorodność.Różne istoty, różne systemy społeczne, różne sposoby życia.Tojest mikrokosmos, tak, ale unikalny.Wydajesz się zakładać, że odrębność jest zła. Racja włączył się Asam. Ostatecznie ta nasza wojna jest pierwsząod tysiąca lat, a trzecią w historii.Pozostałe dwie też wywołane były przez nowoprzybyłych.To nie jest wcale takie złe miejsce. Nie byłeś na zewnątrz zauważył Brazil. Nie byłeś nigdzie poza Zwia-tem Studnią.Powiedz mi, Asamie, czy nigdy nie patrzyłeś na gwiazdy i nie pra-gnąłeś ich odwiedzić, latać od jednej do drugiej? Cóż powiedział wreszcie Asam po namyśle. Byłem zbyt wielkim re-alistą, żeby oddawać się marzeniom.Do diabła, przecież nawet tutaj wszystkiegonie widziałem, a obejrzałem więcej chyba niż ktokolwiek inny.A cóż tam takiegojest? Wielka pustka i światy podobne do tego, a każdy zamieszkany przez jednąrasę.Wielka pustka, w której każdy walczy z każdym, kogo spotka.Nie.tu misię bardziej podoba.Brazil spojrzał na Mavrę. Ty byłaś i tu, i tam.Gdy ostatni raz byłaś tu, zrobiłaś prawie wszystko,żeby się stąd wydostać.Czy zmieniłaś zdanie? Nie wiem. odpowiedziała szczerze. Naprawdę nie wiem.Asampokazał mi inne życie.Takie, jakie tu jest możliwe.Mim teraz dało, które pasujedo tego świata, które mi daje wolność.Nie jestem rannym zwierzęciem jak wtedy.Ale ostatecznie dodała ze smutkiem po chwili namysłu to przecież i tak niema znaczenia, prawda? Upłynie chyba jeszcze wiele czasu, zanim powrócą lotykosmiczne.Chyba że lubisz pocieranie patyków, by rozpalić ogień i kulenie siępo jaskiniach.Wkrótce tylko to nam pozostanie.148 Może tak odparł ostrożnie, przyglądając się jej. Może nie.Wszystkojest relatywne, kiedy ma się do czynienia ze Studnią Dusz, a to, co mówisz, jestprawdą tylko dla tego wszechświata. To jedyny wszechświat, jaki mamy odpaliła. Nie potrząsnął głową. To jest jakiś wszechświat, a nie ten wszech-świat.Energia potrzebna do jego rozpoczęcia pochodziła z innego wszechświata.Musi istnieć równowaga.Tego wymaga fizyka.Wewnątrz każdej czarnej dziu-ry, na przykład, jest coś wyjątkowego.Co się tam dzieje? Czy to się kiedykolwiekujawni? Energia i materia nigdy nie przestają istnieć.Nie mogą być ani stworzone,ani unicestwione.Takie jest prawo.Mogą być tylko zmienione.A przeciwwagamusi być gdzieś w innym wszechświecie.Gdzieś muszą być białe dziury.Taki jeststan rzeczy.To, że Studnia wygląda jak coś magicznego, nie znaczy wcale, że jestmagią.Nie jest.Jest to po prostu tak skomplikowana technologia, że nie możemyjej obecnie pojąć.Marquoz patrzył na niego z podziwem. To nie brzmi jak wypowiedz człowieka, którego znałem, który zarabiałna życie grą na flecie gdzieś na peryferiach Komlandów.To zupełnie do ciebieniepodobne.Czy rzeczywiście jesteś Cyganem? zapytał, spoglądając na niegopodejrzliwie.Cygan westchnął i poprawił się na krześle, jakby się zastanawiając.Wreszcieodpowiedział tak cicho, że trudno było go usłyszeć: Jeżeli nie jestem Cyganem, to kim jestem? Nie jesteś Cyganem! wykrzyknęła Mavra, patrząc na niego z nagłymprzerażeniem. Jesteś Brazilem! Te wszystkie rozmowy o mnie, o Brazilu.Kręciła głową z obrzydzeniem. Ale musiałeś się ze mnie naśmiewać! Ty sku-bańcu!Odwróciła się i wybiegła z namiotu.Reszta trwała przez chwilę w ciszy, nie wiedząc, co powiedzieć.WreszcieMarquoz przerwał milczenie: A zatem jesteś Brazilem.Dlatego tak mnie unikałeś. Tak skinął głową. Teraz wszystko się ujawniło.I cóż z tego? Co toza różnica? Duża, jeżeli reakcja Mavry coś znaczy stwierdził Asam.Brazil westchnął. Mavra ma problemy.Uważa, że została pozbawiona wszystkiego, opusz-czona, porzucona we wczesnym dzieciństwie, pozbawiona miłości.Podejrzewam,że jej tęsknota za miłością, za ojcem przemieniła się w nienawiść do mnie.Czemunie? Byłem istotą najbardziej zbliżoną do idei ojca.Dorastanie, będące jej udzia-łem, i samotność spowodowały, że wytworzyła się w niej skorupa zgorzknienia,która rzadko pęka.Jeżeli odczuwasz brak czegoś, to wmawiasz sobie, że jest ci to149niepotrzebne.Jesteś dumny ze swojej samotności.Za każdym razem, kiedy Mavrapozwoliła zniknąć tej skorupie, bywała boleśnie raniona. Jeżeli potrzebuje miłości, mogę jej ją dać powiedział Asam szczerze. To może nie wystarczyć ostrzegł Brazil. Spotykało ją tyle bólu, kiedysię z kimkolwiek wiązała, że będzie się bronić przed powtórzeniem się tej sytuacji.Możesz sobie z tym nie poradzić.Mimo to pozwolę jej wybrać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]