[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie chwycił za koniec pałki i gwałtownie szarpnął ją w dół; rozległ się trzask, szczapa wymknęła się ze sflaczałej dłoni garbusa.- Pokażę ci, jak się łoi mniejszych, padlino! - wrzasnął prosto w twarz obcego Torin.- Klnę się na brodę Durina!Zaatakowany syknął jak kot, któremu ktoś nadepnął na ogon, zręcznie okręcił się, podskoczył i uderzył krasnoluda nogą w biodro; Torin stracił równowagę i przeciwnikowi udało się uwolnić z uścisku.W następnej chwili topór już znalazł się w ręku rozwścieczonego krasnoluda.- Miecz! - krzyknął garbus, odskoczywszy gwałtownie do tyłu.Ktoś wsunął mu w dłoń długi miecz w czarnej pochwie.Na oblicze garbusa wypłynął złośliwy uśmieszek, obwieszczający wszystkim: „No, wreszcie doszliśmy do sedna”.W tym momencie ruszyli na nich widzowie.Wszyscy zrozumieli, że żarty się skończyły i zaczyna się prawdziwy pojedynek; pięciu mężczyzn uczepiło się ramion garbusa, do Torina podskoczyło czterech.Z niewyobrażalną zręcznością garbus w jednej chwili uwolnił się od wczepionych w siebie rąk; trzymający go ludzie runęli na podłogę, nie pojmując, co się stało.Nieznajomy błyskawicznie rzucił się do przodu, jego miecz już nie znajdował się w pochwie.Przerażony Folko zamknął oczy.I w tym momencie usłyszał czyjś spokojny, opanowany głos, który natychmiast uciszył wszystkich.Czuło się w nim siłę i władzę, prawo do wydawania rozkazów i karania.Wszyscy zamarli, również garbus stanął jak wryty, nawet nie zdążywszy opuścić nogi na podłogę.- Przestań, Sandello! To niegodne ciebie.Poza tym na nas czas.Zapłać gospodarzowi za zniszczenia i pogódź się z czcigodnym krasnoludem.Garbusowi o imieniu Sandello ktoś wsunął w dłoń brzęczącą monetami skórzaną sakiewkę.Folko, Torin i cała reszta zebranych ze zdziwieniem obserwowali, jak po pierwszych słowach od razu zmieniło się oblicze Sandella: znikły złość i nienawiść, nie pojawił się nawet grymas niezadowolenia; garbus nawet lekko się uśmiechnął, odwrócił w stronę, z której dolatywał głos, i nisko, z szacunkiem, się pokłonił.- Słucham! - powiedział niemal szeptem i rozejrzał się, wyraźnie szukając wzrokiem oberżysty.Zza pleców stojących wokół ludzi wylazł pobladły Barliman, z niedowierzaniem i niechęcią wpatrując się w garbusa.Ten podał mu pieniądze.- Proszę o wybaczenie, czcigodny gospodarzu, za wyrządzone szkody.Klnę się na Wielkie Schody, wszystko inaczej się złożyło, niż chcieliśmy.Przyjmij to jako zadośćuczynienie!Barliman zamierzał coś powiedzieć, ale tylko machnął ręką i wziął sakiewkę.- No to świetnie - ciągnął garbus.- Teraz chciałbym zawrzeć pokój z czcigodnym krasnoludem.Skierował się do Torina, którego ciągle trzymało czworo rosłych współplemieńców, bo krasnolud wściekle wywracał nalanymi krwią oczami i miotał niewyraźne przekleństwa.Sandello wyciągnął doń rękę.- Proponuję, żebyśmy rozstali się w pokoju, czcigodny krasnoludzie - nie znam twego imienia.Rozumiem cię, broniłeś przyjaciela, ale i ja czyniłem to samo! Uważam, że jesteśmy kwita.- Nigdy nie będziemy kwita! - wykrzyknął Torin.- Nadejdzie taki dzień, kiedy spotkamy się i wtedy ci się odpłacę.Zejdź mi z oczu, nie mamy o czym rozmawiać!Sandello, teatralnym gestem okazując rozczarowanie, rozłożył ręce, odwrócił się do drzwi i podążył za wychodzącymi już kompanami.Wkrótce z podwórza dał się słyszeć stukot kopyt - około dziesiątki jeźdźców oddalało się od oberży.Krasnoludy, westchnąwszy z ulgą, puściły Torina, a ten od razu rzucił się do leżącego na podłodze Folka.- Jak to się stało? Gdzie cię boli, powiedz! - mamrotał pospiesznie, szybko obmacując ramiona i plecy przyjaciela.Niemal każdemu jego dotknięciu towarzyszyły bolesne jęki hobbita.- Gospodarzu, każ przynieść gorącej wody do izby - krzyknął do Barlimana i, ostrożnie wziąwszy Folka na ręce, skierował się do wyjścia.W bezpiecznym uścisku mocnych, twardych rąk Torina hobbitowi było wygodnie.Ból ustąpił, ale Folko zgrzytał zębami z palącego, nieznośnego wstydu.Czuł, jak płoną mu policzki i uszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]