[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ja.ja to myślę, że on mnie widział, jak do niego zajrzałem. Przecież mówiłeś, że spał zdenerwował się Karlik. Zdaje mi się, że on tylko udawał szepnął przerażony Wiktor. Tak, na pewnoudawał.Jedno oko miał na pół otwarte. I ruszał powieką dodał Rudniok. Skąd wiesz? Naprawdę ruszał.Rudniok roześmiał się.Wiktor patrzył na niego zdziwiony, w pierwszej chwili nicnie rozumiał.Dopiero pózniej połapał się, że Rudniok żartuje, i też się roześmiał. Masz rację, chyba to wszystko mi się tylko zdawało powiedział i już prawieprzestał się bać.587Rudniok odwrócił głowę.Ach, żeby Wiktor wiedział, jak mu się wcale nie chciałoani żartować, ani śmiać! Bo czy chce się śmiać, kiedy człowiekowi chodzą po krzyżumrówki ze strachu? Najchętniej uciekłby z tego rowu, gdzie pieprz rośnie.Ale wie,że nie ucieknie.Będzie się śmiał i dowcipkował.Jeśli trzeba będzie, stanie nawet narękach, żeby Wiktor myślał, że się wcale nie boi, i żeby on też zapomniał o strachu. No, stary, do roboty mruczy, jakby chodziło o najzwyklejszą rzecz pod słoń-cem, a nie o tropienie groznego dywersanta. Ty zostań tu i uważaj, żeby się Bolesła-wiec nie wymknął z chałupy, a ja.ja pójdę zobaczyć, co on tam robi. Chcesz wejść do środka? z twarzy Wiktora znikł uśmiech. Tak. Karlik, nie chodz, kropnie cię przerażony Wiktor chwycił Karlika za mary-narkę. Le.lepiej obserwujmy stąd.Rudniok zobaczył, że Wiktor ma łzy w oczach. Dobry chłopak pomyślał i utarłmokry nos, choć wcale nie miał kataru. No, puść mnie wydarł się stanowczo.588Chwilę pózniej czołgał się już szybko rowem pod mostek, gdzie zaczynała się ścież-ka do chałupy.Tu rozejrzał się ostrożnie, a potem paroma susami dopadł do drzwi i.znikł w ciemnym wnętrzu.Upływały pełne napięcia sekundy.Wiktor wlepiał przerażone oczy w chałupę.W każdej chwili spodziewał się czegoś strasznego.Ale żaden podejrzany odgłos niezakłócił ciszy.Tylko na pół zerwane okiennice skrzypiały leciutko na wietrze.Wtem rozwarły się drzwi i na progu stanął Rudniok.Cały i zdrowy.Szybkim kro-kiem zbliżył się do Wiktora.Był jakiś zakłopotany i zmieszany. Słuchaj, tam nikogo nie ma wyjąkał.Przez całą godzinę obszukiwali chałupę od dołu do góry, zaglądali do wszystkichzakamarków.Przecież wykluczone, żeby Bolesławiec wyszedł.Od chwili, gdy zniknąłza drzwiami, nie spuszczali chaty z oka.A jednak.Fakt pozostawał faktem.W Starej Chałupie nikogo nie było.Zapadał zmierzch.Przez dalekie drzewa wilczkowskie na północnym zachodzieczerwono przeświecały chmury.W zaroślach za oknem cykał spózniony świerszcz.W chałupie zrobiło się nieprzyjemnie.589 Chodzmy już lepiej! pociągnął Karlika Wiktor.Rudniok zajrzał na odchodnym jeszcze raz do pieca chlebowego i pogmerał dlapewności kijem, chociaż przypuszczenie, by tam siedział Bolesławiec, wydawało musię śmieszne i głupie.Lecz oto nagle w piecu poruszyło się coś, zachrobotało.załomotało.Przerażeni,rzucili się do ucieczki.W tej samej chwili poczuli na twarzach gwałtowne uderzeniepowietrza.Tuż nad ich głowami przemknął bezszelestnie jakiś cień. Czego się boisz? To tylko nietoperz zawołał Wiktor.Wyszli na dwór.Karlik patrzył na czarny kłębek wirujący wokół jabłoni na tle do-gasającego nieba i nie mógł się uwolnić do głupiego wrażenia, że to Bolesławiec prze-mieniony w nietoperza.ROZDZIAA XXVIIZladem Kropy " Gorący uczynek " Chata za judaszowymi srebrnikami "Cmentarne strachyBatura z Jońcem i Miksą zajęli stanowiska na podwórzu szkolnym przy starychławkach.Ledwo usadowili się, usłyszeli skrzypienie ciężkiego wozu i podniesiony głosKropy.To na podwórze wtoczyła się fura z węglem i Kropa kłócił się z woznicą, że zlepodjechał.Ale woznica nie chciał cofnąć i zwalił węgiel tam, gdzie stanął.591Klnąc, na czym świat stoi, Kropa powlókł się do komórki, wydostał stamtąd wia-derko z wapnem, którego używał do bielenia, i zaczął skrapiać węgiel.Zaintrygowani chłopcy opuścili punkt obserwacyjny. Po co pan to robi? zapytał Batura. %7łeby do jutra nikt nie ruszył.Dzisiaj już nie zdążę sprzątnąć. A co to pomoże? Pomoże mruknął Kropa. Na kolei tak robią.Będzie ślad, jak kto wezmie. No i co z tego? Jak to co ? Będzie się wiedziało, że ktoś wziął.Złodziej boi się kraść taki wę-giel. Głupi sposób splunął Miksa. Hę, coś powiedział? wyprostował się stary. %7łe głupi.A jak złodziej przyniesie ze sobą wapno i zamaluje to miejsce, z któregowziął, to co?Kropa popatrzył na niego zdziwiony. Co też masz za pomysły.592I nagle zaczął krzyczeć, jakby dopiero teraz zauważył chłopców: A wy po co się jeszcze tutaj pętacie?! Do domu, już.Bo was pędzlem przeświecę,łaziki! My.my tylko tak. bąknął przerażony Joniec. Pan nas za karę zostawił mrugnął nieznacznie okiem do chłopców Miksa za karę na dwie godziny pod płotem.Kropa spojrzał na nich podejrzliwie, ale nic nie powiedział i dał im spokój.Tłuma-czenie widać trafiło mu do przekonania.Zawsze szanował wymiar kary.Uważał tylko,że za mało się tym łobuzom dostaje. Z nim to tak mówił Miksa do kolegów, gdy zajęli z powrotem pozycję na ław-kach. Jak chcesz mu humor poprawić, powiedz, że zostałeś ukarany.Gola opowiadał,że jak raz Zajączek wyrzucił go z klasy na korytarz, Kropa dał mu jabłko. Myślę mówi jabłko daje, to znaczy, żałuje.A jak żałuje, to nie będzie przeszkadzał, jak damdrapaka.No i rzucam się mówi w nogi.A ten jak nie ryknie! Popędził za mną,złapał, za uszy przyprowadził i jeszcze Zajączkowi naskarżył.Taki z niego judaszek.593Bo on wcale nie z litości dał to jabłko, ale na odwrót, z uciechy, że chłopaka ukarali.Taki potwór!Chłopcy przyglądali się w milczeniu, jak Kropa bielił węgiel. Wiesz, drań to on jest, ale chyba nie szpieg zauważył Batura. Czy szpiegowizależałoby tak na tym węglu? Głupi jesteś wzruszył ramionami Joniec. Każdy wróg na posadzie udajegorliwego, żeby się lepiej zamaskować.Oho, on mnie nie oszuka.Wolno wlokły się minuty.Musiało być już po trzeciej, bo z Prezydium GRN zaczęliwychodzić urzędnicy.Na końcu dreptał Kupść zajadając kromkę chleba.Widok tenprzypomniał chłopcom, że mają od rana puste brzuchy.Joniec przełknął ślinkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]