[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Cake zapięła płaszcz. To się nie uda stwierdziła Ludmiła. Spróbuję z magami.Powinni się dowiedzieć oświadczyła pani Cake.Ażdygotała od poczucia własnej ważności, jak mała i wzburzona piłka. Tak, ale sama mówiłaś, że nigdy nie słuchają przypomniała Ludmiła. Muszę spróbować.A poza tym, dlaczego nie jesteś w swoim pokoju? Och, mamo.Wiesz, że nie znoszę tego pokoju.Nie ma potrzeby. Nigdy dość ostrożności.Przypuśćmy, że nagle przyjdzie ci do głowy, żebygonić za kurczakami sąsiadów? Co wtedy powiedzą? Nigdy nie czułam nawet najmniejszej ochoty, żeby gonić kurczaki, mamo odparła ze znużeniem dziewczyna. Albo biegać za powozami i szczekać. To robią psy, mamo. Po prostu wracaj do swojego pokoju, zamknij drzwi na klucz i zajmij sięszyciem jak grzeczna dziewczynka. Wiesz dobrze, mamo, że nie umiem dobrze trzymać igły. Postaraj się.Dla mamusi. Dobrze, mamo zgodziła się Ludmiła. I nie podchodz do okna.Nie chcemy przecież niepokoić ludzi. Tak, mamo.A ty pamiętaj, by twoje przeczucie działało.Wiesz dobrze, żewzrok masz już nie taki jak kiedyś.Pani Cake odczekała, aż córka wejdzie na piętro.Potem zamknęła za sobąfrontowe drzwi i pomaszerowała w kierunku Niewidocznego Uniwersytetu, gdzie jak słyszała dzieje się mnóstwo wszelkiego rodzaju nonsensów.Ktokolwiek obserwowałby ruch pani Cake po ulicy, musiałby zauważyć je-den czy dwa niezwykle szczegóły.Mimo jej nierównego kroku, nikt na nią niewpadał.Ludzie nie unikali jej po prostu nie było jej tam, gdzie się znajdo-wali.W pewnym momencie zawahała się i skręciła w boczny zaułek.Po chwiliz rozładowywanego przed tawerną wozu stoczyła się beczka i roztrzaskała o brukw miejscu, gdzie dotarłaby pani Cake.Tymczasem ona wyszła z zaułka i przekro-czyła szczątki, mrucząc coś pod nosem.11Pani Cake była świadoma, że niektóre religie mają kapłanki.To, co pani Cake sądziła o po-wołaniach kobiet, nie nadaje się do druku.Religie z kapłankami zwykle przyciągały duże grupyubranych po cywilnemu księży innych wyznań, którzy szukali kilku godzin wytchnienia w miej-scu, gdzie na pewno nie spotkają pani Cake.69Pani Cake często mruczała do siebie.Jej wargi poruszały się bezustannie, jakgdyby próbowała usunąć jakąś upartą pestkę, która tkwi między zębami.Dotarła do wysokiej, czarnej bramy uniwersytetu i zawahała się znowu, jakbynasłuchiwała wewnętrznego głosu.Po chwili odstąpiła na bok i czekała.* * *Bill Brama leżał w ciemności na stryszku i czekał.Z dołu dobiegały czasemzwykle końskie dzwięki, wydawane przez w Pimpusia jakiś ruch, kłapnięciezębami.Bill Brama.A więc miał już imię.Oczywiście, zawsze miał imię, ale zostałnazwany od tego, co uosabiał, nie od tego, kim był.Bill Brama.Bardzo po-ważnie to brzmiało.Pan Bill Brama.Obywatel Bill Brama.Billy B.nie.NieBilly.Bill Brama głębiej zakopał się w sianie.Sięgnął pod szatę i wyjął złotą klep-sydrę.W górnej części było zauważalnie mniej piasku.Schował klepsydrę z powrotem.I dochodził jeszcze ten sen.Wiedział, na czym polega.Ludzie poświęca-li mu sporo czasu.Kładli się, a potem sen nadchodził.Zapewne służył jakiemuścelowi.Bill Brama wyglądał go z zaciekawieniem.Będzie musiał ten sen prze-analizować.* * *Noc odpływała ze świata, spokojnie ścigana przez nowy dzień.Coś poruszyło się w kurniku po drugiej stronie podwórza. Duku-da.em.Bill Brama przyglądał się dachowi stodoły. Kudu-daru.em.Szary brzask sączył się przez szczeliny.A przecież jeszcze przed chwilą widział tam czerwony blask zachodzącegosłońca!Zniknęło sześć godzin.70Bill sięgnął po klepsydrę.Tak, poziom piasku był wyraznie niższy.Kiedy Billczekał, by doświadczyć snu, ktoś ukradł część jego.jego życia.A on nic niezauważył. Kuku.kuku.em.Zsunął się ze stryszku i wyszedł w rzadką mgłę świtu.Podstarzałe kwoki obserwowały go podejrzliwie, kiedy zaglądał do kurnika.Stary i chyba dość zakłopotany kogut spojrzał gniewnie i wzruszył skrzydłami.Od strony domu rozległy się dzwięki metalicznych uderzeń.Przed drzwiamiwisiała stara żelazna obręcz od beczki, a panna Flitworth energicznie uderzaław nią chochlą.Podszedł, żeby zbadać sprawę.DLACZEGO ROBI PANI TYLE HAAASU, PANNO FLITWORTH?Odwróciła się gwałtownie, ze wzniesioną chochlą. Wielkie nieba, chodzisz jak kot! zawołała.JAK KOT? To znaczy, że cię nie słyszałam. Cofnęła się o krok i obejrzała go do-kładnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]