[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Las jednak byłtak gęsty, że dobra godzina upłynęła, zanim pierwsi wojownicy indiańscy wynurzyli się z119 zarośli.Załoga wstrzymała się ze strzelaniem, ażeby wtenczas dopiero dać ognia, kiedy nie-przyjaciel nie będzie zasłonięty krzewiną.Ale Karaibowie, wyrzuciwszy mnóstwo strzał, z niesłychaną szybkością przebiegli prze-strzeń stu kroków, przedzielającą lasek od zamku.Zagrzmiały strzały Europejczyków, leczponieważ dzicy pędzili w rozsypce, zaledwie kilku obaliły, reszta poczęła się wdzierać na muri palisadę.Wprawdzie kule pistoletowe, halabardy i topory zwaliły najzuchwalszych napast-ników, lecz inni nie dali się tym odstraszyć i darli się śmiało naprzód.Zguba Europejczykówzdawała się być nieuchronna.Postanowili przynajmniej drogo sprzedać życie.Wtem jedna z Karaibek, snadz dobrze świadoma obyczajów swojego plemienia, wymie-rzyła z łuku do wodza z czerwonym piórem, który stojąc na szczycie ostrokołu, ogromnymmieczem zgruchotał drzewce halabardy Don Juana i gotował się powtórnym ciosem strzaskaćmu czaszkę.Zwisnął grot i przeszył na wylot pierś mężnego Indianina.Zachwiał się i runąłjak dąb, podcięty toporem leśnika.Na widok podającego wodza, Karaibowie zawyli z rozpaczy i zaniechawszy ataku, zbieglisię dookoła niego, spodziewając się, że cios nie był śmiertelny.Korzystając z zamieszania,załoga rozpoczęła gęstym ogniem razić nieprzyjaciół, którzy nie zważając na rany i śmierć,starali się drogie ciało unieść w bezpieczne miejsce.Biali, wypadłszy zza swych szańców,uderzyli gwałtownie na uchodzących, lecz ci, przejęci trwogą, nie próbowali nawet oporu.Dopiero na skraju lasu udało się Don Juanowi powstrzymać zapał swoich, wycinających bezlitości pierzchających Karaibów.Pięćdziesięciu trzech zabitych i około czterdziestu rannych zaległo pole bitwy.Zaciekli Hiszpa-nie dobijali umierających tak, iż ledwie dwudziestu dziewięciu zdołano ocalić.Ze strony białychranny był ciężko Hiszpan Gonzales, lżejsze rany odniosło czterech Hiszpanów i jeden Anglik.Przez trzy dni po tej bitwie nie słychać było nic o Indianach.W tym czasie z dwudziestudziewięciu rannych Karaibów czternastu umarło, a reszta miała się lepiej.O ćwierć mili odzamku osadnicy wykopali wielki dół i pochowali w nim ciała dzikich.Czwartego dnia z rana Don Juan, zostawiwszy Atkinsa i pięciu Hiszpanów oraz rannegoGonzalesa w zamku, wyruszył na czele dziesięciu swych rodaków i dwóch Anglików z ojcemPiętaszka, dla dowiedzenia się, co porabiają Karaibowie.Krwawe ślady i trupy, leżące podrodze, wskazywały drogę dzikich.W lasku znaleziono pięć ciał, w wielkim lesie jedenaście,na brzegu morskim cztery.Gdy oddział dostał się na kraniec lasu dotykającego równiny, na której był obóz Karaibów,przykry widok ukazał się oczom.Ciała jedenastu dzikich leżały rozciągnięte bez żyda, czter-dziestu pięciu żyjących siedziało w krąg ze zwieszonymi głowami wokoło wodza, leżącegopośrodku.Nieszczęśliwi od kilku dni snadz nie jedli i oddawali się rozpaczy po stracie wodza.Don Juan ulitował się nad nimi.Ustawiwszy swych ludzi w pogotowiu na przypadek za-czepki, dał ognia z pistoletu w powietrze.Dzicy zadrżeli na odgłos wystrzału, lecz żaden nie pochwycił broni, owszem odrzucili jądaleko od siebie na znak, że walczyć nie myślą.Hiszpanie zbliżyli się ku nim, co widząc Ka-raibowie popadali na twarz.Naówczas Don Juan rozkazał zapytać ich, co dalej zamyślają robić. Potężne duchy, władające piorunami, wydartymi Bogowi Benamuki! Zabiliście wodza,który więcej nieprzyjaciół pożarł, niż nas tu przybyło na tę straszną wyspę.Zabijcie nas izjedzcie, bo się bronić nie będziemy, a darujcie przynajmniej życie naszym żonom i dzie-ciom, pozostałym w domu.Jeśli taka wasza wola, gotowi jesteśmy sami siebie pozabijać.Wtedy wódz Hiszpanów kazał ojcu Piętaszka powiedzieć, że daruje im życie, a nawet po-zwoli zabrać rannych, jeżeli przysięgną, że nigdy nie powrócą na tę wyspę. Gdybyście po-ważyli się raz jeszcze tu wylądować, natenczas nie tylko wszystkich zniszczymy piorunami,ale wyspę waszą pogrążymy w przepaściach morskich, zakończył tłumacz. Jakże wrócimy do siebie, rzekł jeden z Karaibów, kiedy zniszczyłeś nasze łodzie?120  Pozwolę wam zbudować inne, oto siekiery.Dzicy z radością przyjęli ten projekt i natychmiast wzięli się do ścinania drzew.Hiszpaniepowrócili do zamku.W tydzień potem sześć czółen było gotowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl