[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale dzisiaj, doktorze, byłem na planie przez dziesięć godzin i już nie mógłbym ofiarować nic a nic.- Co? Dlaczego mi nie powiedziałeś od razu, kiedy przysze­dłeś?- Nie chciałem mówić o tym.I nadal nie chcę się w to zagłębiać.- Tony, współczuję ci, ale my musimy zagłębiać się w rzeczy trudne.Co dzisiaj było?- Nie wiem.Nigdy dotąd mi się nie zdarzało.Od lat chlubię się, że jestem aktorem jednego ujęcia.Dzisiaj musiałem powtarzać aż dwadzieścia siedem razy! To była prosta scena.jednak za każdym razem, kiedy reżyser mówił: „kamera”, w głowie miałem pustkę.Aktorzy zorientowali się, że coś ze mną niedobrze.Reżyser wiedział, że jestem w słabej formie psychicznej, ale raczej się irytował, niż okazywał zrozumienie czy chęć pomocy.Przy dwu­dziestym ujęciu zakipiał.„Co ci jest, do cholery?!” - wrzasnął.Wszyscy tam, aktorzy i personel, pokładli uszy po sobie.Znają mnie z tego, że czasem trudno ze mną wytrzymać, ale przecież nie z tego, żebym pozwalał na siebie wrzeszczeć.Spodziewali się wybuchu.A ja stałem bez słowa.„Niech to diabli porwą - gniewał się reżyser - jeżeli nie możesz zagrać tej sceny, zmienimy ją”.Skłoniłem głowę.Płacą mi za kreowanie tej roli nieomal fortunę, a ja nie potrafię się wywiązać.Słuszny był jego gniew.Czułem się jednak taki zasupłany, walczyłem, żeby nie wpaść w panikę.Co mi się stało, do diabła, doktorze?- Opowiadaj dalej.- Gwiazda tego filmu.bogini seksu, podeszła do mnie, ujęła mnie za rękę.- „Nie denerwuj się, Tonito, nie denerwuj się.Może ja mogę w czymś ci pomóc?”Spojrzałem na nią z tymi ufryzowanymi włosami blond.Spoj­rzałem w te dobrze znane sypialniane oczy.Wiedziałem, że ona także miewa swoje chwile popłochu, niezdecydowania i samotnoś­ci.Na pewno by zrozumiała.Ale nie mogłem się zdobyć na to, by wyznać, co mnie boli.Nawet „chłopiec” był przejęty.Stał z boku i czekał.Reżyser zawołał nas z powrotem, żebyśmy spróbowali tę scenę jeszcze raz.Sfuszerowałem sześć razy pod rząd.Robiło się późno.Zdawałem sobie sprawę, że jeżeli praca przeciągnie się na godziny nadliczbowe, koszty będą olbrzymie.Wezwałem producenta, któ­ry przybył biegiem.Rozpaczliwie starał się uśmiechać i obrócić w żart cały ten incydent, ale mięśnie jego anielskiej zwykle twarzy lekko drgały.„Słuchaj - błagałem - ja mogę zostać tutaj nawet na całą noc.Poniosę wszystkie koszty, ale muszę zagrać tę scenę.Proszę cię, zapytaj ludzi, czy zechcą pracować w nadliczbowych”.„Tony, o rany boskie, napiszemy tę scenę inaczej.To przecież nie «Hamlet».Jesteś po prostu zmęczony.Jedź do domu i prześpij się.Jutro spróbujemy coś nowego”.„Nie.Jeżeli tego nie uchwycę, koniec ze mną.Błagam cię.”„Dobrze”.Wszyscy zgodzili się zostać.Napięcie osłabło i uchwyciłem, w czym rzecz, już przy następnej próbie tej sceny.Normalnie byłbym rad, kiedy personel zaczął bić brawo, ale teraz czułem się upokorzony.Zupełnie jak ten facet, który w ma­ratońskim biegu przychodzi do mety ostatni i słyszy aplauz tłumu pełen szyderstwa.Wiem, że nie są niczym niezwykłym potknięcia aktorów w nie­dostatecznie przestudiowanych rolach.Opowiada się mnóstwo historyjek o Johnie Barrymore, Gable'u, Tracym i innych - jak oni psują scenę dwadzieścia albo trzydzieści razy.Ale niech to szlag trafi, przecież nie o mnie.Oni mogą śmiać się ze swojej omyłności.Ja jestem zbyt niepewny, żeby śmiać się z siebie.- Co mi, do diabła, daje ta anaiiza, doktorze? Chyba tylko gubię się jeszcze bardziej.- Jaka to była kwestia, na której tak się potykałeś?- Głupia jakaś.Spróbowałem znów powiedzieć te słowa i znów stwierdziłem, że język odmawia mi posłuszeństwa.Doktor czekał cierpliwie.Wre­szcie wyjąkałem:- „Przykro mi, że się spóźniłem.Zatrzymały mnie pewne nieprzewidziane komplikacje”.- Nieprzewidziane komplikacje?- Tak.- No, Tony, sposób, w jaki pracujesz, często prowadzi do tego, że konkretnie utożsamiasz się z kreowaną postacią, prawda?- Boże, nic o tym nie świadczyło dzisiaj.- Po rozmowach z tobą trochę już wiem, jak aktor pracuje.To znaczy rozumiem to wasze nieustanne oscylowanie pomiędzy świadomością i podświadomością.Mówiliśmy już, że nieraz prze­waża kreowana postać i wtedy aktor przeżywa rolę emocjonalnie.- Diabli nadali, doktorze.Siedzę tutaj nie po to, by dyskuto­wać o metodzie Stanisławskiego.Dziś nie dawałem rady swojemu zadaniu.A dla mnie aktorstwo było ostatnio jedyną, do cholery jasnej, ostoją.Jeżeli już i w tym zawodzę, równie dobrze mógłbym wpakować sobie kulę w łeb.- Ale fakt, że miałeś trudności z tą właśnie kwestią, to jeszcze nie koniec świata, Tony.- Dla mnie koniec jedynego świata, jaki znam.- Ale czy nie rozumiesz, skąd te twoje dzisiejsze opory? Dławiły cię te słowa, bo sam natrafiłeś na mur „nieprzewidzianych komplikacji”.Widzisz, żeby być aktorem, trzeba w całej pełni panować nad swoimi wzruszeniami.Dzisiaj silniejsza okazała się podświadomość.Wzburzenie w tobie nie respektuje kontrastów ani zobowiązań w stosunku do nikogo.Nie obchodzi mnie twoja kariera, Tony.Usiłuję pomóc człowiekowi, a nie aktorowi.Wiem,co oznacza dla ciebie aktorstwo, ale w twoim silniku funkcjonuje tylko pięć cylindrów.Otóż chodzi mi o to, żeby funkcjonowały wszystkie, osiem albo nawet dziesięć.Jestem zadowolony z dnia dzisiejszego, przełamaliśmy sporo.- Chciałbym w to wierzyć.- Tak jest.Rozpoznanie problemu jest pierwszym krokiem do rozwiązania go.A teraz znowu cofnijmy się w przeszłość.W czasie poprzedniej wizyty opowiadałeś mi o swoim ojcu.Ciągle powtarzasz, że bardzo ojca kochasz.Czy kochasz rzeczywiście? Każdy z nas musi w życiu dokonywać wyborów.Nie możemy służyć jednocześnie Bogu i mamonie.Nie możemy mieć dwóch panów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl