[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na izbie zaś, pod ścianami, przy stołach kupili się kompaniami ludzie, ale mało kto ściskał kieliszek iprzepijał, a jeno rajcowali rozglądając się wkoło, a bacząc na wchodzących.Jeno przy szynkwasie był większy rejwach, bo stali tam całą kupą goście Kłębowi i familianci Sochy, aleteż jeszcze z rzadka przepijali do się, a tylko poredzali, świadczyli sobie godności, jak to przystało nazmówinach.Wszyscy zaś często a nieznacznie naglądali pod okna, gdzie za stołami siedziało kilkunastuRzepczaków, przyszli jeszcze za dnia i ostali.Nikt im wstrętów nie czynił, ale i nikto się do nich niekwapił, tyle co Jambroży zaraz się z nimi pokumał i sielnie gorzałę ciągnął a ocyganiał, co ino wlazło.Apobok nich stojał Bartek z tartaku ze swoimi i w głoś opowiadał, co im rzekł dobrodziej, a sielniepomstował na dziedzica, w czym mu najgłośniej wtórował Wojtek Kobus, chłop suchy, mały a takzapalczywy, że cięgiem się podrywał, walił pięściami w stół i ciepał się jako ten ptak, któregoprzezwisko nosił, z rozmysłem zaś to czynił, bo domyślali się, że Rzepczaki ciągną na jutro do boru dorąbania, ale żaden z nich jakby nic nie słyszał, tak siedzieli spokojnie, zajęci między sobą.Nikto też z gospodarzy nie słuchał tych wyzwisk ni zbytnio do serca nie brał, że dobrodziej nie chciał sięwstawiać za nimi do dziedzica, a naprzeciw, odwracano się od nich i unikano, czym głośniej krzyczeli, wgąszczu bowiem, jaki rozpierał karczmę, stowarzyszał się każden do upodoby i kupił, gdzie byłodogodniej, nie bacząc na sąsiadów - tylko jedna Jagustynka chodziła od kupy do kupy, podjudzała,żarty stroiła, nowiny w uszy ludziom kładła, pilnie jednak bacząc, gdzie już pobrzękują flachy akieliszek kołem chodzi.I tak powoli, z wolna, niepostrzeżenie wciągał się naród do zabawy, bo coraz większy gwar napełniałizbę i coraz częściej podzwaniały kieliszki, i coraz gęściej się robiło, że już drzwi się prawie niezamykały, tak szli i szli aż muzykanci, uczęstowani przez Kłęba, urznęli rzęsistego mazura i w pierwsząparę puścił się Socha z Małgośką, a za nimi zaś, kto ino miał ochotę.Ale niewielu szło w tany, oglądając się na pierwszych lipeckich kawalerów, na Płoszkę Stacha,Wachnika, wójtowego brata i drugich, którzy zmawiali się po kątach z dzieuchami, wesołe rozmowywiedli, a podkpiwali półgłosem z rzepeckiej szlachty, którym wciąż basował Jambroży.Na to właśnie pokazał się Mateusz, o kiju jeszcze szedł, bo ledwie się był z łóżka zwlókł, że mu się tocniło za ludzmi, kazał se wnet narządzić gorzałki przegotowanej z miodem, usiadł z boku komina,popijał i rzucał tym słowem wesołym do znajomków, ale z nagła ucichł, bo Antek stanął we drzwiach,spostrzegł go, podniósł hardo głowę, łypnął ślepiami i przechodzi wpodle, jakby nie pojstrzegając.Mateusz się uniósł i zawołał:Boryna! a chodzcie no do mnie.- Masz sprawę, to pierwszy przystąp - powiedział ostro myśląc, że Mateusz zaczepia.,- Przyszedłbym, jeno się jeszcze ruchać bez kijaszka nie mogę - odparł miętko.Antek nie dowierzał, zmarszczył groznie brwi i podszedł, ale na to Mateusz chycił go za rękę i zniewolił,by przysiadł na ławie.- Siadaj przy mnie.Owstydziłeś mnie przed całym światem, pobiłeś tak, jucho, że już mi księdza wołali,ale gniewu do ciebie nie mam nijakiego i pierwszy z tym słowem zgody przychodzę.Napij się ze mną.Nikt mnie jeszcze nie pobił i myślałem, że takiego na świecie nie ma.Mocarz z ciebie prawdziwy, żebytakim chłopem jak ja rzucić kiej snopem, no, no.- Boś mi na robocie przypiekał cięgiem, a potem i szczekał paskudnie, to mię rozebrało, żem.już i niebaczył, co robię.- Twoja prawda, twoja, sam to przytwierdzam i nie strachu, a po dobroci.Aleś mnie przyrychtował,no, żywą krew oddawałem, ziobra mi popękały, do ciebie piję, Antek, co tam, poniechaj złości, ja ci jużnie pamiętam, choć mnie jeszcze plecy bolą.aleś ty chyba krzepciejszy nizli Wawrzek z Woli?.- Nie zbiłem go to na odpuście we żniwa, jeszcze się pono lekuje.- Wawrzona! Powiadali o tym, alem wierzyć nie wierzył.%7łydzie, haraku z esencją, a w ten mig, boprzetrącę! - krzyknął.- Ale coś pyskował przed chłopami, to nieprawda?- pytał cicho Antek.- Nieprawda, przez złość ino gadałem, tak sobie:.nie, gdzieby tam zaś - wypierał się przeglądając podświatło flaszkę, by mu prawdy z oczów nie wyczytał.Przepili raz i drugi, potem Antek postawił kolejkę i znowu przepili, i już tak siedzieli wpodle siebie,pobratani zgoła i w takim przyjacielstwie, aż się na karczmie dziwowano temu.Mateusz zaś, że sobiebył podpił niezgorzej, pokrzykiwał na muzykę, by razniej grała, przytupywał, śmiał się w głos dochłopaków, aż przycichnął i jął Antkowi do ucha powiadać.- Juści i to prawda, że brać ją chciałem przez moc, ale mnie tak pazurami pobronowała, jakby mnie ktopyskiem po cierniach przewlókł.Tyś jej był milszy, wiem o tym dobrze, nie wypieraj się, ty, i bez to namnie nie chciała patrzeć!.Trudno wołu wodzić, kiej nie chce sam chodzić; zazdrość mnie kąsała, że inie wypowiedzieć, hej! Dziewka równa cudu, że i nie nalezć śliczniejszej, a poszła za starego na twojąkrzywdę, tego to już wyrozumieć nie mogę.- Na moją krzywdę i na moje zatracenie! - jęknął cicho i aż się zerwał, tak ognie w nim zagrały nawspomnienie; że ino zaklął i cosik mruczał do siebie.- Cichoj, ludzie ano posłyszą i roznieść gotowi.- Bom to co rzekł?- Juści, inom ja nie dosłyszał, ale mogli drudzy.- Bo już mi ścierpieć trudno, tak mię tu w piersiach rozpiera, że samo się rwie ze mnie, samo.- Mówię ci, nie daj się, póki czas - radził chytrze, pociągając go z wolna za język.- Mogę to, kiej kochanie gorsze choroby, ogniem po kościach chodzi, wrzątkiem w sercu bełkocze, ataką tęsknością duszę przejmuje, że ni jeść, ni spać, ni robić nic, jeno by człowiek łbem tłukł o ścianęalbo i zgoła życia się pozbawił!- Abo to nie wiem! Mój Jezus, abom to sam za Jagną nie latał! Ale jest tylko jedna rada na kochanie:ożenić się, a jakby ręką odjął.Znalazłaby się i druga: kiej ożenkiem nie można, dostać kobietę, a wnetsmak do niej przejdzie i kochanie się skończy! Prawdę ci mówię, przecieżem niezgorszy praktyk! -dowodził chełpliwie.- A jak i potem nie przejdzie? - rzekł smutnie.- Juści, któren zza płota postękuje, za węgłami się czai, a kiej kiecka zachrzęści, drygają mu kulasy -takiemu rychło się nie przemieni, ale to ciołak, nie chłop, za takiego nie dałbym i tego grosza - rzuciłpogardliwie.- Czystą prawdę rzekłeś, ale widzi mi się, że są i takie chłopy, są.- zamedytował się.- Przepij no do mnie, do cna mi zaschło w gardzieli! Psiachmać sobacza z babami, niektóra chuchrotakie, co kieby dmuchnął, nakryłaby się nogami, a często i największego mocarza wodzi kieby to cielęna postroneczku, mocy pozbawi, rozumu pozbawi i jeszcze na pośmiewisko światu poda! Diablenasienie, ścierwo, mówię ci, pij do mnie!.- W twoje ręce, bracie, w twoje!- Bóg zapłać, mówię ci, pluń na to diable nasienie, przecież rozum swój masz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]