X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie, ale ja si� znam na tych rzeczach, bada�em je metodycznie, ja, panie, po sposobieubrania, po szczegó�ach garderoby poznaj�: kto? sk�d? ile? Wi�c któ� by�a owa pi�knoS�?101 Nie powiedzia� mu, �e z opisu pozna� Zukerow�. Otó� nie wiem, pierwszy raz zawiod�a mnie metoda.Kapelusz i twarz mia�a kobiety z to-warzystwa  milionerki; suknia osoby zamo�nej  powozowa; fil de cosy  to znowu coS:nauczycielki, �ony urz�dnika, ma�ego kupca; spódniczka spodnia, bo to zobaczy�em, z �ó�tejglasy78 jedwabnej, w tanim gatunku  usz�aby, ale có�, kiedy by�a ozdobiona bawe�nianymikoronkami.Uwa�a dyrektor  bawe�nianymi!  akcentowa� prawie ze zgroz�. Có� to oznacza? Tandet�, panie, trotuarow� facetk�, a w najlepszym razie wystrojonego parzygnata.Tomnie dobi�o.Nie przedstawia ju� dla mnie �adnego interesu.Obejrza�em j� po raz ostatni,musia�a si� obrazi�, bo opuSci�a sukni� w b�oto i przesz�a na drug� stron� ulicy. No i pan za ni� znowu poszed�eS? Nie, panie, nie warto by�o.Gdybym si� myli� w poprzedniej ocenie, to to spuszczeniesukni i zamiatanie ni� b�ota samo ju� wystarczy�o, aby mnie przekona�, �e to zwyk�a �ódzkafl�dra.�adna warszawska szwaczka nawet tego nie zrobi, raz, �e maj� �adne nogi i lubi� jepokazywa�, a po drugie  b�oci� suknie.fe!.Skrzywi� si� pogardliwie i przystan��. Do widzenia.Musz� tutaj wst�pi�  rzuci� mu Karol i aby si� go pozby�, wst�pi� na rogupasa�u Meyera do cukierni.Przysz�o mu zaraz na mySl, �eby  kolonii sprawi� uciech�.Kupi� wielk� tac� ciastek, pude�ko cukierków i do��czy� nast�puj�cy bilet pod adresem Kamy: Niechaj dziecko nie p�acze i cukierkami podzieli si� z Picolem, mo�e drugi raz nie b�-dzie krad� pantofelka, i b�dzie pewne, �e ten niegodziwy Karol zrobi wszystko, co tylko b�-dzie mo�na, dla H.Wszystko to kaza� pos�a� na Spacerow�. Niechaj i one zarobi� coS na moim interesie  szepn��, wychodz�c na ulic�.By� tak zadowolony z siebie i ze Swiata, �e k�ania� si� na lewo i na prawo licznym znajo-mym Spiesz�cym z obiadów do fabryk i kantorów i z pewn� pob�a�liwoSci� spogl�da� naKoz�owskiego, który po drugiej stronie ulicy szed� za jakimiS kobietami i co chwila zagl�da�im w oczy.Wyda� mu si� Smiesznym, w palcie na kszta�t najzwyklejszego worka, z majtkami79 jasny-mi, ostentacyjnie zawini�tymi z �wier� �okcia nad lakierkami, i cylindrem na tyle g�owy, i zt� ruchliw� nies�ychanie twarz�, podobn� do mopsika.Trotuary by�y literalnie zapchane robotnikami biegn�cymi z poSpiechem do fabryk na g�ostych niezliczonych Swistawek, które przedziera�y powietrze; niektórzy biegn�c dojadali jesz-cze obiadów.Stukot drewnianych podeszew zape�ni� ca�� ulic� klekotem, który si� rozpra-sza� razem z t� fal� zakopconych, czarnych, wyn�dznia�ych i obdartych robotników pobramach i bocznych uliczkach.Bokiem ulicy szed� jakiS ubogi pogrzeb.Bia�� trumienk�, z niebieskim krzy�em poSrod-ku, nios�o czterech czarno ubranych wyrostków za koScielnym, który w niebieskiej peleryn-ce, zgarbiony, z przekrzywion� �ys� g�ow�, niós� krzy� cz�api�c si� sennie po olbrzymimb�ocie; za trumienk� kilkoro dzieci pod parasolami sz�o przy samym trotuarze, bo ich co chwi-la doro�ki, powozy i olbrzymie platformy na�adowane towarem sp�dza�y ze Srodka ulicyi obryzgiwa�y czarnym lepkim b�otem trumienk�, któr� co chwila obciera�a fartuchem jakaSstara kobieta.102 Nikt nie mia� czasu zwraca� uwagi na pogrzeb, czasem tylko jaki robotnik uchyli� czapkialbo robotnica prze�egna�a si� pobo�nie, westchn�a  i biegli dalej, porywani tymi Swistami,co jak ostrza zimne pru�y powietrze ci�kie, szare, przesycone dymami, które strugami brud-nymi bucha�y z niezliczonych kominów, dar�y si� o dachy i nape�nia�y ulice trudnym do znie-sienia zapachem.Borowiecki przystan�� ogl�daj�c si� za doro�k�, aby pr�dzej znalex� si� w kantorze, gdyzobaczy�, �e mu si� k�aniaj� z przeje�d�aj�cego powozu.To Mada M�ller z bratem, któryw czerwonej, burszowskiej czapeczce, z zielono-czerwon� wst�g� korporacji przez piersi i zwielkim czarnym pudlem na kolanach siedzia� rozwalony w powozie.O kilkanaScie kroków dalej powóz przystan�� przy trotuarze.Mada z uSmiechem zwróci�a si� do Borowieckiego. Panie, a obiecane tytu�y ksi��ek! To pan taki s�owny?  zacz�a zaraz po przywita-niu si�.Borowiecki patrzy� w jej z�otawe oczy. Przyznaj� si� szczerze do zapomnienia, ale �e si� poprawi� i dzisiaj jeszcze pani przy-szl�, przyrzekam uroczyScie. Nie wierz�, ��dam solidniejszego zapewnienia  szczebiota�a weso�o. Gotów si� jestem na to podpisa�. Ma�o! Podpis niewiele kosztuje  Smia�a si�, rozbawiona humorem, z jakim k�ad� r�k�na piersiach i obiecywa�. Wi�c opatrz� swój podpis �yrem jakiej firmy wielkiej. Chyba pani Likiertowej  zawo�a�a pr�dko i schowa�a szybko twarz w jedwabn� mufk�,przestraszona w�asnymi s�owami, które si� jej niechc�cy wyrwa�y. Mówi� jej tyle razy, �e g�upia, to mi nie chce wierzy�  zamrucza� Wilhelm. Gdzie pan idzie?  zacz�a znowu, chc�c naprawi� z�e, jakie zrobi�a, i podnios�a twarzzaczerwienion� jak burak. Do roboty  odpowiedzia� swobodnie, chocia� ta wzmianka o Likiertowej zabola�a gomocno. Podwieziemy pana, dobrze, Mada? O, z przyjemnoSci�.Pan si� przecie� zgodzi? Siadam w miejsce odpowiedzi. Wilhelm, si�dx razem z psem, a panu ust�p miejsca  zawo�a�a energicznie. Dzi�kuj�, usi�d� sobie nisko, b�d� móg� wygodniej patrzy�; Sliczny pies. Trzy tysi�ce marek kosztuje.By� medalowany na wystawie i przedstawiany Capriviemu. A wi�c psia znakomitoS�! Z�y pies, szczeka na mnie i podar� mi zupe�nie nowy fartuszek. I pani go nie ukara�a za tak� zbrodni�? Da�by mi Wilhelm go bi�. A pa�stwo gdzie jedziecie? Mada coS ogl�da�a w Salonie Artystycznym, pewnie znowu kupuje jaki g�upi malunek.A ja chcia�em swojego Cezara przewieS� troch�, bo si� nudzi w domu, zupe�nie jak i ja. Kiedy� pan wraca do Berlina?Magda zacz�a si� Smia� bardzo g�oSno i szczerze. Od miesi�ca ju� wyje�d�a i co dzie� o to k�óci si� z pap�.103  Cicho, Mada, kiedy g�upia jesteS, to nie podnoS kwestyj, których nie rozumiesz  zacz��mówi� zirytowany, a� mu owa kresa na twarzy poczerwienia�a.Wyprostowa� swój olbrzymi korpus i siedzia� chmurny. Prosz� pana, czy ja panu tak�e si� wydaj� g�upi�? Tak mi o tym wszyscy w domu mówi�i tak ci�gle, �e w ko�cu ja sama b�d� musia�a uwierzy� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.