[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozeszły się nagle, każda w swoją stronę.Achaja poszła do wielkiego namiotu zajmowanego przez pluton.W wejściu o mało nie została stratowana przez malutką Sharkhe, która właśnie skądś wracała.– O, kurde! – krzyknęła.– Spotkałam dwie dziewczyny z mojego miasteczka! Z tej samej ulicy! Szlag.Zawsze ze mnie kpiły, że jestem taka niska.Poszły do woja rok przede mną.Tak się chwaliły, że mi buty spadały.A teraz podeszłam do nich w tym swoim ślicznym mundurze zwiadu.Żołnierz elitarnej jednostki! Z odznaką pułku z prawdziwego srebra.I z trzema baretkami za kampanie, w których brałam udział.Z rozetą za służbę w górskiej dywizji.Aaaaaaaaaach!!! A one w tych zwykłych płóciennych tunikach.Trzeci rok tu kwitną wśród pagórków.Dziewczyny zaczęły się śmiać.– Macie jakąś wódkę? Napiłabym się z nimi.Znalazł się spory bukłak.Achaja przejęła go szybko.– Co? Pić nie wolno?– Wolno.Ale lepiej dobijmy naszą kochaną piechotę.Wyjaśniła swój plan.Sharkhe, śmiejąc się, poszła przodem.Achaja i Shha odczekały chwilę, potem ruszyły jej śladem.Odnalazły ją pod jakimś namiotem siedzącą z koleżankami.– Achaja – zawołała i mrugnęła tak, żeby tamte nie widziały.– Co?Obie piechociarki zerwały się i stanęły na baczność.– Masz coś do picia?– Pewnie.– Rzuciła jej bukłak.Shha wyjęła z torby kawałek wędzonego mięsa zawinięty w szmatę.– Chcesz mieć czymś zagryźć? – Podała jej zawiniątko.– Picie bez zakąski to potem zgaga.– Dzięki.– No – wtrąciła się Achaja – i uważaj na wszystko wokół.Bo wiesz.Tej piechocie to nie można ufać.Obie dziewczyny z piechoty o mało nie skamieniały z szoku.Ich koleżanka ze zwiadu była.na „ty” ze swoją księżniczką w stopniu majora! A sierżant sam dawał jej zakąskę?! To niemożliwe.To niemożliwe.To niemożliwe.To tylko sen.Maślanym wzrokiem odprowadzały odchodzące major i sierżant, a Sharkhe rosła tak, że była już prawie normalnego wzrostu.– Pani major – Shha klepnęła siostrę w tyłek, kiedy znalazły się poza zasięgiem wzroku tamtych – twój pluton cię kocha.– Zwiad jest najlepszą formacją w tej armii.– Najlepszą na świecie!– Nawet nie wiesz, jak bardzo masz rację.Nic nie mów, chodź ze mną, to się wykąpiesz w prawdziwej gorącej wodzie.– Nie!?– Tak!– Słuchaj, my w takim razie naprawdę jesteśmy najlepsze na świecie.– Masz – Achaja rozłożyła ręce.– A na dodatek powiem Harmeen, żeby skombinowała gorącą kolację.– O, kurde! Niech Bogom będą dzięki za to, że jestem w zwiadzie.– Ty Bogów lepiej nie wzywaj.– Dobrze zapamiętała naukę Mistrza Anai, Krótkiego, Hekkego, Viriona i innych.– Bo jak przyjdą naprawdę, to cię zaraz załatwią, nie wiesz, co to za banda.Shha wzruszyła ramionami i znowu strzeliła siostrze klapsa.– Ty się tak nie przejmuj, mała – roześmiała się.– Jak mówią: nie łam się, bo cię życie szybciej złamie.– Słuszna racja, siostrzyczko.Przy balii już napełnionej ciepłą wodą czekała na nie porucznik zwiadu, tak zakurzona, że ledwie mogły rozpoznać rysy twarzy.– Pani major Achaja, księżniczka moja?– To ja.– Mam dla pani pisma i rozkazy.– Podała jej skórzaną teczkę.– Od kogo?– Nie wiem.– Porucznik wzruszyła ramionami.– Ze stolicy jadę, zmieniając konie – Nie mogła się oprzeć, żeby nie zerknąć na olbrzymią, pełną balię.– Przepraszam, ale.Nie zostawiłybyście mi, panie, trochę wody?– Wskakuj z nami.Zmieścimy się.– Nie mogę.– Dziewczyna zmrużyła zmęczone oczy.– Muszę przekazać rozkazy dowództwu obozu.Ale dzięki.– Nie bój się.Zostawimy coś.– Dziękuję, pani major! – Dziewczyna zasalutowała sprężyście.Harmeen siedziała już w środku.– Chodźcie, dziewczyny.Szybko stygnie.Lanni rozbierała się błyskawicznie.Achaja i Shha poszły w jej ślady.Wszystkie wskoczyły do ogromnej balii tak szybko, jak tylko mogły.– Kurde, dawno nie było mi tak dobrze – mruknęła Lanni.– Szlag.Ta teczka – Achaja wskazała na dokumenty i rozkazy, które dopiero co otrzymała – może tak leżeć na ziemi?– A co się przejmujesz? – Harmeen wsadziła dwa palce do ust i gwizdnęła głośno.Wartownik z piechoty pojawiła się prawie natychmiast.– Pilnuj teczki! Żebyś mi jej nawet na chwilę z oka nie spuściła!– Tak jest!– Fajnie jest być w zwiadzie – mruknęła Lanni.Harmeen przygryzła wargę.– A.to już zależy od tego, co jest w tej teczce.– Zamyśliła się na moment.– Nie?– E.co tam może być?– Mam nadzieję, że nie atak na Dery.– Cicho! Wartownik słucha.– Tam jest coś znacznie gorszego – mruknęła Achaja, która jedyna z nich coś wiedziała.– Znacznie gorszego.Ale nie przejmujcie się dziewczyny.Tylko Harmeen się domyśliła.Jęknęła cicho i zerknęła w stronę, gdzie leżał Wielki Las.Potem zaklęła, wychyliła się z balii, sięgając do swoich rzeczy.Podniosła płaski, specjalnie wyprofilowany bukłak.– Po łyku, koleżanki? – Wyszarpnęła korek zębami i wypluła na dłoń.– Tylko się nie upijcie na smutno.W dłuższy czas potem Achaja, rozgrzana kąpielą i ciepłym posiłkiem, leżała pod kocem w swoim namiocie studiując papiery.„Założenia strategiczno-taktyczne”, których nie dokończyła poprzednio, zawierały niewiele ciekawego.Podstawową sugestią było, by oddziały zasłoniły twarze szmatami, grubo wiązanymi, nasączonymi wodą.Autorzy przyznawali, że takie rozwiązanie jest skuteczne raczej w przypadku pyłu niż dymu, ale lepsze to niż nic.Ważniejszą informacją było to, że proponowali, by w momencie pojawienia się odurzającego dymu żołnierze usiedli plecami do siebie z napiętymi kuszami i nie wykonywali żadnych niepotrzebnych ruchów.Wtedy trucizna w ich krwi będzie krążyć wolniej i spowoduje mniejsze skutki.Z tym się akurat zgadzała.Wiedziała, jak łatwo się upić w sztok, śmiejąc się z koleżankami, tańcząc.Natomiast kiedy się siedzi nieruchomo na krześle w samotności, można wypić ze trzy razy więcej bez żadnego widocznego skutku.To coś, co odurzało w dymie, działało bardzo krótko i autorzy założeń twierdzili, że wystarczy przeczekać pierwszy moment, nie oddychając zbyt gwałtownie.Ciekawe, jak oni wyobrażają sobie spokojny oddech w trakcie bitwy? Mniejsza z tym.Następny dokument stanowił analizę ekonomiczną stosunków produkcji żywności wśród mieszkańców Wielkiego Lasu.Achaja przeczytała tytuł kilka razy, nie rozumiejąc go zbytnio.Sam dokument był jednak ciekawy.Autor dowodził, że jest niezwykle mało prawdopodobne, by w głębi lasu istniały pola uprawne lub jakaś hodowla.Dlatego też mieszkańcy muszą się utrzymywać z polowania i zbieractwa.Pozwala to jednak na utrzymanie z jednego kwadratu o boku tysiąca kroków pięćdziesięciokrotnie mniejszej liczby ludności niż w Arkach.Zaklęła cicho.Stąd wniosek, że gdyby do lasu wkroczyło nagle pięć dywizji, to każdej z nich, na danym odcinku, przeciwnik będzie mógł w pierwszej chwili przeciwstawić najwyżej siłę będącą odpowiednikiem batalionu (a i to wydaje się wygórowaną liczbą – najprawdopodobniej będzie to odpowiednik wzmocnionej kompanii).Achaja tylko pokręciła głową.Ciekawe, czy potwory z lasu wiedzą, że mogą utrzymać pięćdziesiątkroć mniej ludzi niż my? Ale.Kamyk do kamyka – mozaika zaczynała się układać w jakiś choć trochę widoczny wzór.Analiza produkcyjna.Autor stwierdzał, że tamtym brakuje rud żelaza.Nowe gatunki drzewa lub żywice wystarczają do produkcji wspaniałych strzał, jednak produkcja mieczy może odbywać się wyłącznie na bezwęglowym lub małowęglowym żelazie (niczego nie zrozumiała).Tamci nie mają utwardzanej stali! To zrozumiała.Jakby rąbnąć mocno w ich miecz, to taki powinien się po prostu złamać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]