[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gdybym chciał cię wtedy zabić szepnął, skubiąc zębami jej ucho tobym cięzabił.Ale ja chciałem tylko, żebyś poszła na jakiś czas w odstawkę.Stanowiłaś dla mniezagrożenie. Ja? skamlała. Przecież tuż przedtem się kochaliśmy! Chciałaś zrujnować moją fabrykę mówił. Ciężko harowałem, żeby zorga-nizować ten interes.Po raz pierwszy w życiu miałem prawdziwe pieniądze, własne pie-niądze, więcej pieniędzy, niż inni zdołają zarobić przez całe życie.Dzgnął ją lufą rewolweru.Krzyknęła.I raptem nacisk zelżał Glen podniósł sięi nogą w kowbojskim bucie odwrócił ją na plecy.Usiadła, gotowa rzucić się, zwalić goz nóg, lecz zastygła w absolutnym bezruchu.Rewolwer wyglądał jak armata.Patrzyła w czarną lufę bez dna, zaledwie centyme-try od jej twarzy.Nigdy w życiu tak się nie bała.Nieświadomie opróżniła pęcherz i cie-pła ciecz przesiąkła przez dżinsy.Glen stanął nad Anną, szybko chwycił ją za włosy, także musiała uklęknąć.Gdy pchnął jej głowę w stronę rewolweru, otworzyła usta do krzy-ku, przekonana, że będzie to ostatni dzwięk, jaki wyda na tym świecie.236Wetknął jej zimną lufę do ust.Głęboko, aż do gardła.Annę zemdliło, zadławiła sięśliną.Kilka sekund pózniej odruch wymiotny ustał, bo przerażenie było silniejsze, i ska-mieniała jak posąg. To powinno zamknąć ci gębę wychrypiał ze śmiechem, wbijając lufę jeszczegłębiej.Zaczęła się modlić.Z oczy trysnęły jej łzy.Azy żalu po ukochanym dziecku prze-mknęło jej przez myśl, lecz wiedziała, że nie tylko dlatego płacze.Opłakiwała własnąśmierć, wyobrażając sobie, co poczuje, gdy Glen zwolni spust.Widziała wielu samobój-ców, którzy strzelili sobie w usta, i zdawała sobie sprawę, że tego nie przeżyje.Kula roz-sadzi jej czaszkę i wyrwie mózg.Glen spenetrował wzrokiem okolicę.Wyglądało na to, że zauważył, jak niewielkaodległość dzieli ich od parkingu i od latarni ulicznej.Upłynęło zbyt dużo czasu i niechciał ryzykować.Wyjął lufę z jej ust. Wstawaj warknął. Idz przed siebie.Wstała, z trudem zwalczając mdłości.W ustach miała obrzydliwy metaliczny po-smak.Uniosła rękę, żeby rozmasować szyję.Dlaczego jej nie zabił? Dlaczego nie pocią-gnął za spust i nie skończył z nią? Była bezbronna, przerażona, błagała go o życie tenwidok musiał go ekscytować.Lecz gdyby ją zastrzelił, straciłby nad nią tę straszliwąwładzę.A on, do cna obłąkany, w tej władzy się pławił, myśląc, że jest niezwyciężony.Trącił ją lufą rewolweru.Omal nie upadła.Zaryzykować? Uciekać? Nie.Zabiłby ją strzałem w plecy, a tej satysfakcji dać munie chciała.W chwili gdy Glen pociągnie za spust, pragnęła patrzeć mu prosto w oczy. Szybciej rozkazał popychając ją.W ciemności dostrzegła migotliwy blask wody.Co teraz ze mną zrobi? myślałaprzerażona.Zamiast zastrzelić chce mnie utopić? Doszła do wniosku, że to wszystkojedno, i poddała się przeznaczeniu.Wiedziała, że musi umrzeć.Czerwona honda stała w poprzek ulicy.Drzwi od strony pasażera były otwarte naoścież, a karoseria mocno uszkodzona.Samochód otaczało co najmniej kilkanaście ra-diowozów; niektóre z nich stały przednimi kołami na krawężnikach, inne wyhamowałyna trawniku.Jimmy Sawyer leżał rozciągnięty pośrodku jezdni, w jaskrawym świetle reflekto-rów. Rzuć broń! szczeknął Reed przez megafon. Nie mam broni, przysięgam skamlał Sawyer. Nie strzelajcie.Proszę, niestrzelajcie.Reed spojrzał na Abramsa. Powiedz Annie, że mamy Sawyera.Niech wraca.237Abrams jęknął. Ona nie ma słuchawki, sierżancie.Trzeba po nią podskoczyć.Tommy uniósł brwi. Jesteś na kanale awaryjnym? spytał szybko. Może wzywała pomocy, a myjej nie słyszeliśmy? Wykluczone.Pewnie siedzi tam i zastanawia się, gdzie on przepadł.Reed przeniósł wzrok na Sawyera.Przez ostatni kwadrans panował tu niezły roz-gardiasz.Gdy detektyw spostrzegł czerwoną hondę, samochód jechał z tak dużą pręd-kością, że doszło do niebezpiecznego pościgu.Na jego czele pędził Reed, do Reeda dołą-czyły radiowozy z bocznych uliczek, aż w końcu Jimmy stracił panowanie nad kierow-nicą i honda grzmotnęła w drzewo.Detektyw wziął mikrofon. Wstań powoli, ręce trzymaj z dala od ciała.Potem się rozbierz.Cały czas chcemywidzieć twoje łapy.Sawyer wstał, opuścił ręce.Miał na sobie podkoszulek szybko go ściągnął i na-tychmiast otworzył dłonie, pokazując, że nic w nich nie ukrywa. Spodnie też rozkazał Reed i znów odwrócił się do Abramsa. Jedz po nią.Nie chcę, żeby siedziała tam sama.Podczas gdy Sawyer zdejmował dżinsy, Noah odszukał wzrokiem swój samochódi spostrzegł, że blokuje go kilka radiowozów. Będę musiał zaczekać odrzekł. Nie wyjadę. No to idz na piechotę odparował Reed i znów podniósł mikrofon do ust. I spodenki, Sawyer! krzyknął. Spodenki też!Jimmy zdjął ostatnią część ubrania, stanął nagi w świetle reflektorów i odruchowozasłonił rękami genitalia.Abrams, w obstawie kilku innych policjantów, podbiegł do niego z kajdankami.Miał nadzieję, że za chwilę blokada zostanie usunięta i będzie mógł pojechać po Annę.Sawyer odciągnął ich daleko od parku, więc gdyby Noah szedł pieszo, trwałoby to całewieki.Nałożył Sawyerowi kajdanki i przekazał go Reedowi, który zaprowadził zatrzy-manego do swego samochodu. Zimno mi powiedział Sawyer, siedząc już w radiowozie. Przyjechałemtu, żeby się poddać, no nie? Za każdym razem, kiedy próbuję zrobić coś jak trzeba,wszystko obraca się w jakiś pieprzony koszmar.Nie możecie mi oddać ubrania? Najpierw odpowiesz na kilka pytań mruknął ponuro sierżant. Tak dla in-formacji: twoi kumple sypnęli.Grożą ci poważne oskarżenia o wytwarzanie i rozpro-wadzanie narkotyków, Jimmy.Sawyer milczał, ale zadrgały mu mięśnie twarzy.Reed spojrzał chłopakowi w oczy.238 Pracowałeś z Hopkinsem? Tak jakby.To znaczy: myśleliśmy, że pracujemy dla siebie, ale okazało się, że jestinaczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]