[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeląkł się i o mało nie upuściłskarbu, dosłownie w ostatnim momencie chwycił go mocniej.Tak nie mogę tego nieść, pomyślał, muszę schować klejnot.Zastanawiał sięchwilkę, po czym wyjął lekki sweter, który babcia zapakowała mu do tornistra.Owinął starannie kamień, ułożył go troskliwie w tornistrze i zapiął dokładnie pa-ski.Zrobił kilka kroków, po czym podniósł wzrok, żeby się rozejrzeć, i wtedyponownie zobaczył tamtą istotę, która wskazała mu drogę do kamienia.Przystanął.Jeszcze raz ogarnęło go bezgraniczne zdumienie.Był tak wzruszony, że dooczu napłynęły mu łzy.Istota stała w przejściu, jedną ręką wspierając się o ścianę,a w jej twarzy Dolg wyczytał niezdecydowanie. Ty jesteś strażnikiem, prawda? zapytał bardzo ostrożnie i przyjaznie.Przemknęła mu przez głowę myśl, potwierdzająca wcześniejsze przypuszcze-nia.Zrozumiał, że słowa nie mają znaczenia.Ta istota czyta w jego myślach, choćpewnie nie rozumie słów, które on wypowiada. Podejdz bliżej, ja nie jestem niebezpieczny , pomyślał Dolg. Miej dla mnie litość , dotarło do niego w odpowiedzi.Dolg skinął głową. Chodz do mnie! Mam na imię Dolg.Pochodzę z islandzkiego rodu czarno-księżników.Wyczuwał, że pomiędzy nim a tą istotą wytworzył się bardzo piękny nastrój,że serce mu wzbiera wzruszeniem, a do oczu napływają łzy.Wiedział, że przeży-wa coś wyjątkowego.Uczestniczy w spotkaniu dwóch czasów.Starał się, by w jego myślach zawierało się tyle przyjazni i wyrozumiałości,na ile tylko mógł się zdobyć: Czy mi się zdaje, czy spędziłeś tu bardzo wiele czasu? %7łe oni, ci, którzyukryli tutaj kamień, zostawili cię, byś go pilnował? A potem o tobie zapomnieli?Istota nie wydawała się specjalnie zaskoczona ani przestraszona obecnościąDolga.Ale to chłopca w najmniejszym stopniu nie dziwiło.Odpowiedz nadeszła natychmiast, Dolg wyczuwał zaufanie, jakby od dawnaistniała między nimi wspólnota: Ja nie wiem, co się stało.Zostaliśmy napadnięci przez jakieś obce istoty i mu-sieliśmy natychmiast dobrze ukryć nasze klejnoty.Mnie wyznaczono do pilnowa-71nia.A potem.Nie wiem, czy coś im przeszkodziło, czy byli bardzo zajęci, czytak po prostu o mnie zapomnieli.Czekanie trwało bardzo długo.Już mi się zda-wało, że nikt się tu nigdy nie pojawi. W takim razie ogromnie się cieszę, że to ja mogłem do ciebie przyjść , od-powiedział Dolg z uśmiechem.Tamta istota odpowiedziała mu także uśmiechem. Ja też się cieszę.Chcesz mi pomóc? Oczywiście! Ale najpierw jedno pytanie: Czy ty jesteś żywą istotą, czy du-chem?Odpowiedz długo nie nadchodziła, wobec tego Dolg rzekł pośpiesznie: No nic, to nie ma wielkiego znaczenia.W jaki sposób mógłbym ci pomóc?Chłopiec rozumiał, że decyzja została podjęta. Najpierw ja pomogę tobie , odparła istota z praczasu. To będzie moje po-dziękowanie dla ciebie.A poza tym wielu nastaje na magiczną siłę kamienia,wielu chciałoby ci go odebrać. Dziękuję, ale w jaki sposób ty możesz mi pomóc? dopytywał się Dolgcokolwiek zaskoczony. Tutaj w podziemnych korytarzach grozi ci wielkie niebezpieczeństwo,a otwór, przez który wszedłeś, został zasypany kamieniami.Ale ja wiem, jak cięstąd wyprowadzić. Tysięczne dzięki.To bardzo miłe z twojej strony , rzekł Dolg nieoczekiwaniebardzo oficjalnie. Widzisz, ja muszę uratować od śmierci mojego tatę, i wszystkowskazuje na to, że tylko ten szlachetny kamień może mu pomoc.Strażnik przyznał mu rację.Ruszyli ku wyjściu i Dolg zobaczył, że istotnie korytarz i wejście zostały cał-kowicie zasypane kamieniami.Widocznie ci, którzy ukryli kamień, woleli miećpewność, że nikt niepożądany go stąd nie wyniesie.Przez chwilę Dolg niepokoił się, że zgaśnie mu pochodnia.Podczas gdy straż-nik szedł prosto przed siebie i wskazywał mu inną drogę, zdawało się wiodącąw mroczną głąb ziemi pod wulkaniczną górą, Dolg zwolnił kroku i próbował oddogorywającej żagwi zapalić swój zapasowy kawałek spróchniałego drewna. Kiepsko mi idzie , przesłał w myśli informację strażnikowi. Zaczekaj namnie.Boję się, że światło całkiem mi zgaśnie!I rzeczywiście, w tej chwili pochodnia zgasła, a na chłopca napadło coś odtyłu, szarpało go i ciągnęło, chcąc mu odebrać tornister. Ratunku! wrzasnął ile tchu w płucach.Coś przebiegało obok niego i szamotało się z gniewnym sykiem.Teraz w ko-rytarzu panowały ciemności i Dolg, którego jakaś siła cisnęła o ścianę, siedziałzgięty wpół, wsłuchując się w odgłosy dziwnej walki.Było tak, jakby walczyłyze sobą dwie pantery, tylko dużo ciszej.Przeciwnicy wydawali głuche pomruki72i ostre parskania, jakieś dwie postaci miotały się błyskawicznie w ciemnym kory-tarzu, zwinne i zaciekle.Czaiły się jedna na drugą, rzucały na siebie.Dolga zajmowały dwie sprawy: musiał bardzo uważać, by mu nikt nie odebrałtornistra z ogromnym szafirem, więc po prostu na nim usiadł, a poza tym nie-ustannie próbował zapalić pochodnię.Koniec drewna żarzył się słabiutko i chło-piec dmuchał weń niestrudzenie, osłaniając ogień dłonią.Och, ratunku, pomóżciemi, dobre duchy.Niech pochodnia znowu zapłonie, myślał błagalnie.Niech minie zgaśnie to jedyne światełko, jakie mam.Drugą ręką raz po raz sprawdzał, czybłękitna kula znajduje się na miejscu.I nagle pochodnia buchnęła wielkim płomieniem, a on zrozumiał, że sprawiłato jego własna dłoń, która dotykała szafiru.To magiczna siła kamienia wznieciłaogień!Odnosił teraz wrażenie, że jego przyjaciel, strażnik, uzyskuje przewagę.Aleprzeciwnik wciąż był straszny.Piąty śpiący wielki mistrz.Dolga ogarnęła wściekłość. Jakim sposobem tu wlazłeś, ty stara flądro? wrzasnął, ponieważ piątywielki mistrz był równie dziwacznie dwuwymiarowy jak inni mistrzowie.Wi-docznie zbyt długo spał w stosie kamiennych tablic, pomyślał chłopiec złośliwie.Wielki mistrz błąkająca się po ziemi dusza Tomasa de Torquemady, o czymjednak Dolg nie wiedział wbił w chłopca swoje ohydne spojrzenie.I ta chwi-la nieuwagi wystarczyła, by strażnik ostatecznie uzyskał przewagę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]