[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zobaczyliśmy światło i.Zamilkłem.Wąska, jasna smuga przesunęła się tuż obok, nie obejmując jednak swoim zasięgiem ani mnie, ani Kryśki.- Tu nikogo nie ma! - powiedział Prot.- Możemy śmiało iść dalej.Jeżeli dłużej chcesz się tak ślimaczyć, to nie zajdziemy tam przed świtem.A przed świtem to ja już muszę być z powrotem!- Boję się, że my w ogóle nie zdążymy, Procie! - obcy głos pełen był niepokoju i zniecierpliwienia.- Czy doprawdy nie możemy tego zrobić za dnia?- Nie.Za dnia wszyscy nas mają na oczach.Musimy zajrzeć tam w nocy.- A ten twój gość? Nie obudził się, jak wychodziłeś?- Mój gość ma mocny sen.Śpi spokojnie.Chciałbym sypiać spokojnie w leśniczówce Prota, ale doprawdy było to niemożliwe.Gdzie, u diabła, Prot miał zamiar zaglądać w nocy?Nagle rozległ się ostry gwizd.Snop światła śmignął w górę.- Jesteśmy tutaj! - zawołał towarzysz Prota.- Idziemy już, daruj sobie, Marcinie, to gwizdanie!Dopiero teraz ujrzałem twarz nieznajomego, podświetloną od dołu jego własną latarką.Była to twarz okolona ciemnym zarostem, smagła, podobna może trochę do twarzy Prota, ale młodsza i ostrzejsza w wyrazie.- Znasz go? - szepnąłem.- Nie.Krystynka kurczowo trzymała moją rękę.Miałem wielką ochotę pójść dalej śladem Prota, ale nie mogłem przecież ciągnąć ze sobą dziewczyny.Odchodzili szybko, zapewne ludzie, którzy czekali na nich w lesie, byli bardzo blisko, bo gwizd, który słyszeliśmy przed chwilą, nie mógł tu dobiec z daleka.- Wracamy do domu, Krystynko.- Nie! - zaprzeczyła.- Za nic! Chodźmy dalej, błagam pana!- To niemożliwe, Krysiu, musimy wracać!- Czy doprawdy okaże się pan ciepłymi kluskami w decydującym momencie? - zdenerwowała się Krystynka.Okazałem się ciepłymi kluskami w decydującym momencie i ruszyłem w stronę domu, ciągnąc za sobą Krystynkę.- Teraz sam pan się przekonał, że coś w tym wszystkim jest! - mówiła Kryśka z rozżaleniem.- Nie masz chyba zamiaru śledzić własnego dziadka, Krysiu! - odparłem.- Chyba znasz go na tyle, żeby mieć zaufanie do wszystkiego, co robi.Ja go znam i mam do niego zaufanie! - stwierdziłem kategorycznie, chociaż tej nocy moje zaufanie do starego Prota trochę zostało zachwiane.- Wiem, że śledzenie rodzonego dziadka nie jest.no, nie jest niczym chwalebnym, ale.och, tak się o niego martwię! Przecież starzy ludzie też mogą strzelać jakieś głupstwa!Zwrot nie był właściwy w odniesieniu do Prota.Zastanawiałem się przez chwilę, czy mam Krystynce zwrócić na to uwagę, ale w końcu przemilczałem, ona zaś ciągnęła dalej swoje wywody:- Niech pan pomyśli! Oni ukrywają coś przed nami wszystkimi, nawet przed panem.Czy ukrywa się sprawy, w których nie ma nic złego? Można o nich nie mówić, ale ukrywać?- No, wiesz, Krystynko, bywają rzeczy, które wymagają tajemnicy.Zachciało mi się spać i bałem się piekielnie, że Krystynka zażąda ode mnie przykładów.- Na przykład? - zapytała.Westchnąłem.Wyliczyłem gładko cały szereg tajemnic państwowych, zawodowych i innych, które trzeba zachować choćby ze względu na dane komuś słowo.- Więc pan sądzi, że któraś z tych tajemnic może obowiązywać dziadka? To byłoby piękne, stale jednak pamiętam o tym, co przypadkowo słyszałam.Krystynka przerwała, bo nieoczekiwanie stanęła przed nami Babetka.- Na miły Bóg! - zawołałem.- Czy doprawdy w tej leśniczówce ludzie nie mają zwyczaju sypiać? A ciebie co wyciągnęło z łóżka?- Głos pana i Kryśki! - odparła Babetka bez zakłopotania.- Usłyszałam rozmowę i zlękłam się po prostu, że włóczy się tu ktoś obcy.Krystyna, ja nie wiem, czy Anita będzie zachwycona, kiedy jej powiem o twoim nocnym spacerze! - zwróciła się do Kryśki ostro.- Więc jej nie mów o tym! - zaproponowała Krystynka i ta propozycja wydała mi się jak najbardziej uzasadniona.- Sama nie śpisz i nie dajesz spać innym! I jeszcze wymagasz ode mnie, żebym nie mówiła o tym Anicie!Głos Babetki brzmiał gniewnie, w ciemności nie widziałem jej twarzy, ale mogłem się domyślić, że Babetka była wściekła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]