[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak Biuro ma teraz większe kłopoty nagłowie.– Myślę, że byłbyś innego zdania, gdybyś zobaczył LenęHerzfeld – wtrąciła Chiara.Nawot podniósł rękę w obronnym geście.– Słuchaj, Chiaro.W idealnym świecie od razuposzlibyśmy tropem Martina Landesmanna.Ale jest inaczej.Zresztą w idealnym świecie równie dobrze moglibyśmy zamknąćBiuro i zająć się szydełkowaniem.– W takim razie co według ciebie mamy zrobić? – spytałGabriel.– umyć od wszystkiego ręce?– Zostaw tę sprawę Lawonowi.Albo przekaż śledczym zjakiejś agencji zajmującej się restytucją żydowskiego mienia.– Z Landesmannem i jego adwokatami nie będą miećżadnych szans.– A ty jeszcze mniejsze, zwłaszcza wtedy, gdy Landesmannpozna twój życiorys.On ma mocnych sojuszników.– Ja też.– Rozszarpią cię na kawałki.Pamiętaj, że ten człowiekprzekazuje na cele dobroczynne niewyobrażalne sumy.– Nawotmilczał przez chwilę.– Powiem ci coś, czego pewnie będę późniejżałował.– No to nie mów.Nawot nie posłuchał.– Gdybyś przyjął od Szamrona posadę dyrektora, mógłbyśpodejmować tego rodzaju decyzje.Ale ty.– O co ci chodzi, uzi? Chcesz mi pokazać, kto tu rządzi?– Nie pochlebiaj sobie, Gabrielu.Moja decyzja jest taka anie inna, bo nie zapominam o naszych priorytetach.Jednym z nichjest konieczność utrzymywania dobrych stosunków z agencjamibezpieczeństwa i wywiadu w Europie Zachodniej.Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebujemy, jest jakaśniedowarzona, kowbojska operacja przeciwko MartinowiLandesmannowi.uważam naszą dyskusję na ten temat za oficjalniezamkniętą.Gabriel wyjrzał przez okno, limuzyna właśnie skręcała wulicę Narkissa.W oddali zobaczył mały budynek o fasadzie zwapienia, prawie całkiem schowany za wielkim eukaliptusem.Gdysamochód stanął przed bramą, Nawot poruszył się nerwowo.Nigdynie lubił ostrej wymiany zdań.– Przykro mi, że musiałem tak postawić sprawę.A terazwitajcie w domu.idźcie do siebie, przez parę dni siedźcie cicho.My w tym czasie postaramy się wyciszyć aferę w Buenos Aires.Odpocznijcie.Nie obraź się, Gabrielu, ale wyglądasz bardzo źle.– Nie umiem spać w samolocie, uzi.– Dobrze że przynajmniej niektóre sprawy się nie zmieniły.38.Rue de Miromesnil, ParyżMaurice Durand gorzko żałował, że w ogóle usłyszał oportrecie młodej, ponętnej kochanki Rembrandta van Rijna.Zakrwawiony obraz był zbyt uszkodzony, by go odsprzedać dalej,na domiar złego Durandowi nie dawała spokoju znaleziona wśrodku lista nazwisk i numerów.Durand, z natury metodyczny,postanowił zmierzyć się kolejno ze wszystkimi swoimi kłopotami.Najpierw wysłał krótki e-mail na pewien adres nayahoo.com.Napisał w nim, że ku ogromnemu rozczarowaniuAntiquités Scientifiques, zamówiony przez klienta towardoszczętnie spłonął w pożarze magazynu.Ponieważ był to obiektunikalny, firma Antiquités Scientifiques czuje się zobowiązana donatychmiastowego zwrotu przekazanego depozytu (były to dwamiliony euro, co oczywiście nie zostało wspomniane w e-mailu).Swoją korespondencję Durand zakończył wyrazami ubolewania zpowodu zaistniałej sytuacji.Dopiero po wysłaniu e-maila przyjrzał się uważniej trzemtajemniczym znalezionym za obrazem kartkom.Po krótkimwahaniu zdecydował się na najprostsze rozwiązanie – sięgnął pozapałki z hotelu Fouquet’s, które miał akurat pod ręką.Zapaliłjedną, podniósł do prawego dolnego rogu pierwszej stronypergaminu i przez kilka sekund trzymał płomień w odległości parucentymetrów od papieru.W ostatniej chwili czytał nazwiska z listy:Katz, Stern, Hirsch, Greenberg, Kapłan, Cohen, Klein,Abramowitz, Stein, Rosenbaum, Herzfełd.Zapałka zgasła w obłoczku dymu.Durand zapalił następną,ale z tym samym skutkiem.Trzeci raz już nie próbował.Staranniewsunął pergaminowe stroniczki z powrotem do nawoskowanejkoperty i włożył ją do sejfu, następnie podniósł słuchawkę telefonui wybrał numer.Już po pierwszym sygnale usłyszał głos kobiety.– Mąż w domu?– Nie.– Muszę się z tobą zobaczyć.– No to się pośpiesz, Maurice.Angélique Brossard przypominała jedną ze stojących nawystawie swojego sklepu figurynek ze szkła – była mała,delikatna, przyjemna dla oka.Durand znał ją od blisko dziesięciulat.Ich związek należał do kategorii dyplomatycznie określanejprzez paryżan cinq à sept – od piątej do siódmej – które to dwiegodziny tradycja francuska przeznaczyła na cudzołóstwo.Zewszystkich problemów życiowych Duranda ten był najmniejskomplikowany.Obydwie strony oczekiwały tylko przyjemności, omiłości nikt nie wspominał.Nie oznaczało to bynajmniej, że w ichzwiązku brakowało ciepła czy zaangażowania.Durand dobrzewiedział, że bezmyślnie wypowiedziane słowo lub zapomnianeżyczenia urodzinowe mogły wprawić Angélique w furię.Jużdawno temu przestał myśleć o małżeństwie.Angélique Brossard była dla niego najlepszą namiastkążony, jaką sobie mógł wyobrazić.Ich spotkania zawsze odbywały się na sofie w jej biurze.Nie była to sofa wystarczająco duża na swobodne igraszki, leczlata regularnego użytkowania sprawiły, że obydwoje nauczyli się wpełni wykorzystywać jej potencjał.Tego popołudnia Durand jednaknie miał ochoty na romansowanie.Zawiedziona Angélique zapaliłagitanes’a i spojrzała na kartonową tubę w ręku kochanka.– Przyniosłeś mi prezent, Maurice?– Tak naprawdę, to chcę cię o coś poprosić.Uśmiechnęłasię łobuzersko.– Miałam nadzieję, że coś takiego w końcu powiesz.– Nie o to chodzi.Chcę, żebyś to schowała u siebie.Znowuzerknęła na tubę.– Ale co jest w środku?– Lepiej, jak nie będziesz wiedziała.Po prostu schowaj togdzieś w dobrym miejscu.Tam, gdzie temperatura i wilgotnośćpowietrza są w miarę stałe.– Co to jest, Maurice? Bomba?– Nie wygłupiaj się, Angélique.Zamyślona zdjęła palcem okruszek tytoniu z czubka języka.– Czy ty aby czegoś przede mną nie ukrywasz?– Ależ skąd.– No to co jest w środku?– Nie uwierzyłabyś, nawet gdybym ci powiedział.– Chociaż spróbuj.– Obraz Rembrandta wart miliony dolarów.– Naprawdę? Masz jeszcze jakieś inne rewelacje?– Tak, obraz ma dziurę po pocisku i jest poplamiony krwią.Lekceważąco wydmuchnęła obłok dymu w kierunku sufitu.– Co się z tobą dzieje, Maurice? Nie jesteś dzisiaj sobą.– Nie mogę się skupić na pracy.– Problemy zawodowe?– Można tak to określić.– Moja firma też ma kłopoty.Wszyscy wokół mająproblemy.Może nie powinnam tego mówić, ale wydaje mi się, żeświat był lepszy, gdy Amerykanie mieli więcej pieniędzy.– To prawda – odparł Durand z roztargnieniem.Angéliquezmarszczyła czoło.– Dobrze się czujesz?– Nic mi nie jest – zapewnił ją Durand.– Czy w końcu mi powiesz, co jest w tej tubie?– Nic ważnego, Angélique.Uwierz mi.39.Tyberiada, IzraelAri Szamron dla obronności i bezpieczeństwa Izraelaznaczył tyle, ile woda dla stworzenia i podtrzymania życia naZiemi.Historia Szamrona była historią Izraela.Uczestnik pierwszych walk o powstanie państważydowskiego, sześćdziesiąt lat życia poświęcił obronie swojegokraju przed wrogami.Wprowadzał agentów na dwory królewskie,wykradał tajemnice tyranów, zabijał wrogów rękami własnymi lubswoich pracowników.Jego gwiazda płonęła najjaśniej w czasachkryzysów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]