[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wciąż.i wciąż".Potem się roześmiał.Pochylony nad laską, marszczył w gry-masie swą starczą twarz o ziemistej cerze i ściskał w szponiastej dłoni nową wersję testamentu; testamentu oficjalnie poświadczonego i podpisanego w obecności świadków, o czym rodzina dobrze wiedziała.William wstał i powiedział:“Panie, jesteś może mym ojcem i dawcą życia, ale jesteś również najbardziej odrażającą kreaturą, jaka pełzała po po-wierzchni ziemi od czasów, kiedy wąż skusił w raju Ewę".“A wcale nie! - odparł ze śmiechem stary potwór.- Znam cztery gorsze.A teraz, jeśli pozwolicie, oddalę się do siebie, ponieważ muszę uporządkować papiery w sejfie.a kilka nie-potrzebnych spalić w piecu".- A więc gdy oznajmił im swą wolę, miał jeszcze egzemplarz pierwotnego testamentu? - zapytał Holmes bardziej z ciekawością niż ze zdziwieniem.- Tak.- Mógł przecież spalić stary zapis zaraz po tym, jak nowy został sporządzony i podpisany przez świadków - zadumał się Holmes.- Miał do dyspozycji całe poprzednie popołudnie i wieczór, żeby to uczynić.Ale nie zrobił tego, prawda? Dlaczego? Jak by pan odpowiedział na to pytanie, Lestrade?- Podejrzewam, że chciał jeszcze bardziej zabawić się ich kosztem.Dawał im szansę, kusił, mamił, że wszystko jeszcze zmieni.- Zapewne liczył na to, że któreś z nich się nie cofnie - Powiedział Holmes.- Czy nie przyszła panu do głowy taka Możliwość? - Odwrócił głowę w moją stronę i obrzucił mnie swym inteligentnym i cokolwiek mrożącym spojrzeniem.- Czy nie przyszło to wam obu do głowy? Czyż nie jest możliwe, że tak czarny charakter zaczął kusić, wiedząc, że jeśli ktoś z jego rodziny ulegnie temu kuszeniu i skróci ojcu cierpienia.z tego, co pan mówił, inspektorze, wynika, że najprawdopodobniej byłby to Stephen.to osoba ta zostanie schwytana.i zadynda za ojcobójstwo?Popatrzyłem z niemą zgrozą na Holmesa.- Nieważne - powiedział.- Dalej, inspektorze.Sądzę, że już czas, by na scenie pojawił się zamknięty pokój.Cała czwórka siedziała jak sparaliżowana, obserwując w milczeniu oddalającego się powoli korytarzem w kierunku swego gabinetu starca.Panowała głucha cisza mącona jedynie stukaniem jego laski, rzężącym oddechem, płaczliwym miauczeniem kota w kuchni i miarowym tykaniem zegara w salonie.Później dotarł skrzyp zawiasów, gdy starzec otwierał drzwi gabinetu, do którego po chwili wszedł.- Chwileczkę! - przerwał ostro Holmes, prostując się na ławce.- Ale nikt nie widział, jak wchodzi do gabinetu, prawda?- Obawiam się, że to nie tak, mój drogi Holmesie - odparł Lestrade.- Pan Oliver Stanley, służący lorda Hulla, usłyszał, jak jego pan idzie korytarzem.Wyszedł z przebieralni Hulla, podszedł do balustrady galerii i krzyknął na dół, pytając, czy wszystko w porządku.Hull popatrzył w górę; Stanley widział go tak wyraźnie jak ja teraz pana, przyjacielu, i odparł, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.Następnie potarł tył głowy, wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi na klucz.Gdy ojciec docierał do drzwi gabinetu (korytarz jest bardzo długi, toteż bez niczyjej pomocy wędrówka zajęła starcowi dobre dwie minuty), Stephen otrząsnął się ze stuporu i stanął w progu salonu.Był świadkiem wymiany zdań między swym ojcem a służącym.Oczywiście lord Hull stał odwrócony do syna plecami, ale Stephen słyszał przecież jego głos i widział charakterystyczny dla starego Hulla gest: pocieranie tyłu głowy.- A czy przed przybyciem policji Stephen Hull miał okazję porozumieć się ze Stanleyem? - zapytałem, moim zdaniem bardzo inteligentnie.- Naturalnie - odparł ze znużeniem Lestrade.- I prawdopodobnie rozmawiał.Ale z całą pewnością w zmowie nie są.- Jest pan tego pewien? - zapytał bez szczególnego zainteresowania Holmes.- Tak.Stephen potrafiłby łgać jak z nut, ale Stanley robiłby to bardzo kiepsko.Może mi pan w tej kwestii zaufać albo nie.To już pańska sprawa, Holmes.- Ufam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]